Dreszczowiec na dobry początek

Takie zwycięstwa smakują najlepiej, choć trenerów kosztują bardzo dużo nerwów. Marcin Lijewski po końcowej syrenie zachował jednak stoicki spokój.


Udział w europejskich pucharach spowodował, że Górnik Zabrze dopiero dzisiaj mógł zainaugurować ligowe rozgrywki. Drużyna Marcina Lijewskiego miała prawo być zmęczona podróżą do Norwegii, ale w ciągu dwóch dni zdołała się zregenerować i rozegrać emocjonujące spotkanie. Wydarzeniami z niego można byłoby obdzielić kilka meczów, a poziom i dramaturgia stały na wysokim poziomie.

Zabrzanie mieli w pamięci porażkę, jakiej doznali w minionym sezonie i bardzo pragnęli się zrehabilitować. Rywale mieli jednak w swych szeregach Bartłomieja Tomczaka, który przez lata bronił barw Górnika i był jego kapitanem. Jego podpowiedzi podczas analizy przeciwnika z pewnością były przydatne, ale zawodnik ten bardziej przydał się na parkiecie. Rozgrywający kaliszan udowodnił, że nie jest zbyt sentymentalny i na 60 minut zapomniał, że niedawno był czołową postacią zespołu z Zabrza. Nie on jednak zasłużył na największe brawa, tylko bramkarze. W drużynie gospodarzy rozpoczął Jakub Skrzyniarz. Spisywał się poprawnie, ale zbyt wielu spektakularnych interwencji nie zanotował i ostatecznie zakończył występ z 19-procentową skutecznością. Pod koniec premierowej odsłony zastąpił go Martin Galia i trzeba powiedzieć, że trener Lijewski miał nosa, desygnując go na parkiet. Doświadczony Czech wyczyniał cuda, zatrzymując rywali w beznadziejnych wręcz sytuacjach. To głównie dzięki niemu – na początku drugiej połowy – goście zanotowali 14-minutowy (!) przestój w ofensywie i właśnie to było głównym powodem ich porażki. Galia bronił z 48-procentową skutecznością i całkiem zasłużenie odebrał nagrodę MVP.

Gdyby podczas niespełna kwadransa jego koledzy zdobyli więcej niż 3 bramki (w wielu sytuacjach zatrzymał ich rozkręcający się z każdą minutą Łukasz Zakreta i mieli 10-minutowy przestój), końcówka byłaby spokojniejsza. Przy stanie 23:20 kaliszanie postawili wszystko na jedną kartę i – wykorzystując grę w przewadze – doprowadzili do remisu. Ostatnie 4 minuty należały jednak do zabrzan, a decydującego gola zdobył z karnego Łukasz Gogola. Nie oznaczało to jednak końca emocji, bo rozpisana przez trenera Tomasza Strząbałę akcja zakończyła się faulem Krystiana Bondziora na Tomczaku (winowajca został solidne zrugany przez Galię) i rzutem karnym. Przed szansą na doprowadzenie do konkursu „siódemek” i tym samym dodatkowych emocji stanął Marek Szpera, ale… nie trafił w bramkę.

Wybuch radości w obozie zabrzańskim był tak ogromny, jakby Górnik zdobył medal, a to był dopiero mecz 1. kolejki. Największy spokój zachował Krzysztof Lijewski, który ma świadomość, że przed jego zespołem jeszcze niejeden taki dreszczowiec.

Górnik Zabrze – Energa Kalisz 25:24 (17:15)

GÓRNIK: Skrzyniarz, Galia – Bondzior 5, Gogola 5, Molski 5, Łyżwa 1, Przytuła 2, Krawczyk 2, Bis 1, Ivanytsia 1, Adamuszek 1, Kaczor 1, Dudkowski. Kary: 12 min. Trener Marcin LIJEWSKI.

ENERGA: Zakreta, Krekora – Krępa 6, Tomczak 5, Adamski 5, Szpera 3, Kuś 2, Pilitowski 1, Góralski 1, Drej 1, Kamyszek. Kary: 8 min. Trener Tomasz STRZĄBAŁA.


Fot. Tomasz Kudala / PressFocus