Długie cienie starych grzechów

Dla piłkarzy Miedzi Legnica to żadna nowość, że tracą gole w doliczonym czasie gry.


Powiedzieć, że po poniedziałkowym spotkaniu wyjazdowym ze Stalą Mielec szkoleniowiec Miedzi Legnica Grzegorz Mokry był niepocieszony, to nic nie powiedzieć. 38-letni trener drużyny znad Kaczawy z największym trudem tłumił w sobie złość, bo po raz drugi z rzędu prowadzony przez niego zespół wypuścił zwycięstwo z rąk w doliczonym czasie gry. Zresztą swoje zastrzeżenia i wątpliwości, również co do pracy sędziów, przekazał na konferencji prasowej.

Dramatyczna końcówka

– Podsumowanie meczu ze Stalą zacznę od jego końca, bo koniec był dla nas dramatyczny – zaznaczył na wstępie opiekun zielono-niebiesko-czerwonych. – W drugim spotkaniu z rzędu straciliśmy bramkę z ostatnich sekundach, można nawet powiedzieć, że w ostatniej sekundzie meczu. Ja trochę inaczej interpretuję przepisy gry niż sędziowie, bo dla mnie jest ewidentny faul w narożniku, kiedy przy drugim rzucie rożnym naszych dwóch zawodników utrzymuje piłkę, konkretnie Dimityr Wełkowski i Luciano Narsingh. W tym momencie jest pchanie jednego na drugiego przez zawodnika Stali Mielec, nie mamy rzutu wolnego, który pozwoliłby nam te 15 ostatnich sekund rozegrać dwa podania i skończyłby się mecz i wtedy wygralibyśmy 1:0. Niestety, tego rzutu wolnego nie ma, konsekwencją jest długa piłka w nasze pole karne i mecz kończy się wynikiem 1:1.

Dla nas jest to ogromne rozczarowanie, bo z Legią Warszawa prowadziliśmy dwukrotnie i w doliczonym czasie gry straciliśmy trzy punkty. Ze Stalą historia się powtórzyła. Wiemy, w jakiej jesteśmy sytuacji, te punkty są dla nas kluczowe. Zespół pracuje bardzo mocno na to, żeby te punkty zdobywać. Czasami oczywiście brakuje nam pewnej jakości z piłką, zwłaszcza w niektórych momentach. Gra pod dużą presją oczywiście powoduje, że tej jakości jest mniej, ale ten zespół ma ogromne ambicje. Jest dobrze przygotowany, bo w każdym meczu naprawdę pracujemy intensywnie, żeby w końcu przyjść do pracy i się uśmiechnąć. Dawno już tej radości nie mieliśmy. I mimo tych przeciwności losu znowu musimy się jak najszybciej zbudować, bo czeka nas następny mecz. Gramy z drużyną, która zmierza po mistrzostwo Polski, czyli z Rakowem Częstochowa. I mimo trudnej sytuacji chcemy temu przeciwnikowi postawić ciężkie warunki gry.

Wielbłąd arbitra i… Guelena

Trudno nie zgodzić się z trenerem „Miedzianki” Grzegorzem Mokrym, że zdobycie wyrównującego gola przez mielczan poprzedził ewidentny faul Macieja Domańskiego narożniku boiska. Pomocnik gospodarzy pchnął Bułgara Dimityra Wełkowskiego z takim impetem, że nawet Stevie Wonder by to zauważył. Było to jednak „poza zasięgiem” sędziego Pawła Raczkowskiego oraz jego asystentów, a przecież sytuacja była kluczowa dla losów spotkania. Inna rzecz, że po dośrodkowaniu Leandro do piłki nie ruszył stoper Miedzi Levent Guelen. 29-letni Szwajcar (również z tureckim paszportem) stanął jak słup soli, więc Mateusz Matras bez problemów doszedł do piłki i z najbliższej odległości wpakował ją głową do bramki rywali.

Stare grzechy

Można teraz zastanawiać się, na co (lub na kogo) liczył Guelen w tej konkretnej sytuacji, lecz te dywagacje niczego nie zmienią, bo czasu nie sposób cofnąć. Obrońca Miedzi miał mnóstwo miejsca i czasu, by wybić futbolówkę tam, gdzie pieprz rośnie. Zaćmienie umysłu, brak koncentracji, czy brak komunikacji z kolegami, w tym z bramkarzem, Mateuszem Abramowiczem?

Jest takie angielskie przysłowie „Dawne grzechy rzucają długie cienie” i ono właśnie przyszło mi na myśl w kontekście zachowań piłkarzy Miedzi Legnica w końcówkach meczów z Legią i Stalą. Otóż wcześniej piłkarzom beniaminka zdarzały się podobne „wolty”. W meczu wyjazdowym z Wisłą Płock (1:4) w doliczonym czasie gry legniczanie stracili dwa gole, zdobyli je Mateusz Lewandowski (90+1) i Marko Kolar (90+4). W meczu rozegranym w Białymstoku zwycięską bramkę dla Jagiellonii (1:2) Portugalczyk Nene strzelił w 6. minucie doliczonego czasu gry. W ostatnich dwóch potyczkach Josue i Matras pogrążyli „Miedziankę” minutę wcześniej, czyli w 95 minucie gry. Amen.


Na zdjęciu: Mecz ze Stalą Mielec był kolejnym przykładem niefrasobliwości i pecha piłkarzy Miedzi Legnica.
Fot. miedzlegnica.eu