Drugie życie w szalonym wyścigu

Biało-czerwoni mają za sobą przegrany mundial i nieudany występ – zakończony degradacją z dywizji A – w Lidze Narodów. Kibice naszej drużyny narodowej jeszcze nie doczekali się, mimo rozegrania 6 meczów, zwycięstwa pod wodzą selekcjonera Jerzego Brzęczka. Z tej perspektywy powodów do optymizmu właściwie nie ma. Tymczasem nastroje zawodników powołanych na marcowe zgrupowanie były, i to co najmniej, bardzo dobre. – Jesteśmy pozytywnie nastawieni. Chcemy już meczu z Austrią! Atmosfera w drużynie jest świetna, zamierzamy wygrać to spotkanie i udowodnić przede wszystkim sobie, że jesteśmy mocną drużyną. I że to nas wszyscy powinni się bać. Awans do finałów Euro to nasz obowiązek. Jesteśmy mega mocni i damy radę, nie mam najmniejszych wątpliwości – zadeklarował Jan Bednarek, gdy do starcia w Wiedniu pozostawały raptem 2 doby.

Nie dłubią nosie

Dobre humory piłkarzy brały się oczywiście nie tylko z faktu, że lubią przyjeżdżać na zgrupowania reprezentacji. W porównaniu z jesienią sytuacja kadrowiczów Jerzego Brzęczka w klubach – generalnie – mocno się przecież poprawiła. Teraz praktycznie wszyscy regularnie występują, a skuteczności tercetu naszych napastników zazdrości Brzęczkowi niemal cały świat. 
– Niezależnie od wysokiej formy Arkadiusza Milika, Krzysztofa Piątka i Roberta Lewandowskiego radziłbym ludziom z naszego, ale także kibicom, wnikliwie spojrzeć na skład reprezentacji Austrii. I z odpowiednią pokorą – tonuje optymistyczny nastrój Andrzej Grajewski, były właściciel Widzewa Łódź, który dobrze zna rywali i ich trenera Franco Fodę. – To nie są zawodnicy, którzy dłubią w nosie, tylko na co dzień występują w poważnych klubach. Nie tylko David Alaba, który jest jednym z najlepszych lewych obrońców świata, choć oczywiście w kadrze ustawiany bywa na innych pozycjach, czy enfant terrible austriackiego futbolu z West Hamu United, Marko Arnautović. Tylko praktycznie wszyscy. Dlatego dziwiły mnie dyskusje na temat ewentualnego wystawienia trzech napastników w naszej drużynie. Jeden, i to koniecznie Lewandowski, w wyjściowym składzie to maksimum, na jakie powinien sobie pozwolić selekcjoner Brzęczek. Po to, żeby mieć w odwodzie dwóch dobrych dżokerów, gdyby mecz nie ułożył się po naszej myśli. Milik i Piątek świetnie grają w klubach, ale mają tam zupełnie inne taktyczne zadania niż dostaliby w reprezentacji. A poza tym nasi pomocnicy, są bez Piotra Zielińskiego niczym dzieci we mgle, kiedy przychodzi wykreować sytuację.

Tlen i świetne wyczucie Brzęczka

A jeśli już mowa o strategii, to jesienne eksperymenty naszego trenera – z dwójką napastników lub systemem bez skrzydłowych – nie przyniosły powodzenia. Najlepsze 45 minut biało-czerwoni pod wodzą Brzęczka rozegrali na inaugurację, we Włoszech. Potem aż do meczu z Portugalią w Guimaraes, w którym Fernando Santos wystawił rezerwowy skład, było wyłącznie gorzej. Być może także z tego względu, że selekcjoner biało-czerwonych eksperymentował nie tylko z ustawieniem, ale dokonywał też przeglądu kadr. Dość powiedzieć, że zacytowany Bednarek był jedynym piłkarzem, który zaliczył wszystkie mecze rozegrane w drugim półroczu 2018. Głównie zresztą z tego powodu, że bardzo długo nie miał miejsca w Southampton i trener kadry rzucał mu koło ratunkowe w postaci powołań. I trzeba oddać, że szkoleniowiec wykazał się wyczuciem. Bowiem dzięki zaufaniu, jakim obdarzył młodego stopera, Janek po zmianie klubowego trenera zaczął być pewnym punktem zespołu z Premier League.
– Możecie mnie krytykować do bólu. Przywykłem do tego, że gdy przez półtora roku nie grałem, byłem nazwany najgorszym transferem. Nie skupiam się po prostu na rzeczach, na które nie mam wpływu. Teraz zresztą nie ma już czasu na rozczulanie się nad sobą, nadszedł czas na wygrywanie. Naprawdę jesteśmy gotowi na rozpoczynające się eliminacje – stwierdził Bednarek wyraźnie irytując się na wspomnienie, że był głównym akuszerem serii 6 meczów bez wygranej. – Jesienią nie grałem w klubie, a mimo to selekcjoner na mnie stawiał. I teraz może się tylko uśmiechnąć, bo on jako jeden z niewielu we mnie wierzył. Na tym też polega budowanie zespołu, ale oczywiście chciałbym mu się za to odwdzięczyć. Powołania w tamtym momencie, były dla mnie jak dopływ tlenu. Na kadrze mogłem poczuć atmosferę meczów i ich rytm. To mi pomogło wykorzystać szansę w Southampton, gdy w końcu nadeszła. Dlatego mogę bez przesady powiedzieć, że to od selekcjonera Brzęczka dostałem drugie życie.

Czy żołnierzy zadowoli punkt?

Wiadomo już zatem, że selekcjoner – mimo kiepskich wyników w 2018 roku – może liczyć na oddanych żołnierzy. W podobny jak Bednarka sposób traktował przecież nie tylko Arkadiusza Recę, ale także doświadczonych skrzydłowych – Kamila Grosickiego i Jakuba Błaszczykowskiego – którzy (w różnym czasie) zdołali w klubach wrócić do topowej formy. Zatem teraz, nawet pomijając rodzinne koligacje Brzęczka z Kubą, nie powinno zabraknąć zawodników, którzy w trudnych momentach będą gotowi dodać coś ekstra z wątroby na boisku.
– Jestem patriotą i życzę obecnemu selekcjonerowi wyłącznie dobrze, ale naprawdę będę zadowolony, gdyby w Wiedniu udało się wywalczyć remis – uważa jednak Grajewski. – Punkt wywalczony na trudnym terenie byłby bardzo cenny. Na tyle, że przed pierwszym gwizdkiem brałbym go w ciemno. W końcu to z Austriakami powinniśmy walczyć o pierwsze miejsce w grupie, z nikim innym.

 

Na zdjęciu: Oby to nasi reprezentanci w eliminacjach Euro 2020 wyskakiwali na wyższy poziom od rywali….