Dobry remis

Przez większość spotkania w Norwegii zespół poznańskiego Lecha się bronił. Na tyle umiejętnie, że meczu nie przegrał.


Jak na tę porę roku w północnej części Norwegii, gdy rozpoczynał się pierwszy mecz 1/16 finału Ligi Konferencji pomiędzy Bodoe/Glimt, a Lechem Poznań, pogoda była… bardzo dobra. Wprawdzie wiało mocno, padał deszcz ze śniegiem, ale sukcesem jest to, że temperatura nie spadła poniżej zera. Miejscowi twierdzili, że warunki do gry są wręcz znakomite. Gospodarze rozpoczęli mecz od przejęcia kontroli nad piłką. Wydawało się jednak, że Lech jest na to przygotowany. Wprawdzie zapewne założeniem nie było to, by bronić się we własnym polu karnym, ale gracze „Kolejorza” zdawali sobie sprawę, że rywal przejmie inicjatywę. I tak też się stało.

Pierwsza odsłona przebiegała pod dyktando Bodoe/Glimt. Tyle, że drużynie z Norwegii, im bliżej było bramki, tym trudniej było umiejętnie rozwiązać daną sytuację. Kilka razy jednak w szesnastce mistrza Polski się zakotłowało. Po raz pierwszy po kwadransie gry, kiedy to mocno piłkę wstrzelił Joel Mvuka. Futbolówka przeleciała wzdłuż linii końcowej, a Patrickowi Bergowi niewiele zabrakło, by ją przeciąć. Po ok. 25. minutach napór gospodarzy nieco zelżał, choć to oni nadal częściej znajdowali się w posiadaniu piłki. Ale nareszcie Lech próbował się odgryzać kilka razy zdołał przetransportować piłkę w okolice pola karnego Bodoe/Glimt. Gdyby Mikael Ishak miał trochę więcej szczęścia, to być może przynajmniej raz piłka dotarłaby do niego, kiedy znajdował się w dobrym położeniu względem bramki. W obu przypadkach jednak Szwed nie był w stanie futbolówki przejąć.

Najlepszą okazję do zdobycia gola przed przerwą norweska drużyna miała w 35. minucie spotkania. Nie ma co ukrywać, że w tej sytuacji skórę Lechowi uratował Filip Bednarek. Golkiper „Kolejorza” popisał się kapitalną interwencję, gdy ładnym, technicznym strzałem ze skraju pola karnego próbował zaskoczyć go Morten Konradsen.

W przerwie Nikę Kwekweskiriego zastąpił Filip Marchwiński, który potrzebował zaledwie kilku minut, by stanąć przed stuprocentową szansą na gola. Świetnie z lewego skrzydła piłkę dośrodkował Filip Szymczak, a jego imiennik był zupełnie niepilnowany i miał przed sobą tylko bramkarza. Wystarczyło odrobiny zimnej krwi, której jednak zabrakło i Marchwiński huknął wysoko nad bramką. Chwilę później Lech mógł zostać skarcony, ale na szczęście dla poznańskiego zespołu Mvuka główkował minimalnie obok słupka. W tej sytuacji Bednarek raczej nie miałby nic do powiedzenia.

Bodoe/Glimt nadal było drużyną lepiej operującą piłką. Zespołem o wyższej kulturze gry i chcącym atakować. Ale tak wyraźnie już nie przeważało. Trzeba przyznać, że jeżeli trener John van den Brom nakreślił taktykę polegającą na przeszkadzaniu rywalowi, to mistrz Polski realizował ją bez zarzutu. Walki i zaangażowania w trudnych warunkach i na sztucznej murawie nie można poznańskiej drużynie odmówić. Nawet Michał Skóraś, któremu często zarzuca się, że słabo broni, wracał się ofiarnie i przerywał akcje rywali.

Trzeba zgodzić się ze stwierdzeniem, że mało było w tym meczu Lecha ofensywie, choć szkoda sytuacji Marchwińskiego. Niemniej jednak bezbramkowy remis na trudnym terenie, to dobry wynik w kontekście rewanżu przy Bulgarskiej w przyszły czwartek. Cel, jakim było w Norwegii nie przegrać, poznaniacy zrealizowali. Staną na tydzień przed szansą dokonania tego, czego polski zespół nie dokonał od 32 lat. Przejść rundę europejskich pucharów na wiosnę.


Bodoe/Glimt – Lech Poznań 0:0

Sędziował Harald Lechner (Austria). Żółte kartki: Moumbagma – Murawski.

BODOE/GLIMT: Faye Lund – Wembangomo (80. Amundsen), Moe, Lode, Soerensen – Konradsen, Berg, Groenbaek (86. Tjaerandsen-Skau) – Mvuka (70. Sorli), Pellegrino (70. Żugelj) – Moumbagna (70. Espejord). Trener Kjetil KNUTSEN.

LECH: Bednarek – Czerwiński, Milić, Kwekweskiri (46. Marchwiński), Salamon, Pereira – Skóraś, Karlstroem (80. Dagerstal), Murawski, Szymczak (73. Velde) – Ishak (89. Sobiech). Trener John VAN DEN BROM.

Rewanż: 23 lutego.


Fot. twitter.com/LechPoznan