Drugi gol ze złamaną ręką

Maciej GRYGIERCZYK: Jak ręka?

Adam CZERKAS: – W meczu ze Stalą Mielec złamałem ją. Szkoda gadać. Od razu wiedziałem, co się stało, bo już kiedyś mi się to zdarzyło. Powiedziałem jednak, że chcę dalej grać i będzie dobrze. Dyskomfort był, podświadomie tę lewą rękę chroniłem, koordynacyjne sprawy były trochę zaburzone.

Kilkanaście minut po tym zdarzeniu strzelił pan jednak Stali gola.

Adam CZERKAS: – Posłać piłkę do pustej bramki nietrudno. To już mój drugi gol ze złamaną ręką! Kiedyś podobna historia zdarzyła mi się w Pogoni Siedlce.

W środę liczy pan na powtórkę?

Adam CZERKAS: – Jestem oficjalnie gotowy do gry. Tylko zabezpieczę się jakimś usztywniaczem. Gdy po raz pierwszy miałem złamaną rękę, nie mogłem potem grać, bo nie miałem dobrej opieki. Teraz już jestem umówiony na poniedziałkowy – jednodniowy – zabieg w klinice doktora Ficka. Trzeba będzie wstawić płytkę, zespolić kości. W przeszłości, w innym klubie, nie mogłem na to liczyć. Nie chciałem ryzykować zdrowia, a każdy zabieg chirurgiczny to wydatek.

Gdy jeszcze nie tak dawno grał pan w niższych ligach, przeszło przez głowę, że jeszcze będzie panu dane stanowić ważne ogniwo drużyny walczącej o awans do ekstraklasy?

Adam CZERKAS: – Już od jakiegoś czasu, może przez wzgląd na moją metrykę (Czerkas w lipcu skończy 34 lata – dop. red), wielu ludzi chce mnie posadzić na ławce, albo nawet na trybunach. Może ktoś wypatruje mojego końca, ale póki jestem zdrowy, dobrze się czuję i trener ma na mnie plan, chcąc ze mnie korzystać, to dlaczego mam mówić „pas”? Bronię się na boisku.

Po wygranej w Mielcu czujecie ulgę?

Adam CZERKAS: – Powtórzyła się historia z poprzedniej rundy. Nie szło nam, pojechaliśmy do Głogowa i wygraliśmy 3:2. To było przełamanie, bo wcześniej graliśmy dobrze, a nie zwyciężaliśmy. Teraz sytuacja była identyczna. Z Odrą Opole zagraliśmy przecież tydzień temu bardzo dobry mecz, a skończyło się 0:0. Obyśmy teraz złapali równie dobrą serię, co jesienią.

Jak reagowaliście na głosy, że po zimowych transferach harmonia w szatni została zachwiana i atmosfera nie jest już tak dobra, jak jesienią?

Adam CZERKAS: – Nie było mowy o złej atmosferze. Nowe nazwiska potrzebowały trochę czasu. Wiem, jak z boku mogło to wyglądać. Wyniki nie były dla nas korzystne i wszyscy dookoła szukali kozłów ofiarnych. Próbowali znaleźć je w transferach. Teraz można już jednak śmiało powiedzieć, że czy to Adam Radwański, czy Darek Formella, weszli na odpowiedni tor, są wyróżniającymi się postaciami. Krytyka zawsze jest uwarunkowana wynikami. Gdybyśmy od początku wiosny notowali korzystne, to nikt nie wyciągałby takich wniosków. Trzeba liczyć się z tym, że po porażkach ktoś musi oberwać po głowie.

Ma pan jakieś skojarzenia z Zagłębiem, czyli waszym środowym rywalem?

Adam CZERKAS: – Prywatnie bardzo dobrze znam się z Szymonem Lewickim. Graliśmy razem w Legionovii i niejednokrotnie przekonywałem się o tym, że piłka spada mu pod nogi. Byłem jego zmiennikiem. „Lewy” był wtedy w gazie. Czego dotknął, to zamieniał na gole. Tak zresztą było zawsze. Pamiętam, gdy rywalizowaliśmy w meczu Rozwoju z Zawiszą Bydgoszcz. „Pokarał” nas wtedy hat trickiem. Oczywiście, znamy się też z trenerem Zagłębia. Miałem przyjemność dzielić z nim szatnię w Wodzisławiu, złapaliśmy wtedy ze sobą bardzo dobry kontakt. Patrzyłem na niego jak na Darka Dudka, nie byle kogo, byłego piłkarza Legii Warszawa. Byłem młody i czułem duży respekt.