Dobry prognostyk?

Kandydaci do czołowych miejsc zaczęli sezon od zdobycia jednego punktu.


Najlepszy w historii GKS-u Tychy sezon zaczął się od meczu z ŁKS-em. 3 sierpnia 1975 roku tyszanie od remisu 1:1 z biało-czerwono-białymi rozpoczęli marsz po wicemistrzostwo Polski. 46 lat temu Henryk Tuszyński jako pierwszy wpisał się na listę strzelców, a kibice „trójkolorowych”, wchodząc na trybuny, żeby oglądać inaugurację obecnych rozgrywek, zastanawiali się kto pójdzie tym śladem.

Szczególny powód miał Łukasz Grzeszczyk, bo kapitan gospodarzy w czwartek obchodził 34 urodziny, ale łodzianie nie byli chyba zaproszeni na imprezę, bo od razu po pierwszym gwizdku mocno zaatakowali i przesiadywali na połowie tyszan oraz oddawali mnóstwo strzałów. Brakowało im jednak celności i Konrad Jałocha tylko w 22 minucie został wystawiony na poważniejszą próbę.

Antonio Dominguez mocno i dokładnie przymierzył z dystansu. Bramkarz miejscowych wykorzystał swój 2-metrowy wzrost wyciągając się jak struna i odbijając piłkę. W tej akcji tyszanie stracili jednak obrońcę, bo Łukasz Sołowiej, który czujnie nie dopuścił do dobitki został kopnięty w stopę i musiał opuścić boisko. Zastąpił go Nemanja Nedić, który po 5 minutach pobytu na murawie musiał z niej zejść, bo w powietrznym starciu nabawił się urazu głowy.

Na szczęście dla stopera z Czarnogóry fizjoterapeuci szybko założyli mu opatrunek i z „niebieską czapeczką” mógł kontynuować grę. Zakończył ją natomiast chwilę później Bartosz Biel, który także nabawił się kontuzji i jeszcze przed końcem pierwszej połowy zastąpił go Kacper Piątek, który tuż po wejściu nie zdołał zamknąć akcji po dośrodkowaniu Macieja Mańki, ale kontynuujący akcję Grzeszczyk huknął z 10 metra i Marek Kozioł musiał się wykazać, parując piłkę na rzut rożny. Jeszcze w odpowiedzi Pirulo sprawdził czujność Jałochy i obydwie drużyny bez zdobyczy bramkowej zeszły do szatni na przerwę.

W drugiej połowie łodzianie zaczęli strzelać celniej i w 52 minucie dopięli swego. Z 25 metra huknął Antonio Dominguez i otworzył wynik. Po stracie gola tyszanie ruszyli do ataku, ale Kozioł był na posterunku po główkach Michała Staniuchy w 54 minucie i Tomasa Malca w 58 minucie. Bramkarz ŁKS-u nie miał jednak szans, gdy po rzucie rożnym do odbitej piłki w narożniku pola karnego doszedł Krzysztof Wołkowicz i w 74 minucie przymierzył w okienko długiego rogu.

Tyszanie próbowali iść za ciosem, ale po znakomitej akcji w 81 minucie Gracjan Jaroch z 14 metra posłał piłkę za wysoko. Swojej szansy w 88 minucie nie wykorzystał też Jakub Tosik, który przedarł się w pole bramkowe, ale trafił wprost w piersi Jałochy i drużyny, które mierzą bardzo wysoko rozpoczęły sezon od zdobycia jednego punktu.


GKS Tychy – ŁKS Łódź 1:1 (0:0)

0:1 – Dominguez, 52 min, 1:1 – Wołkowicz, 74 min.

GKS: Jałocha – Mańka, Sołowiej (26. Nedić), Szymura, Wołkowicz – Staniucha (71. Kozina), Żytek (71. J. Piątek), Steblecki, Grzeszczyk, Biel (44. K. Piątek) – Malec (71. Jaroch). Trener Artur DERBIN.

ŁKS: Kozioł – Bąkowicz, Dąbrowski, Marciniak, Szeliga – Pirulo (79. Wolski), Dominguez (83. Rygaard), Rozwandowicz (83. Tosik), Moreno – Jurić (72. Janczukowicz), Trąbka. Trener Kibu VICUNA.

Sędziował Wojciech Myć (LUBLIN). Widzów 3458.

Żółte kartki: Wołkowicz – Rozwandowicz.

Piłkarz meczu – Krzysztof WOŁKOWICZ.


Fot. Dorota Dusik