Droga przez Puszczę

Tomasz Horwat zdaje sobie sprawę, że tyszanie stają przed bardzo trudnym zadaniem.


Na 4 kolejki przed zakończeniem rundy rewanżowej piłkarze GKS-u Tychy stają przed trudny wyzwaniem. Droga do baraży, o które walczą podopieczni Tomasza Horwata i Jarosława Zadylaka, prowadzi przez Puszczę.

– Analizowaliśmy sposób gry naszego najbliższego rywala i zdajemy sobie sprawę, że nie będzie łatwo – mówi Tomasz Horwat. – O tym jak trudnym przeciwnikiem na wyjazdach jest zespół z Niepołomic świadczy jego bilans. Na 40 zdobytych punktów aż 30 drużyna Tomasza Tułacza zainkasowała w roli gości, 8 razy wygrywając i 6 razy remisując.

Zespół jest dobrze zorganizowany i w pressingu niskim i w średnim, a do tego potrafi wyjść z atakiem szybkim i to są jego atuty. Dostrzegliśmy też jednak słabsze strony i będziemy chcieli tę naszą wiedzę wykorzystać na boisku, które jak zwykle wszystko zweryfikuje.

9 miesięcy temu

Jedynym w tym sezonie zespołem, który na swoim boisku pokonał Puszczę była na razie Miedź, bo… szybko strzeliła gola i wytrąciła największy atut rywalowi. Było to jednak 9 miesięcy temu.

– Szybkie strzelenie gola na pewno ułatwiłoby nam grę, ale nawet to nie gwarantuje sukcesu – wyjaśnia Tomasz Horwat. – Potwierdza to choćby niedawny mecz Puszczy z Podbeskidziem w Bielsku-Białej, gdzie lider po zdobyciu bramki w 5 minucie teoretycznie miał wszystkie argumenty w swoich rękach, ale stracił kontrolę nad meczem i dopiero w końcówce uratował remis.

Dlatego my musimy od początku do końca grać konsekwentnie. Mamy swój sposób na grę, dzięki której jesteśmy w szóstce i wyprzedzamy naszego najbliższego rywala o 3 punkty. Będziemy więc chcieli wykorzystać nasze atuty, a w ofensywie mamy ich sporo, żeby utrzymać się w strefie barażowej.

Trening naprawczy

W meczu z Puszczą kluczowa dla wyniku może być jednak gra obronna GKS-u Tychy, który po dobrych występach ze szczelną defensywą zaliczył w Legnicy dwubramkową stratę. Nic więc dziwnego, że sztab szkoleniowy tyskiej drużyny wziął pod lupę stracone ostatnio gole.

– Na szczęście po meczu z Miedzią mieliśmy wreszcie pełnym mikrocykl treningowy – zaznacza Tomasz Horwat. – Zawodnicy mogli więc po dwóch dniach przeznaczonych na regenerację złapać oddech i wrócić do zajęć. Był nawet czas na intensywniejsze zajęcia, a także dokładniejszą analizę popełnionych błędów oraz trening naprawczy.

Zdajemy sobie sprawę z tego, że na finiszu sezonu margines błędów jest już bardzo mały, dlatego zwracamy uwagę na niuanse, bo one mogą mieć decydujące znaczenie.

Biernat i Szumilas

Przypomnijmy, że przed zremisowanym 2:2 meczem w Legnicy tyszanie pokonali na swoim boisku 1:0 Bruk-Bet Termalica Nieciecza i na spotkanie z Miedzią wybiegli w niezmienionym składzie.

Mógł już do niego, po odpokutowaniu kary za nadmiar kartek, wrócić co prawda „etatowy” stoper Marcin Biernat, ale trenerzy uznali, że zwycięskiego składu się nie zmienia i nominalny pomocnik Dario Kristo pozostał na środku obrony. Pozostaje więc pytanie jakich kadrowych roszad można się spodziewać przed

– Marcin Biernat jest gotowy do gry tak samo jak Dario Kristo – wylicza Tomasz Horwat. – Po dyskusji z Jarkiem Zadylakiem jedenastkę mieliśmy już co prawda w głowach w połowie tygodnia. Nie spieszyliśmy się jednak z jej ogłoszeniem tylko uważnie obserwowaliśmy każdy trening.


Czytaj jeszcze: Zostały podwaliny i narzędzia do pracy z młodzieżą


Rywalizacja nie tylko o miejsce w obronie daje nam możliwość wyboru, bo wszyscy są zdrowi i zgłaszają ochotę do gry. Widać to było choćby po Wojtku Szumilasie, który po kilku meczach oglądanych z ławki rezerwowych wszedł na boisko w Legnicy „na głodzie” i strzelił gola, dającego nam punkt. Wykonał kawał dobrej roboty, która potrzebna była drużynie.

Wszedł z zadaniami ofensywnymi, z nastawieniem na strzały z dystansu i stałe fragmenty gry i zagrał w takim stylu jakiego od niego oczekujemy. Dał sygnał, że zespół może na niego liczyć. Tego oczekujemy od każdego. I od tego kto wychodzi w pierwszej jedenastce, i od tego kto zaczyna mecz na ławce. To jest droga do zwycięstwa.

Na zdjęciu: Wojciech Szumilas.

Fot. Dorota Dusik