Drugi raz dla ZAKSY

Zespół z Kędzierzyna-Koźla kolejny raz zmaltretował Jastrzębski Węgiel, który wystąpił w bardzo eksperymentalnym zestawieniu.


Niedługo przed meczem Jastrzębski Węgiel wydał komunikat o stanie zdrowia swoich zawodników. Nie był on optymistyczny dla kibiców, bo okazało się, że w spotkaniu na szczycie Plus Ligi nie będzie mogło wystąpić aż pięciu zawodników. Od dłuższego czasu kontuzjowani są Dawid Dryja i Jurij Gładyr, a na dodatek poważnie rozchorowali się Łukasz Wiśniewski, Jakub Popiwczak i Trevor Clevenot, który w poprzednich spotkaniach zmagał się dodatkowo z kontuzją kolana.

W tej sytuacji trener Andrea Gardini desygnował do gry skład, który nigdy już nie wyjdzie na parkiet od pierwszych piłek. Czy można zaryzykować stwierdzenie, że włoski szkoleniowiec odpuścił mecz? Nie będziemy tego jastrzębskiemu trenerowi zarzucać, ale zestawienie, jakie posłał do gry, pomimo ubytków kadrowych, było skrajnie eksperymentalne.

Siłą rzeczy Szymon Biniek musiał zastąpić Popiwczaka, a Bartosz Cedzyński – Wiśniewskiego. To jednak nie koniec zmian w drużynie z Jastrzębia-Zdroju. Wszyscy zgromadzeni na meczu zdziwili się bardzo, kiedy w podstawowej szóstce wyszedł Eemi Tervaportti, a Benjamin Toniutti pozostał wśród rezerwowych. Jeszcze większe zdziwienie wywołała decyzja trenera o tym, że na parkiecie pojawił się Wojciech Szwed. ZAKSA, a konkretnie jej trener, Gheorghe Cretu, tak radykalnie do spotkania nie podszedł. W wyjściowym składzie – w stosunku do środkowego meczu w Lidze Mistrzów – wymienił tylko jednego zawodnika. Krzysztof Rejno zastąpił Davida Smitha.

Początek pierwszej odsłony był względnie wyrównany, ale stosunkowo szybko ZAKSA zyskała przewagę. Nie dlatego, że grała nadzwyczajną siatkówkę. Ale dlatego, że po stronie jastrzębskiej zaczęły mnożyć się błędy wynikające z braku zgrania. Momentami „pomarańczowi” zachowywali się, jakby po raz pierwszy grali z sobą. Fatalny był atak Boyera, który posłał piłkę w trybuny. Jak również zagrywka Cedzyńskiego. Zawodnik ten zaserwował w taśmę. Z tym, że w dolną.

Kędzierzynianie bez najmniejszego problemu wygrali pierwszego seta. A w drugim, momentami, bawili się z rywalem. Kamil Semeniuk i Aleksander Śliwka robili w ataku, co chcieli. Podobnie, jak Łukasz Kaczmarek. To nie był jakiś olśniewający poziom, ale na tak skonstruowany zespół z Jastrzębia-Zdroju w zupełności wystarczał.

Jeżeli ktoś spodziewał się przełomu w trzeciej partii tego spotkania, ten bardzo się przeliczył. Dominacja drużyny z Kędzierzyna-Koźla nadal nie podlegała żadnej dyskusji. Kuriozalny błąd Boyera, który próbując przebić piłkę ze skrzydła posłał ją w aut, tylko potwierdził egzekucję. Chwilę później Kaczmarek zaskoczył zagrywką Szweda, a w kolejnej akcji znów kędzierzynianie zabawili się na siatce. Norbert Huber kiwnął w miejsce, gdzie nie było nikogo i zrobiło się 18:7 dla gości. Chwilę później licznie zgromadzeni kibice w jastrzębskiej hali zaczęli opuszczać swoje miejsca.

Takiej postawy nie pochwalamy, ale z drugiej strony sympatyków siatkówki rozumiemy. Bo branie udziału w dalszej części tego żenującego z jastrzębskiej strony widowiska groziło trwałym uszczerbkiem na zdrowiu. ZAKSA, wygrywając w Jastrzębiu-Zdroju, wróciła na fotel lidera Plus Ligi i – co można stwierdzić z dużym prawdopodobieństwem – zapewniła sobie pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym. W najbliższy czwartek oba zespoły zmierzą się w rewanżowym półfinale Ligi Mistrzów. Fakty są takie, że jeżeli nie poprawi się sytuacja kadrowa Jastrzębskiego Węgla, to zespół ten do Kędzierzyna-Koźla nie ma po co jechać.


Jastrzębski Węgiel – ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 0:3 (20:25, 16:25, 15:25)

Sędziowali Marcin Hernbik i Tomasz Janik (obaj Warszawa). Widzów 3000.

JASTRZĘBIE: Tervaportti (1), Szwed (4), Cedzyński (6), Boyer (17), Szymura (11), Macyra (6), Biniek (libero) oraz Fornal. Trener Andrea GARDINI.

KĘDZIERZYN-KOŹLE: Janusz (4), Śliwka (11), Rejno (6), Kaczmarek (14), Semeniuk (12), Huber (10), Shoji (libero) oraz Kluth (1), Żaliński (1), Kalembka (1). Trener Gheorghe CRETU.

Przebieg meczu

I set: 8:10, 12:15, 16:20, 20:25.
II set: 8:10, 10:15, 12:20, 16:25.
III set: 7:10, 7:15, 10:20, 15:25.

Bohater – Marcin JANUSZ.


Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus