Dramat w Oberstdorfie

To był najgorszy występ polskich skoczków od lat. Tylko jeden z nich awansował do serii finałowej, w której zajął 28. miejsce.


Koszmar. Takim słowem nazwać można to, co wydarzyło się dzisiaj w Oberstdorfie. W konkursie inaugurującym 70. Turniej Czterech Skoczni nasi zawodnicy spisali się wręcz tragicznie. To był najgorszy występ polskich skoczków w zawodach Pucharu Świata od wielu lat. Tylko jeden z „biało-czerwonych” zakwalifikował się do drugiej serii. Dawid Kubacki zajął – uwaga – 28. miejsce. W pierwszej serii przepadł m.in. Kamil Stoch i stało się jasne, że trykrotny triumfator całego cyklu nie obroni trofeum, które zdobył przed rokiem. Jesteśmy zresztą przekonani, że tym razem „Złoty Orzeł” na pewno nie przyleci do Polski.

Stoch spadł z progu

Jeszcze przed konkursem mieliśmy nadzieję na to, że nasi zawodnicy w końcu się obudzą. Kapitalny skok w serii próbnej oddał bowiem Piotr Żyła. Wiślanin wylądował na 137 metrze i była to zdecydowanie najlepsza odległość spośród wszystkich zawodników. Konkurs jednak poważnie zweryfikował nasze nadzieje. Żyła był pierwszym z Polaków, który stanął na starcie. Rywalizował już w drugiej parze pierwszej serii z Jewgienijem Klimowem. Rosjanin skakał jako pierwszy. Uzyskał 122 metry i wydawało się, że mistrz świata z normalnego obiektu poradzi sobie z rywalem bez trudu. Tymczasem nastąpiła pierwsza z kilku katastrof, jaka nastąpiła dzisiaj na Schattenbergschanze. „Wiewiór” uzyskał zaledwie 114 metrów i przegrał w rywalizacji w parze. Taki wynik, nie mieliśmy co do tego żadnych wątpliwości, nie mógł dać awansu do serii finałowej w gronie szczęśliwych przegranych.

Chwilę później na starcie stanął Dawid Kubacki. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że „Mustaf” nie znajduje się w najlepszej dyspozycji, ale zdołał skoczek z Szaflar poradzić sobie z Manuelem Fettnerem i dzięki temu awansował do drugiej serii. Później nastąpiło bowiem coś, czego absolutnie się nie spodziewaliśmy. Kamil Stoch rywalizował w pierwszej serii z Cene Prevcem. Jako, że dzień wcześniej Polak zajął odległe miejsce w kwalifikacjach, skakał jako pierwszy. I była to wręcz przygnębiająca próba. Trzykrotny mistrz olimpijski uzyskał zaledwie 114 metrów i pożegnał się z marzeniami o tym, by wygrać Turniej Czterech Skoczni po raz czwarty w karierze.

Najlepszy? Trzeci od końca

Fatalna próba Kamila Stocha była najsłabszą, jaką w pierwszej serii oddał nasz zawodnik. Lepiej od „Rakiety z Zębu” spisali się Jakub Wolny i Paweł Wąsek. Cóż jednak z tego, skoro obaj skoczkowie nie weszli do serii finałowej? Wolny skoczył 118 metrów. Trzy i pół metra dalej wylądował Wąsek, ale obaj Polacy przegrali rywalizację w swoich parach i nie zmieścili się w piątce szczęśliwych przegranych. Sytuacja była zatem, po pierwszej kolejce, wręcz dramatyczna, bo tylko Dawid Kubacki uzyskał przepustkę do finału. Rywale skakali w innej lidze i trzeba przyznać, że bez nas emocji na skoczni nie brakowało. Kapitalnie radzili sobie, przede wszystkim, Norwegowie, którzy zdominowali pierwszą odsłonę środowego konkursu. Prowadził Robert Johansson przed Halvorem Egnerem Granerudem, a czwarte miejsce zajmował Marius Lindivik. Skandynawów przedzielał jedynie Karl Geiger, faworyt gospodarzy, który Schatenbergschanze zna, jak własną kieszeń. Zawodnik ten pochodzi właśnie z Oberstdorfu, ale ani on, ostatecznie, ani też Norwegowie, nie odniósł zwycięstwa.

W drugiej serii jedyny z Polaków, Dawid Kubacki, osiągnął 113,5 metra i z taką odległością nie było mowy, że poprawi swoją pozycję. Ostatecznie „Mustaf” został sklasyfikowany na 28. miejscu, czyli trzecim od końca i po takich popisach naszych zawodników mogliśmy już skupić się wyłącznie na tym, co działo się w drugiej odsłonie konkursu.

Petarda Japończyka

A działo się sporo. Różnice w czołówce nie były bowiem duże i nawet piąty po pierwszej serii Ryoyu Konbayashi mógł myśleć o zwycięstwie w konkursie. Japończyk nie tylko w taki sposób pomyślał, ale tak zrobił. Zaatakował z dalszego miejsca i wygrał konkurs. W drugiej serii zawodnik z „Kraju kwitnącej wiśni” oddał fenomenalny skok. Wylądował na 141 metrze, co okazało się zbyt dużym wyzwaniem dla reszty stawki. Nie chodzi o to, że pozostali zawodnicy skakali źle. Ale o to, że Japończyk zaprezentował się fenomenalnie. Niemal równie dalekich skoków bowiem nie brakowało. Zaledwie o 1,5 metra bliżej wylądował bowiem Lovro Kos. Słoweńca śmiało można nazwać największą rewelacją początku Turnieju Czterech Skoczni. Ponadto świetny skok oddał Lindvik, który uzyskał 137,5 metra, ale wszystko to było zbyt skromne na osiągnięcie Kobayashiego.
Japończyk, który w 2019 roku triumfował w całym Turnieju Czterech Skoczni, z kompletem zwycięstw, od wygranej w Oberstdorfie rozpoczął kolejną przygodę z niemiecko-austriackimi zawodami. Wygrał w wielkim stylu, choć różnica pomiędzy nim, a następnym w kolejności Halvorem Egnerem Granerudem nie była duża, bo wyniosła 2,8 punktu. Taka sytuacja a pewno nie pozwala na to, by sądzić, że cała świąteczno-noworoczna kompetycja jest już rozstrzygnięta.

Oberstdorf, HS-137

1. Ryoyu Kobayashi (Japonia) 302 (128,5+141),
2. Halvor Egner Granerud (Norwegia) 299.2 (132+133),
3. Robert Johansson (Norwegia) 298.6 (135,5+131),
4. Marius Lindvik (Norwegia) 296.3 (129,5+137,5),
5. Karl Geiger (Niemcy) 295.9 (131,5+131),
6. Lovro Kos (Słowenia) 289.5 (126,5+139,5),
7. Markus Eisenbichler (Niemcy) 281.1 (129,5+132,5),
8. Daniel Huber (Austria) 269 (129+126,5),
9. Stephan Leyhe (Niemcy) 266.8 (124,5+125),
10. Gregor Deschwanden (Szwajcaria) 262.9 (129+122,5),
28. Dawid Kubacki 227.8 (111,5+113,5),
32. Jakub Wolny 124 (118),
33. Paweł Wąsek 123.8 (121,5),
38. Piotr Żyła 116.5 (114),
41. Kamil Stoch 114 (118).


Klasyfikacja generalna Pucharu Świata

1. Geiger 639,
2. Kobayashi 596,
3. Granerud 441,
4. Lindvik 387,
5. Stefan Kraft (Austria) 380,
6. Anże Laniszek (Słowenia) 367,
7. Eisenbichler 327,
8. Killian Peier (Szwajcaria) 308,
9. Johansson 273,
10. Cene Prevc (Słowenia) 266,
12. Stoch 216,
30. Żyła 81,
37. Kubacki 23,
41. Wąsek 13,
44. Wolny 8,
49. Aleksander Zniszczoł 5,
51. Andrzej Stękała 1.


Klasyfikacja Pucharu Narodów

1. Niemcy 1876,
2. Norwegia 1546,
3. Austria 1532,
4. Słowenia 1342,
5. Japonia 1229,
6. Polska 597,
7. Szwajcaria 495,
8. Rosja 329.


Fot. Rafal Rusek / PressFocus