Dużo już przeżyłem

Krzysztof BROMMER: Jest pan krótko w Gliwicach, ale wypowiada się o mieście, klubie bardzo pozytywnie. To ja na początek chciałbym spytać, kiedy i gdzie było panu najtrudniej?

Piotr PARZYSZEK: – Latem poprzedniego roku… Byłem wolnym zawodnikiem, skończył mi się kontrakt z De Graafschap i pojechałem do Zwolle, mimo że miałem mnóstwo zapytań i ofert. Mogłem grać w Polsce, Turcji, Niemczech, ale ja chciałem się pokazać w holenderskiej ekstraklasie. Na początku w PEC wyglądało dobrze, ale potem to był najtrudniejszy czas zawodowy i prywatny. Gdy myślałem, ze najgorsze za mną, to było… jeszcze gorzej. W klubie się nie układało, mama była chora… Gdy ona zmarła to wszystko tak załatwiałem, żeby nie opuścić treningów, bo miałem wrócić do składu. Pogrzeb odbył się w sobotę, a w niedzielę mieliśmy mecz. W piątek rano trener przyszedł i powiedział, że jednak nie będę grał i tyle. To był dla mnie kluczowy moment w dalszych losach. Był początek marca, wróciłem do domu i powiedziałem najbliższym, że cokolwiek się stanie ja już tam nie chcę grać.

Czy wspomniana śmierć mamy, która mieszkała tak, jak pan w Holandii miała wpływ na przyjazd od Polski?

Piotr PARZYSZEK: – Nie, to nie miało nic wspólnego. Gdy mama była zdrowa to już zimą mogłem odejść i wiedziałem, że nie chcę zostać w Holandii. Były opcje wyjazdu do Danii, Turcji, ale nie miałem dobrych przeczuć i nagle zadzwonili z Piasta. Zmartwiło mnie to, że mieli za sobą taki zły sezon, ale potem rozmawiałem z trenerem i pomyślałem, że może to jest ten krok, którego potrzebuję. Jestem w Gliwicach już 5 tygodni i mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że dokonałem dobrego wyboru. Żona, która jest Holenderką też dobrze się tutaj czuje. Ona była wszędzie ze mną zagranicą, więc wie jak to wygląda. Już nawet łapie słówka po polsku.

Wracając jednak do wcześniejszych pana okresów, to ten w angielskim Charlton Athletic był równie rozczarowujący, co ten ostatni w Zwolle?

Piotr PARZYSZEK: – Główny problem polegał na tym, że byłem wtedy za młody na taki ruch. W tamtym momencie chciałem odejść do innego klubu, ale w Holandii. Ale De Graafschap chciało sporo pieniędzy za mnie… 800 tys. euro za 20-latka, który strzela tylko w drugiej lidze. W Holandii nikt tak nie płacił. Prawie pojechałem do Francji i Portugalii. Anglia była marzeniem, ale w rzeczywistości było inaczej. Podpisałem długi kontrakt i powiedzieli mi, że mam pół roku, żeby się przystosować i zaaklimatyzować. Szło mi dobrze i gdy mieliśmy lecieć na obóz do Hiszpanii trener powiedział mi, że właściciel chce mnie wypożyczyć do swojego satelickiego klubu z Belgii, do St. Truiden. A jak się nie zgodzę to będę trenował z drugą drużyną.

Jak było w tej „niechcianej” Belgii?

Piotr PARZYSZEK: – Dobrze, wygraliśmy drugą ligę, strzeliłem 12 goli. Chciałem tam zostać, bo mieliśmy grać w belgijskiej ekstraklasie. Trener też mnie chciał, ale… znów wtrącił się ów właściciel i powiedział, że nie mogę zostać, bo belgijski klub musi przejąć całe moje zarobki z Anglii. Kazał mi wracać do Anglii i … wypożyczył mnie do Danii. Powiedziałem menedżerowi, że chce rozwiązać ten kontrakt z Charltonem, bo tak dalej to nie może wyglądać. To się udało i wróciłem do Holandii.

Dzięki tym podróżom po klubach poznał pan różne ligi i nauczył się języków…

Piotr PARZYSZEK: – Zgadza się, mówię po angielsku, holendersku, niemiecku, no i po polsku. A co do tych podróży to zawsze marzyłem, żeby przez całe życie grać tylko dla powiedzmy trzech klubów. Ale nie zawsze życie daje to, czego chcesz.

Wygląda na to, że jest pan bardzo szczerym człowiekiem. Czy to jednak nie przynosi więcej szkody niż pożytku?

Piotr PARZYSZEK: – Nie zawsze jestem taki. Miałem wielu trenerów i widzę, że każdy jest inny. Niektórzy są świetnymi fachowcami, ale kompletnie nie potrafią rozmawiać z piłkarzami. Inni na odwrót. Dla mnie to świetna szkoła, bo może sam kiedyś będę trenerem. Trenerowi PEC Zwolle raz powiedziałem prawdę i… poczuł się zaatakowany. Przez 4 miesiące nie grałem. On co prawda mówił, że to nie przez tą rozmowę, ale ja wiedziałem, że właśnie o to mu chodzi. Nie podobała mi się taka sytuacja. Wiedziałem, że to koniec.

W wieku 6 lat zamienił pan Polskę na Holandię. Dlaczego?

Piotr PARZYSZEK: – Moja mama chciała dać mi lepszą przyszłość i dała, bo nie wiadomo, jak potoczyły by się moje piłkarskie losy, gdybym został w Polsce.

Pamięta pan swoje dziecięce początki w nowym kraju, w nowym środowisku?

Piotr PARZYSZEK: – Nie pamiętam, ale z opowieści wiem, że w ciągu miesiąca mówiłem po holendersku, czyli za trudno chyba nie było. Mąż mojej mamy szybko załatwił, że mogłem tam grać w piłkę i dzięki temu szybko zacząłem się rozwijać pod tym kątem.

Czuje się pan bardziej Holendrem czy Polakiem?

Piotr PARZYSZEK: – Polakiem. Ale wychowany jestem w Holandii, moja żona mówi po holendersku. Mam dwa paszporty. Zawsze czułem się jednak Polakiem. Cała rodzina pochodzi z Polski. Mama dbała o to bym dobrze mówił po polsku. Kazała mi czytać listy. Z drugiej strony nie mam problemów z nauką języków.

Ludzie w Holandii i Polsce są do siebie podobnie jeśli chodzi o styl życia?

Piotr PARZYSZEK: – I tak i nie. Holendrzy w twarz mogą ci powiedzieć coś innego, a za twoimi plecami mówić zupełnie coś innego. Takie mam wrażenie. Generalnie nigdy nie miałem problemów z łapaniem kontaktu. Tak jest choćby teraz w Piaście, bo jest tu wielu piłkarzy z różnych krajów i staram się trzymać z każdym. Jestem otwartym człowiekiem i dużo przeżyłem.

W Holandii był pan ulubieńcem kibiców. Jak to się robi? Same gole wystarczą?

Piotr PARZYSZEK: – Ważne są gole, ale też praca i zaangażowanie dla drużyny. Nigdy nie odpuszczałem, ludzie to widzieli. Śpiewali o mnie piosenki. Gdy odchodziłem ze Zwolle to ludzie do mnie pisali i żałowali, że odchodzę, bo według nich nigdy nie dostałem prawdziwej szansy na którą zasłużyłem. Też tak czuję, bo wyjeżdżałem z poczuciem niespełnionej misji.

Gliwice to dla pana tylko przystanek czy może potrzebuje pan stabilizacji?

Piotr PARZYSZEK: – Wszyscy mnie o to pytają. W przeszłości, gdy zmieniałem kluby, to widziałem w nich szansę na wybicie, na zrobienie kolejnego kroku. Teraz mam inne podejście. Podpisałem z Piastem kontrakt na 3 lata, bo potrzebuję trochę spokoju. Oczywiście jak będę dobrze grał i strzelał to na pewno mogą się pojawić ciekawe oferty. Ale teraz o tym nie myślę, wiem, że w Piaście mogę się rozwinąć.

Grał pan w juniorskich kadrach, ale szansy w seniorskiej reprezentacji już pan nie dostał. To wciąż aktualne marzenie?

Piotr PARZYSZEK: – W ogóle teraz o tym nie myślę. Muszę skupić się na swojej karierze klubowej.