Długi lot do Erewania

W podróż poznaniacy mieli ruszyć rano, ale dzień wcześniej wieczorem otrzymali informację, że ich samolot uległ awarii. Dzisiaj szukano więc transportu w trybie awaryjnym. Jak się okazało, nastręczyło to więcej problemów, niż można się było spodziewać.

– Samolot rejsowy z Warszawy nie miał już wolnych miejsc – powiedział rzecznik prasowy Lecha, Łukasz Borowicz. – Z kolei w samolocie z Berlina udało nam się kupić zaledwie cztery bilety. Nie rozważaliśmy jednak kwestii przełożenia spotkania z Gandzasarem, nawet gdybyś mieli wylecieć w dniu meczu.

Co ciekawe, „Kolejorz” miał podobną przygodę trzy lata temu przed wyjazdową potyczką w Lidze Europy z Fiorentiną. Poznaniacy dotarli do Włoch po północy, z kilkunastogodzinnym opóźnieniem. I uwaga – wygrali wówczas z włoskim zespołem 2:1.

Przed tygodniem Lech pokonał Gandzasarem 2:0 po dwóch trafieniach Christiana Gytkjaera. Zaliczka wydaje się niemała, ale trzeba wziąć poprawkę na tzw. „trudny teren”, za jaki uchodzi Armenia. Polskie zespoły przekonały się o tym niejednokrotnie. – Pierwszy mecz graliśmy dobrze tylko przez 25 minut, później już tylko fragmentami – przypomina szkoleniowiec „Kolejorza”, Ivan Djurdjević.

W meczowej kadrze Lecha nie znaleźli się Robert Gumny (przechodzi rehabilitację po artroskopii kolana) oraz lekko kontuzjowani Tymoteusz Klupś i Kamil Jóźwiak.