Dla widzów o mocnych nerwach

Wierzyłem w dziewczyny do ostatniej sekundy i wierzę w nie do końca sezonu – powiedział po wygranym w dramatycznych okolicznościach meczu ze Startem Elbląg trener Ruchu Chorzów Vit Teleky.


Prognozując przebieg spotkań Ruchu ze Startem w ciemno można założyć, że będą zacięte, wyniki oscylować będą wokół remisu, a największych emocji dostarczą ostatnie fragmenty; gdy ważyć się będzie końcowy rezultat, o sukcesie zadecyduje jedna bramka.

Tak było we wrześniu 2020 roku, gdy na niespełna kwadrans przed końcem chorzowianki prowadziły 19:16, ale skuteczny finisz rywalek przechylił szalę na ich stronę (25:24). W grudniu występujące w roli gości „Niebieskie” prowadziły 6 bramkami, by w końcówce zafundować sobie dreszczowiec wygrany 27:26.

Szaleństwo chwilowe

Nie inaczej było w niedzielny wieczór przy Dąbrowskiego. Grający po raz drugi pod wodzą Vita Telekiego Ruch zdołał postawić się będącemu ostatnio na fali wznoszącej (2 kolejne zwycięstwa) rywalowi i wyszarpał cenne punkty.

Gdyby ten mecz zakończył się porażką, w Chorzowie można by już było myśleć o nowym sezonie, bo opuszczenie oznaczającego spadek z superligi ostatniego miejsca byłoby praktycznie nierealne. Obecna sytuacja przedstawiciela okręgu śląskiego nadal nie należy do łatwych, ale dystans do bezpiecznej strefy zmniejszył się do 5 punktów.

Radość chorzowianek po końcowej syrenie była w pełni uzasadniona, ale słowacki szkoleniowiec na szalony taniec swych podopiecznych spoglądał ze spokojem i tylko przez chwilę bił brawo. Z wygranej 28:27 cieszyły się wszystkie zawodniczki i trudno było wskazać tę najlepszą.

5 minut przestoju

– Po porażce w Kobierzycach postanowiłem nieco zmienić obronę. Myślę, że dobrze zrobiłem, ale nie tylko dlatego, że zwyciężyliśmy. Generalnie było widać pozytywy w tym elemencie. Dziewczyny walczyły, bo są świadome, że sezon się jeszcze nie skończył. Pod względem taktycznym pierwsza połowa była super (Ruch prowadził 14:12), ale początek drugiej nam trochę uciekł i Elbląg prowadził 17:14. Powiedziałem dziewczynom, że przestój może trwać maksymalnie 5 minut, że na podobne nie możemy już sobie pozwolić, bo w poprzednich meczach takie momenty okazywały się decydujące. Posłuchały mnie i dzięki temu możemy się cieszyć – oceniał na chłodno doświadczony szkoleniowiec.

Ostatnie fragmenty spotkania przeznaczone były dla widzów o mocnych nerwach. Horroru i nerwówki można było uniknąć, gdyby przy stanie 27:26 Marcelina Polańska wykorzystała rzut karny. Zwykle pewna w tym elemencie rozgrywająca tym razem przedobrzyła; rzuciła w trzecie tempo, ale nie trafiła w bramkę.

Wózek w jedną stronę

– Tego karnego miała rzucać Karolina Jasionowska, ale Kasia Wilczek zasugerowała, bym wyznaczył Marcelę. Uległem i teraz już wiem, że następnym razem będę słuchał tylko siebie. Zresztą pierwsza myśl jest z reguły najlepsza – odsłaniał kulisy kulminacyjnego momentu spotkania trener Teleky.

Za moment do remisu doprowadziła Nikola Szczepanik i emocje sięgnęły zenitu. Chorzowianki nie mogły skończyć akcji, więc piłkę przejęły przyjezdne. Im również jednak zatrzęsły się ręce, czego efektem była kontra sfinalizowana przepięknym rzutem Natalii Stokowiec.

– Trzeba mieć wiarę w to, co się robi. Jeśli nie będziemy wierzyć, to nie dojdziemy do celu, jakim są zwycięstwa i utrzymanie w elicie. Musimy ciągnąć ten wózek w jedną stronę. Jedna lastoviczka nerobi jar (jedna jaskółka wiosny nie czyni – przyp. red.), czeka nas jeszcze sporo meczów i wiele pracy. Zrobimy wszystko, by Ruch nie był na ostatnim miejscu – zapowiedział Vit Teleky, który twierdzi, że kluczowe znaczenie będzie miało spotknie 18. kolejki w Jarosławiu, a trener potraktuje je ambicjonalnie, gdyż przez trzy lata prowadził tamtejszy JKS, żegnając się w nieprzyjemnych okolicznościach.

Z podbitym okiem

Nim jednak do niego dojdzie, w niedzielę chorzowianki pojadą do Koszalina, który ostatnio pokonały po rzutach karnych.


Czytaj jeszcze: Nerwy do ostatniej chwili

– Sobotnia wygrana Jarosławia z Koszalinem sprawiła, że ze Startem musiałyśmy wygrać (w przypadku porażki Ruch do tych drużyn traciłby 8 punktów – przyp. red.) i z takim celem wyszłyśmy na parkiet – powiedziała kołowa i najbardziej doświadczona piłkarka Ruchu, Karolina Jasiowska, której 6-bramkowy występ stał pod znakiem zapytania, gdyż w wyniku treningowego zderzenia z Klaudią Grabińską solidnie podbiła oko.

– Ostatecznie dałam radę, cieszę się, że trener widział mnie w składzie i mogłam dołożyć cegiełkę do tego, by punkty zostały w Chorzowie. Trochę się pocieszymy, ale już musimy myśleć o kolejnych meczach – dodała najlepsza snajperka „Niebieskich” – 63 gole w 16 występach i 8. miejsce w klasyfikacji.


Na zdjęciu: Na twarzach chorzowianek znów zagościł uśmiech…

Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus