Raków Częstochowa. Dramat w kilku aktach

Zakończenie snu o Europie było dla Rakowa brutalne. Gandawa zostanie zapamiętana negatywnie nie tylko przez zawodników, ale także kibiców i media.


Pierwszy kontakt z miastem był pozytywny. Specyficzna dla regionu architektura mogła robić wrażenie. W Gandawie nie było jednak czuć piłkarskiej atmosfery. Kibice pojawili się jedynie w okolicy stadionu, zbudowanego poza miastem. Nawet sklep z klubowymi pamiątkami w centrum był pusty. Nic dziwnego – miasto żyło festiwalem muzycznym oraz niedawnym wypadkiem tramwaju, przez co niektóre drogi były zagrodzone.

Weszło tylko kilku

Mimo to przyjazd Rakowa postawił na nogi całą społeczność, ze szczególnym uwzględnieniem służb porządkowych. Miejscowa policja z dużą starannością kontrolowała wszystkich, którzy do Gandawy przyjechali „na blachach” sygnowanych SC. Na stadionie mieli pojawić się fani spod Jasnej Góry, wszak spotkanie z Gentem mogło być historycznym momentem dla klubu. Ich obecność na obiekcie zależna była od władz miejscowego klubu. UEFA zdecydowała, że z powodu pandemii kibice gości nie powinni pojawiać się na trybunach, chyba że zgodę wyrazi gospodarz. Tak było w Mariampolu, gdzie Raków wspierała solidna grupa sympatyków.

Gent postąpił jednak inaczej. Kibice z Polski, a nawet z innych państw, którzy kupili bilety, otrzymali maile, że nie wejdą na stadion. Fani Rakowa, którzy mieszkali w Holandii, próbowali obejść te ograniczenia, jednak tylko część z nich weszła na obiekt – kilku mężczyzn oraz dzieci. Władze wicemistrza Polski tym, którzy kupili bilety, a nie mogli wejść na stadion, zwrócą ich wartość.

Medialni przestępcy

Nie tylko jednak kibice mieli problemy z dotarciem na stadion. Kłopoty nie ominęły również mediów. W drodze na stadion jeden z busów został zatrzymany przez miejscową policję. Najwyraźniej wydawaliśmy się podejrzani, ponieważ początkowo uznano nas za kibiców, którzy nielegalnie chcą dostać się na obiekt. Mimo okazania legitymacji prasowych i sprzętu nie chcieli nam uwierzyć i przepuścić. Rozpoczęliśmy więc negocjacje z funkcjonariuszami.

Mijał minuty, a wokół nas zbierały się kolejne jednostki policji. Można było poczuć się jak przestępcy złapani na gorącym uczynku. Do grupy dołączył także funkcjonariusz, którego kilka razy tego dnia spotkaliśmy w mieście. Najwyraźniej byliśmy obserwowani przez policje. Sprawa nabrała tempa, gdy dołączył miejscowy policjant, którego matka pochodzi z Podlasia. Między innymi dzięki jego pomocy udało nam się dotrzeć na obiekt, choć za stratę nerwów nikt nam nie zapłaci.



Pozostał niedosyt

Sam pobyt na Ghelamco Arenie również nie był przyjemny, bo piłkarze Rakowa byli wyraźnie słabsi od gospodarzy. Choć w bramce dwoił się i troił Vladan Kovaczević, to do Polski wrócił z bagażem trzech bramek. Trener Rakowa, Marek Papszun, był rozczarowany. Przez większość spotkania próbował pobudzić swoich zawodników do walki, jednak nic to nie zmieniło. Szkoleniowca musiała mocno zaboleć porażka w Gandawie – zaraz po ostatnim gwizdku zniknął w tunelu prowadzącym do szatni.

W podobnych nastrojach prawdopodobnie byli sternicy Rakowa, obserwujący spotkanie z loży. Pośród nich był przedstawiciel urzędu miasta, Piotr Grzybowski. Można było usłyszeć żartobliwe stwierdzenie, że zaproszono go do Gandawy, by zobaczył jak wygląda stadion piłkarski z prawdziwego zdarzenia. Gdyby Raków awansował, to może przekonałby inne osoby z urzędu, by poszukać możliwości poprawy stanu obiektu przy Limanowskiego. Porażka pewnie go do tego nie przekonała. Wszyscy obecni na stadionie byli zgodni – wygrał zespół lepszy, a polska piłka ma jeszcze wiele do poprawy.


Na zdjęciu: Piękna przygoda Rakowa w europejskich pucharach zakończyła się gorzko…

Fot. Grzegorz Misiak/Pressfocus