Dominik Kwapisiewicz. Wierny rycerz

Nie wyobrażam sobie pracy poza Zawierciem, a jeśli kiedyś to nastąpi, łezka w oku się zakręci – opowiada Dominik Kwapisiewicz.


Ilu jest wiernych „Jurajskich rycerzy” związanych z Aluronem CMC Zawiercie? Odpowiedź nie powinna sprawiać kłopotów. To na pewno Kryspin Baran, prezes klubu oraz główny konstruktor całego sportowego przedsięwzięcia. No i Dominik Kwapisiewicz, trener związany z zespołem na dobre i złe; współautor historycznego awansu do PlusLigi.

Przeklęte więzadła

Swoją siatkarską przygodę zaczynał w Gubinie i zarówno w kadetach, jak i w juniorach zespół zdobywał medale mistrzostw Polski. Przenosiny do silniejszego klubu były naturalną koleją rzeczy, więc wylądował w Pile. To miasto odegra ważną rolę w jego późniejszym życiorysie, a z tamtejszym zespołem awansował do I ligi. Do ekstraklasy nie było mu dane, bowiem… reprezentował już klub z Zielonej Góry.

– Było mi bliżej do domu rodzinnego – wspomina Dominik Kwapisiewicz.

– Zielonogórski klub nie miał dużych możliwości, ale rywalizowaliśmy o I ligę z Olimpią Sulęcin. Nie awansowaliśmy, ale na możliwości tego zespołu był to wyczyn. Potem była 8-miesięczna fajna przygoda w Grecji, jednak ciągnęło mnie do grania o stawkę i wróciłem do kraju. Otrzymałem wtedy propozycję z Sosnowca i miałem okazję grać z Rafałem Legieniem, Grzegorzami – Łomaczem i Kosokiem. Mieliśmy fajną ekipę i awansowaliśmy do PlusLigi. Jednak dopadł mnie pech – musiałem przejść rekonstrukcję więzadeł krzyżowych. Wiedziałem, że mistrzostwa świata jako zawodnik już nie zdobędę…. Najpierw operacja, potem długa rehabilitacja i trzeba było szukać swojego nowego miejsca. II-ligowa Victoria Wałbrzych to było miejsce na odbudowanie formy. Wtedy zadzwonił do mnie Mirek Zawieracz, z którym grałem w Pile, z propozycją zostania jego asystentem w Jadarze Radom. Dał mi niewiele czasu, bo telefon był wieczorem, zaś rano o 8.00 miałem dać odpowiedź. Mój powrót do gry był pod sporym znakiem zapytania, to stwierdziłem, że warto spróbować, bo może to jest początek czegoś innego, ale równie ciekawego. Wówczas nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że w zawodzie trenera zakotwiczę na stałe i będzie to takie pasjonujące.

Karuzela się kręci

Gdy już wskoczysz na trenerską karuzelę, to ona się tylko rozkręca. Raz przyśpiesza, raz wyhamowuje, bo taki to zawód – tak o tym fachu mówił kiedyś jeden z wybitnych trenerów, mający za sobą wiele sukcesów na krajowym i zagranicznym podwórku.

– Gdy zacząłem pracę jako asystent, szybko się wciągnąłem i zacząłem zgłębiać tajniki tego zawodu – dodaje z uśmiechem Kwapisiewicz. I do tej pory ciągle się uczę we współpracy z wieloma cenionym fachowcami. Byłem trenerem w Radomiu, potem asystentem Mirka Zawieracza w zespole kobiet w Pile, by znów być pierwszym w Siedlcach i na chwilę w Miliczu. Był powrót do Piły jako asystent Wieśka Popika, a potem znów byłem pierwszym szkoleniowcem. Była to niezła karuzela. Aż w końcu, Radosław Ciemięga, prezes Piły, wyświadczył mi przysługę i mnie… zwolnił. Docierały do mnie głosy, że szef klubu przymierza się do takiej decyzji. W sobotę mieliśmy mecz, zaś w poniedziałek rano miałem stawić się na rozmowę. Wtedy miałem też telefon od prezesa klubu z Zawiercia, Kryspina Barana, czy nie chciałbym się przenieść. I znów miałem dać szybko odpowiedź. Poniedziałkowa rozmowa z prezesem Ciemięgą była krótka i po niej podjąłem decyzję o przenosinach do Zawiercia. We wtorek byłem już w tym mieście na treningu.

Właściwe miejsce

W listopadzie 2014 r. Dominik Kwapisiewicz został „Jurajskim rycerzem” na dobre i złe.

– Miałem szczęście, bo poznałem tu wielu fantastycznych ludzi, autentycznych pasjonatów, którzy dają z siebie wszystko, by klub się rozwijał i jak najlepiej funkcjonował. Zawiercie to wręcz idealne miejsce do realizacji ambicji zawodowych. Kiedy będę je musiał opuścić, a trzeba się z tym przecież liczyć, zrobię to z wielkim bólem serca i pewnie łza w oku się zakręci. Na razie tego sobie nie mogę wyobrazić – mówi ściszonym głosem Kwapisiewicz.

Początki pracy wcale nie były łatwe, bo zespół ówczesnej Warty po 8 kolejkach był grubo pod kreską i trzeba było myśleć o utrzymaniu się gronie I-ligowców.


Przeczytaj jeszcze: COVID nie odpuszcza


– W pierwszym sezonie ostatecznie niewiele nam zabrakło do play offu – przypomina szkoleniowiec.

– W kolejnym mieliśmy się spokojnie utrzymać i wystąpić w drugiej części sezonu, zaś w trzecim prezes Baran wspomniał, że może powalczymy o medal, chociaż było kilka zespołów silnych, m.in. Nysa, Suwałki czy Września, które wydawały się poza naszym zasięgiem. A tymczasem wygraliśmy barażową rywalizację z AZS Częstochowa i awansowaliśmy do PlusLigi. Teraz zaliczyliśmy trzeci sezon na najwyższym szczeblu i sposobimy się do kolejnego.

Miejsce w szeregu

Po awansie do PlusLigi była euforia, ale prezes Baran oraz jego współpracownicy to realiści. Doszli do wniosku, że PlusLiga to inne wymagania. Do prowadzenia zespołu sprowadzili więc Włocha Emanuela Zaniniego, trenera o bogatym CV, który był między innymi selekcjonerem Słowacji oraz Turcji. Ten szkoleniowiec po debiutanckim sezonie i 9. miejscu rozstał się z Zawierciem. W maju 2018 r. zatrudniono Marka Lebedewa, dobrze znanego z pracy w Jastrzębskim Węglu, a z nim ekipa z Zawiercia wylądowała tuż za podium. Kolejny sezon nie był już tak udany i teraz nastał czas Czarnogórca Igora Kolakovicia, który będzie odpowiadał za wyniki. Oczywiście, Kwapisiewicz, jak przystało na wiernego rycerza, cały czas pracował jako asystent, zaś po zwolnieniu Lebedewa krótko prowadził drużynę.

– Znam swoje miejsce w szeregu i to była naturalne, że działacze zatrudniali bardziej doświadczonych trenerów – uśmiecha się nasz bohater.

– Wiele o tym rozmawialiśmy z prezesem i byliśmy zgodni, że dobro zespołu jest najważniejsze. Miałem okazję pracować dłużej z dwoma jakże różnymi osobowościami: Zanini to trener nieuznający żadnego sprzeciwu, nie można było nawet zjeść parówki na śniadanie bez jego wiedzy…. Z kolei Mark Lebedew to otwarty i pogodny człowiek, dający zawodnikom oraz współpracownikom wiele swobody, pozwalający na kreatywne działania. Teraz mam okazję pracować z Igorem Kolakoviciem i wiele oczekuję po tej współpracy. Po niej może będę już przygotowany do samodzielnego prowadzenia zespołu…

Gruntowna przebudowa

W Zawierciu nikt nie chce wracać do poprzedniego, mimo wszystko nieudanego sezonu. Kadra zespołu przed nowym sezonem została przebudowana i w Zawierciu pojawiło się 9 nowych zawodników.

– Wszyscy musimy się zmierzyć z nową rzeczywistością, bo zespół musi być stabilny – utrzymuje Kwapisiewicz.

– Oczywiście, dokonano dużych zmian, niesie to pewne ryzyko, ale pewnie po kilku kolejkach będziemy wiedzieli w jakim kierunku idziemy w PlusLidze. Na papierze wygląda to niezwykle obiecująco, ale trzeba to przekuć na boiskową rzeczywistość. Przede mną kolejny sezon w Zawierciu i zobaczymy jaki się okaże.


Dominik KWAPISIEWICZ

Ur. 25.08.1980 r. w Gorzowie Wlkp.; żonaty (Dagmara); dzieci: Lilianna (5 lat) i Jakub (2,5 roku). Kariera sportowa: Joker Piła, AZS Zielona Góra, Aristotelis Skydra (2005/06), Płomień Sosnowiec (2006/08).

Kariera trenerska: Jadar Radom (2008/11 II i I trener), PTPS Piła (2011/12, II trener), KPS Siedlce (2012/luty 2013, I trener), KS Milicz (luty 2012/wrzesień 2013, I trener), Nafta Piła 2013/14, II trener), Nafta Piła (2014, I trener), Aluron Virtu Warta Zawiercie (2014/17, I trener), Aluron CMC Zawiercie (II trener).

Sukcesy: jako zawodnik – awans do PLS z Płomieniem; jako trener – wicemistrzostwo I ligi z Jadarem (2010/11), awans z Miliczem do I ligi (2012/13), mistrzostwo I ligi i awans do PlusLigi z Aluronem Virtu Wartą Zawiercie (2016/17), wicemistrzostwo Uniwersjady 2013 r. w Kazaniu (jako II trener).


Na zdjęciu: Dominik Kwapisiewicz na dobre i złe związał się z Zawierciem.

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus