Dudek: Rzymu nie zbudowano w jeden dzień

Mam tu najlepszych piłkarzy” – zaczął pan swą pierwszą konferencję przy Bukowej „z wysokiego C”. I co?

Dariusz DUDEK: – I podtrzymuję swoje zdanie: mam najlepszych piłkarzy. Ale oni nie zaczną z dnia na dzień wygrywać – choć chciałbym tego i ja, i wszyscy w Katowicach. Wierzę w nich, trzeba z nimi tylko trochę popracować.

Obszarów do „popracowania” jest – patrząc na grę GKS-u – całkiem sporo. No to od czego pan zacznie?

Dariusz DUDEK: – Od taktyki, od ustawienia i od odpowiedzialności za każdą zagraną piłkę – to są elementy, które nam dziś szwankują. By nie być gołosłownym: w I połowie meczu z Garbarnią podarowaliśmy rywalom dwie bramki. Zwłaszcza tej pierwszej powinniśmy uniknąć, skoro decydujący okazał się brak komunikacji: przeciwnik wykorzystał zderzenie dwóch naszych zawodników. Jak najszybciej musimy wyeliminować tego typu błędy indywidualne.

Aż dziw bierze, że te błędy są czasem tak banalne. Przecież spora grupa pańskich podopiecznych ma na koncie po kilka sezonów w ekstraklasie!

Dariusz DUDEK: – To prawda. Ale najpierw muszę ich zdiagnozować, a potem zrobić z nich drużynę, w której każdy wie, co ma na boisku robić. Tyle że tego w ciągu 3 dni się zrobić nie da, a my nie mamy czasu, by po prostu potrenować. Jest trening regeneracyjny dzień po meczu, jest rozruch przed kolejnym spotkaniem i… znowu gramy.

Na czym miałaby polegać owa diagnoza, o której mówił pan przed chwilą? Jakieś testy?

Dariusz DUDEK: – Badania poziomu przygotowania motorycznego nie można wykonać w okresie, w którym mamy mecze co trzy dni. Robimy więc tylko takie testy – a mamy pewien ich „panel”, dzięki współpracy z katowicką AWF – które dodatkowo nie obciążają piłkarzy. Ale powtórzę: Rzymu nie zbudowano w jeden dzień.

Ludzie z tejże AWF – by przywołać choćby profesora Zbigniewa Waśkiewicza – na podstawie oglądniętych meczów GieKSy postawili tezę o nadmiernym przemęczeniu zawodników. Iluzja czy rzeczywistość?

Dariusz DUDEK: – Powtarzam: na jednoznaczną i pełną analizę potrzeba czasu.

Ale dziś z trybun widać piłkarzy biegających w jednostajnym tempie, bez zdolności do „zrywu”, do „dojścia” do przeciwnika. Zgodzi się pan z taką opinią?

Dariusz DUDEK: – Tak. Ale pewnie jest to wynikiem tego, że pewnych rzeczy się… nie trenowało. Skoro zawodnik nie jest przygotowany do pressingu, to zapewne dlatego, że tego wcześniej nie robił. Ja lubię grać wysokim pressingiem, chciałbym go wymagać od zespołu. Ale żeby wcielać go w życie, trzeba taką grę ćwiczyć podczas zajęć.

Podsumowując: na obecne wyniki GieKSy składają się – nazwijmy to oględnie – „rezerwy” w przygotowaniu fizycznym i taktycznym. Ale i mentalnie chyba jest kiepsko, co nie?

Dariusz DUDEK: – A skąd brać pewność siebie? Trzeba w końcu wygrać jakiś mecz. Wydawało się, że we wtorek jest świetna okazja, by się przełamać. Każdy kibic GieKSy pewnie już przed spotkaniem dopisywał nam trzy punkty. Ale ja uprzedzałem swoich zawodników, że Garbarnia łatwo pola nie odda. I przekonaliśmy się o tym boleśnie… Zamiast podniesienia głów, zwiesiliśmy je jeszcze niżej. Ale jestem pewien, że każdy dzień wspólnych zajęć, każda minuta razem spędzona na boisku pozwoli nam – w bliskiej przyszłości – wreszcie zacząć zwyciężać.

Zwieszone głowy, brak pewności siebie – to wszystko powoduje banalne błędy. Nie miał pan pomysłu, by Wojciecha Lisowskiego – pewnie mocno „rozstrojonego” po katastrofalnym zagraniu w Mielcu – zatrzymać na ławce na mecz z Garbarnią?

Dariusz DUDEK: – Podczas pierwszej konferencji przy Bukowej mówiłem sporo o konieczności stabilizacji składu i stabilności na poszczególnych pozycjach. Tak, by każdy z grających wreszcie wiedział, kiedy i do kogo ma zagrać; kiedy i gdzie ma wyjść na pozycję; jak się ma zachować, gdy piłkę mamy i gdy ją tracimy. Po spotkaniu ze Stalą i tak dokonałem aż trzech zmian w wyjściowej jedenastce. Bardzo zależało mi jednak na tym, żeby zwłaszcza linia obrony nabierała zgrania; trudno po raptem jednym błędzie podejmować radykalne decyzje. Ale zapewniam, że nie będzie w GieKSie nikogo, kto grać będzie wyłącznie „za nazwisko”.

Mówi pan o rzeczach elementarnych: „kiedy i do kogo zagrać; kiedy i gdzie wyjść na pozycję”. Ta drużyna tego nie wie???

Dariusz DUDEK: – Mówimy faktycznie o rzeczach, które wydawać się mogą śmieszne na tym poziomie. Ale proszę mi wierzyć, że nawet w ekstraklasie, gdzie powinni grać najlepsi w Polsce, czasem trzeba pokazywać zawodnikom, jak przyjąć piłkę „do przodu”. Banalne rzeczy…

Sztandarowy „projekt” pańskiego poprzednika to była gra w systemie 1-4-1-4-1. Pan uczy drużynę nowej taktyki?

Dariusz DUDEK: – Owszem. Inaczej buduję grę w ofensywie. Graliśmy we wtorek na dwie „szóstki” – Bartka Poczobuta i Grześka Piesio – schodzące do boku.

Na koniec trochę przekornie: jest trudniej niż w pierwszych dniach pracy w Sosnowcu?

Dariusz DUDEK: – Dużo trudniej. Obecna GieKSa to znacznie większe wyzwanie. Ale jestem przekonany, że podołam. Nie; poprawię się: że podołamy!