Dość mam tej walki o utrzymanie!

– To był mój najlepszy mecz, od kiedy trafiłem do Piasta. I zupełnie szalony, bo przecież pierwszy raz w życiu ustrzeliłem hat tricka – mówi (oczywiście po polsku) Gerard Badia,  kapitan gliwiczan, a jego oczy robią się…. coraz bardziej „szklane”. Gdyby telewizja klubowa Piasta dalej ciągnęła rozmowę, to pewnie łzy radości, emocji i wzruszenia popłynęłyby po policzkach sympatycznego piłkarza, który we wspominanej rozmowie przyznał, że kocha Górny Śląsk, Gliwice i Piasta, bo tutaj dostał prawdziwą szansę zaistnienia w futbolu.

To były chwile chwały Gerarda Badii i zasłużone miejsce na okładce „Sportu”
Fot. własne

Trudno się dziwić owym emocjom; wiosną ubiegłego roku Badia rozegrał chyba najlepszy mecz w życiu i właśnie we Wrocławiu poprowadził Piasta do wygranej ze Śląskiem 4:3. Piasta, który wcześniej przegrał – uwaga! – sześć meczów z rzędu, a na ligowe zwycięstwo czekał do października 2016! Sytuacja w tabeli robiła się gorąca, ale Katalończyk wziął sprawy w swoje ręce.

Stary dobry „Badi”

Między innymi dlatego jest tak uwielbiany w Gliwicach i między innymi dlatego pisanie o nim to czysta przyjemność. Tak autentycznych, barwnych i wesołych piłkarzy nie ma w lidze zbyt wielu. Choć Gerard Badia w Piaście przeżywał już rozmaite wzloty i upadki, jedno się nie zmienia: jego przywiązanie do klubu z Okrzei i radość z bycia częścią drużyny. Tego nastroju nie zepsuła ani poważna kontuzja kolana, która „przeczołgała” pomocnika w poprzednim roku, ani notoryczna walka o utrzymanie czy o miejsce w składzie. Zresztą obecnie „Badi” też jest tylko zmiennikiem na skrzydłach lub w środku boiska.

Mecz we Wrocławiu być szalony, ale dzięki popisom Badii szczęśliwy dla gliwiczan
Fot. własne

Dostaje szanse od trenera Waldemara Fornalika, wchodząc z ławki rezerwowych, ale – co oczywiste – jego głód gry od pierwszej minuty narasta. Było to widać choćby w meczu z Arką, gdy wiele wniósł na boisko z ławki rezerwowych. Ofensywa gliwiczan dostała zastrzyku energii; to właśnie nasz bohater zapoczątkował akcję, która dała gola na wagę kolejnych trzech punktów. – Czuję się dobrze, o kontuzji już zapomniałem. Chcę grać jak najwięcej. U poprzednich trenerów z reguły także zaczynałem jako rezerwowy, ale zawsze kończyłem jako podstawowy piłkarz. I teraz też tak będzie – zapewnia. Trudno nie zarazić się od niego optymizmem…

Córeczka tatusia

Gerarda można już śmiało określać mianem pół-gliwiczanina, pół-Katalończyka. Świetnie mówi po polsku, w szatni śląskiej drużyny czuje się wyśmienicie, a nowych piłkarzy Piasta otacza opieką i wprowadza do drużyny. Córka Valeria chodzi tutaj do przedszkola i porozumiewa się także po hiszpańsku i polsku. Rodzina kapitana jest szczęśliwa, a będzie… jeszcze szczęśliwsza! Gemma, żona Gerarda, na początku września na Instagram wrzuciła zdjęcie swojego brzucha, które opatrzyła krótkim, aczkolwiek wymownym, podpisem „Sofia”. – Tak, będziemy mieli drugie dziecko, także dziewczynkę.

W taki sposób Gemma ogłosiła, że spodziewają się z Gerardem powiększenia rodziny.
Fot. Instagram

Termin porodu w okolicach końca lutego, może początku marca – uśmiecha się piłkarz, gdy zagadujemy go na ten temat. – Dlaczego takie imię? Ja bardzo chciałem, żeby było po polsku – Zosia. Jednak rodzina mogłaby mieć problemy z wymawianiem – śmieje się „Badi”, który w ten sposób także chciał pokazać przywiązanie do Polski.

Niezależnie od tej wersji, w klubowych korytarzach krążą anegdoty, że tak naprawdę piłkarz chciał uhonorować… miejsce poczęcia córki. Nie, nie w stolicy Bułgarii, ale we Włoszech, gdzie Sofia właśnie to jedno z popularniejszych imion. Znając przekorę Katalończyka, nie mamy podstaw nie wierzyć w tę opowieść!

Powtórzyć Wrocław

Zaczęliśmy od przypomnienia historycznego meczu ze Śląskiem i na nim chcemy zakończyć. Za tamten występ daliśmy Gerardowi w „Sporcie” notę „10”, która jest rzadkością. W pełni on jednak wtedy na nią zasłużył. Generalnie to był jego czas; skrzydłowy ciągnął całą grę Piasta i dołożył ogromną cegiełkę – nie, raczej cegłę! – do utrzymania. Teraz pragnie wrócić do tamtej dyspozycji i do tamtej roli pełnionej w drużynie. Światełko w tunelu jest, bo rotacja wśród pomocników trwa, a – jak wspominaliśmy – Badia zaznaczył zwyżkę swojej formy. Czy zagra w niedzielnym meczu we Wrocławiu w podstawowym składzie? Trudno powiedzieć, ale widać, że jest na to gotów i chętnie poprowadziłby drużynę do walki o coś więcej niż tylko utrzymanie. – Grupa mistrzostwa to podstawowy cel. Widzicie moje siwiejące włosy? To wszystko przez to, że tylko raz walczyliśmy o coś więcej niż o utrzymanie. Mam już tego dość – uśmiecha się Gerard Badia.

 

Gerard Badia w Piaście

2018/19 – 4 mecze, 0 goli, 2 asysty

2017/18 – 12 meczów, 1 gol, 2 asysty

2016/17 – 34 mecze, 9 goli, 5 asyst

2015/16 – 31 meczów, 4 gole, 3 asysty

2014/15 – 33 mecze, 6 goli, 7 asyst

2013/14 – 15 meczów, 0 goli, 7 asyst