Drazik: Szczęście mi sprzyja

Który mecz był lepszy w pańskim wykonaniu – ze Stomilem czy Bruk-Betem?
Grzegorz DRAZIK: – Każdy chyba wie, który był lepszy w moim wykonaniu. Żeby jednak nie było wątpliwości – mecz z Termaliką był jednym z lepszych w tym sezonie, jeżeli nie najlepszym. Miałem kilka udanych interwencji, ponadto piłka po strzałach piłkarzy z Niecieczy trzy razy odbiła się od poprzeczki i cztery razy od słupka.

Obserwując pana od kilku lat zauważyłem, że oprócz umiejętności, ma pan również dużo szczęścia. Czy potwierdza pan tę tezę i jak ważny jest to element w bramkarskim fachu?
Grzegorz DRAZIK: – Potwierdzam pańską tezę i zgadzam się z nią. W ostatnim meczu miałem sto procent szczęścia, bo gdybym go tyle nie miał, mogło się to źle skończyć. W doliczonym czasie gry Dawid Kalisz „po znajomości” nie wykorzystał stuprocentowej okazji. Generalnie bramkarz musi mieć 40 procent szczęścia, by wyjść obronną ręką z opresji.

W rundzie jesiennej był pan pewniakiem między słupkami bramki GKS-u Jastrzębie. Sytuacja uległa zmianie, gdy w klubie pojawił się Hubert Gostomski. On był numerem jeden, pan grzał ławkę rezerwowych. Miał pan z tego powodu żal do trenera Jarosława Skrobacza? A może do trenera bramkarzy, Sławomira Królczyka, który sugeruje pierwszemu trenerowi kandydaturę golkipera?
Grzegorz DRAZIK: – Decyzję o obsadzie bramki podejmuje trener Skrobacz, bo to on odpowiada za wyniki. Nie mam jednak do niego pretensji czy żalu, bo przecież nie działał na szkodę zespołu. Wybierał tego bramkarza, którego w danym momencie uważał za lepszego. Mnie pozostało wspierać Huberta, obserwować grę zespołu i czekać na swoją szansę. W rundzie jesiennej trener Skrobacz miał do mnie cierpliwość i zdecydował się na pokerową zagrywkę, wystawiając mnie w 4. kolejce przeciwko Chojniczance.

Dlaczego wskazał pan akurat czwarty mecz?
Grzegorz DRAZIK: – Bo w pierwszych trzech kolejkach popełniałem błędy. Mam na myśli mecze z Wigrami, Rakowem i Puszczą. „Odpaliłem” dopiero w czwartym spotkaniu.

Pańskie relacje z Hubertem Gostomskim, kolegą z zespołu, ale jednocześnie konkurentem, są koleżeńskie? Na treningach wspieracie się i pomagacie sobie, czy każdy patrzy wilkiem na drugiego?
Grzegorz DRAZIK: – Powiedziałbym, że nienaganne. To znaczy mamy dobry kontakt, na treningach pomagamy sobie i podpowiadamy. Rywalizujemy ze sobą, lecz jest to zdrowa rywalizacja. A ostateczna decyzja zawsze należy do trenera.

Garbarnia Kraków, z którą zmierzycie się w niedzielę, jest zespołem, który wybitnie wam „nie leży”. W II lidze przegraliście z nią oba mecze, jesienią w Jastrzębiu też zostaliście z pustymi rękami. Wierzy pan w przełom w najbliższym spotkaniu?
Grzegorz DRAZIK: – Co mam panu odpowiedzieć na to pytanie? Naprawdę nie wiem, co trzeba zrobić, by teraz wygrać w Krakowie. Przeciwko Garbarni rozgrywaliśmy dobre mecze, mimo to przegrywaliśmy. W ostatnim meczu w Jastrzębiu oddali na naszą bramkę dwa strzały i wygrali 2:0. Myślę, że powinniśmy uważać na stałe fragmenty gry w ich wykonaniu.

Wasza dotychczasowa skuteczność nie powala na kolana. Czym to jest spowodowane? Brakuje wam snajpera z prawdziwego zdarzenia?
Grzegorz DRAZIK: – Faktycznie nasza skuteczność nie jest najlepsza. Czego brakuje? Chyba koncentracji w kluczowych momentach. Mamy dużo sytuacji do zdobycia bramek, lecz stanowczo zbyt często je marnujemy. W Niecieczy najpierw Marek Mróz miał pecha, bo w sytuacji sam na sam z bramkarzem trafił w słupek, a potem „Wróblik” miał „patelnię”, lecz po dośrodkowaniu Dawida Gojnego strzelając głową z 5 metrów przeniósł piłkę nad poprzeczką. Jeżeli w niedzielę nie zabraknie nam determinacji w polu karnym przeciwnika i spokoju, to powinniśmy wywieźć stamtąd korzystny wynik.

 

Na zdjęciu: Grzegorz Drazik (z prawej) wrócił do bramki GKS-u i z nim w składzie jastrzębianie jeszcze nie przegrali.