Dostali lanie, ale nie poddają się

Obrywa się trenerowi, a przecież on nam nie każe faulować w polu karnym czy odpuszczać krycie przy stałych fragmentach gry – bronił swego szkoleniowca po wtorkowej porażce (1:5) z Odrą Opole pełniący we wtorek funkcję kapitana „Niebieskich”, Jakub Kowalski.

Po odpadnięciu z Pucharu Polski o chorzowskich zawodników dotarły okrzyki zdenerwowanych kibiców „zmiana trenera, w Chorzowie zmiana trenera”. Złość brała, bo chorzowianie tracili bramki w banalnych okolicznościach. – Pierwsza połowa była wyrównana, choć źle w nią weszliśmy – analizował Kowalski.

– Już w 20 czy 30 sekundzie, zamiast wybić piłkę i się ustawić, próbowaliśmy na 16 metrze wyprowadzać ją, bądź się kiwać. Z tego był karny, czyli tak naprawdę zaczęliśmy to spotkanie od 0:1. Szkoda tak wysokiej porażki, a tyle razy sobie mówimy, że jak wynik jest praktycznie nie do odwrócenia, to trzeba zachować twarz. Gdybyśmy przegrali 1:2, to myślę, że kibice wielkich pretensji może by do nas nie mieli.

Jubileuszowy pech

Ruch po raz drugi w tym sezonie stracił 5 bramek – poprzednio w Łęcznej z Górnikiem, a nieszczęście „Niebieskich” było tym większe, że za drugim razem „piątka” przytrafiła się w okrągłym 200. występie w Pucharze Polski. Pech chorzowian wiąże się ostatnio z jubileuszami, bo na 98. urodziny – jeszcze w poprzednim sezonie w I lidze – ulegli 0:6 Pogoni Siedlce.

Ale czy tylko fatum ma wpływ na to, że drużyna traci bramki, a w konsekwencji zdawałoby się pewne już punkty – albo przed końcowymi gwizdkami sędziów lub na samym początku. Że traci bramki po stałych fragmentach gry, na co uczula trener, strzela samobóje lub łapie czerwone kartki?

Prawo młodzieży

– Niestety znowu przychodzi moment, w którym coś nie układa się po naszej myśli. Przypadkowa bramka na 1:3 spowodowała, że straciliśmy orientację na boisku. W konsekwencji przestaliśmy myśleć, a to spowodowało, że przeciwnik strzelił kolejne gole. Kolejny raz przydzielam indywidualne krycie i kolejny zawodnik nie wywiązuje się z niego – mówił Dariusz Fornalak, podkreślając, że zadał w szatni pytanie – dlaczego tak się dzieje? Czy uzyskał wiążącą odpowiedź od swojej młodzieży – we wtorek w składzie Ruchu było aż dziewięciu juniorów lub młodzieżowców – nie wiemy, choć oddamy raz jeszcze głos Kowalskiemu, który wiele tłumaczy.

– Nie poddajemy się, to był puchar i zdecydowaną większość zespołu stanowili młodzieżowcy. W niedzielę mamy mecz w Rybniku, który jest dla nas bardzo ważny, ważniejszy niż puchar. Mam nadzieję, że zdążymy się otrząsnąć. My jako bardziej doświadczeni zawodnicy na pewno pomożemy tym młodym chłopakom, sobie i całej drużynie, bo punkty są nam bardzo potrzebne – zapewnił pucharowy kapitan „Niebieskich”.