Duży krok do mundialu

Hala „Pod Dębowcem” w Bielsku-Białej okazała się szczęśliwym miejscem dla biało-czerwonych, które nie miały większych problemów ze zdeklasowaniem Kosowianek.


Jeśli za rywalki ma się zespół, który w swej historii rozegrał 25 meczów, odniósł w nich 5 zwycięstw i – co zrozumiałe – nie miał okazji wystąpić w wielkiej imprezie, do starcia z nim trzeba podejść z optymizmem. To uczucie towarzyszyło Polkom przed i w trakcie wczorajszego spotkania z Kosowiankami. Co prawda nie wszystko w nim grało i buczało, ale trzeba pamiętać, że reprezentacja jest w trakcie przebudowy i potrzeba czasu, by wchodzące do niej zawodniczki się w niej zaadaptowały, a przede wszystkim pojęły filozofię trenera.

Jak silnik diesla

Wczorajsze spotkanie za papierek lakmusowy służyć nie mogło, bo drużyna z Bałkanów nie zawiesiła naszym paniom poprzeczki zbyt wysoko. Trener Arne Senstad wiedział, że o jej sile stanowi 7-8 zawodniczek, od których zmienniczki wyraźnie odstają i to się potwierdziło. Zależało mu więc, by jego podopieczne narzuciły przeciwniczkom mocne tempo, zmusiły je do biegania i tym samym zwyczajnie je zmęczyły. Ta taktyka była realizowana od pierwszego gwizdka, choć potrzeba było kilku minut na rozkręcenie. Naszą reprezentację można było porównać do silnika diesla, który jak już nabierze mocy, to pędzi jak szalony. Kwestią czasu było więc, kiedy nasze panie wskoczą na właściwe tory i zaczną budować przewagę. Bramki padały po rozmaitych akcjach, a do siatki trafiły wszystkie zawodniczki, które miały na to okazję. Owszem, w pierwszej połowie były trzy zmarnowane „setki”, ale biało-czerwone nie zamierzały się nimi przejmować. Wiedziały bowiem, że z biegiem czasu poprawią skuteczność i faktycznie tak było. Rywalki momentami nie wiedziały co jest grane. Często faulowały, łapały przewinienia, dzięki czemu nasze panie mogły przećwiczyć grę w przewadze.

Liderka zatrzymana

Adrianna Płaczek szybko „przeczytała” ich liderkę Leonorę Demaj, która starała się rzucać z każdej pozycji, kończąc mecz z 5-bramkowym dorobkiem. Jej tropem starały się iść pozostałe Kosowianki, ale na 22 próby oddane w premierowej odsłonie zaledwie 6 zakończyło się powodzeniem. Był to efekt nie tylko świetnie dysponowanej i mocno skoncentrowanej Płaczek – 57% skuteczności w ciągu pierwszych 30 minut to rewelacyjny wynik – ale też uważnej gry w defensywie. – Muszę pochwalić dziewczyny, bo w obronie grały bardzo dobrze. Widać, że do zaproponowanego przez trenera podwyższonego systemu 5-1 coraz bardziej się przekonują i funkcjonują w nim coraz lepiej – chwaliła koleżanki bramkarka Les Neptunes de Nantes, która od nowego sezonu bronić będzie barw Paris 92. Dobrze prezentowała się też ofensywa. – Dysponując mocną obroną można przejmować piłkę, wyprowadzać kontry i zdobywać łatwe bramki, co się nam udawało. Takie zresztą było założenie – tłumaczyła kapitan zespołu, Monika Kobylińska.

Jak w Lidze Mistrzyń

Trudno stwierdzić, o ile trzeba by się było cofnąć, żeby znaleźć mecz, w którym Polki w pierwszej połowie straciły 6 bramek. Wysokie prowadzenie najwyraźniej je rozluźniło, bo po zmianie stron rywalki zaczęły odrabiać straty, zaś atak nie funkcjonował tak jak do tej pory. Nadużyciem byłoby stwierdzenie, że Kosowianki się zbliżyły do naszego zespołu, ale w pierwszych 10 minutach drugiej połowy gra była wyrównana. – Faktem jest, że popełniłyśmy kilka błędów i na pewno będziemy je z trenerem analizować, by w kolejnym meczu w takiej liczbie się nie zdarzały – powiedziała Aleksandra Rosiak, która wolała skupiać się na pozytywach, a w jej grze było ich sporo. Wysoką formę strzelecką z Krim Mercator Ljubljana, uczestniku Ligi Mistrzyń, przeniosła na kadrę, a 6 trafień było tego potwierdzeniem. – Czuję się bardzo dobrze i cieszę, że mogłam pomóc. Radują mnie jednak nie tylko moje bramki, ale też pozostałych rozgrywających. Nasza druga linia wreszcie zaczyna trafiać – cieszyła się Rosiak, która po końcowej syrenie – z rąk członków zarządu ZPRP, Sławomira Szmala i Marcina Zubka – odebrała nagrodę MVP.

Debiutantki czekają

Wygrana 14 bramkami stawia Polki w bardzo dobrej sytuacji. Nie wiadomo bowiem co by się musiało stać w środowym rewanżu w Prisztinie, by awans na listopadowo-grudniowe mistrzostwa świata wymknął im się z rąk. Arne Senstad nie uchodzi za trenera, który widzi tylko plusy i na pewno wytknie swym podopiecznym to wszystko, co w tym meczu mu się nie podobało. Zresztą już w trakcie przerw na żądanie apelował o koncentrację, pełne zaangażowanie i walkę do końca. Zawodniczki go posłuchały i już mogą rezerwować sobie czas na mundial w Danii, Norwegii oraz Szwecji. Przewaga, jaką wypracowały jego podopieczne, pozwoli Norwegowi dokonać roszad w składzie i dać szansę debiutu Nikoli Głębockiej, Monice Łęgowskiej oraz Karolinie Jureńczyk, które wraz Barbarą Zimą nie załapały się wczoraj do meczowej szesnastki.


Polska – Kosowo 36:22 (17:6)

POLSKA: Płaczek, Maliczkiewicz – Balsam 1, Kobylińska 6/2, Kochaniak-Sala 2, Olek 4, Rosiak 6, Nocuń 3, Tomczyk 1, Nosek 2, Michalak 3, Galińska 3, Zimny 2, Górna 1, Noga, Wiertelak 2. Kary: 8 minut. Trener Arne SENSTAD.

KOSOWO: Kelmendi, Ahmetxhekaj, Kafexholli – E. Mulaj 1, Ujkić, M. Hajdari 5/1, Shatri 2, Demaj 5/2, Rugova 1, Gjikokaj 4, Marku 1, Milatović, A. Hajdari, Aliu 3, Mehmeti, M. Mulaj. Kary: 12 minut. Trener Agron SHABANI.

Przebieg meczu: 5 min – 2:1, 10 min – 6:5, 15 min – 7:5, 20 min – 10:5, 25 min – 14:6, 30 min – 17:6, 35 min – 20:9, 40 min – 23:11, 45 min – 25:15, 50 min – 29:18, 55 min – 31:21, 60 min – 36:22.

105 BRAMEK zdobytych w koszulce z orzełkiem ma od wczoraj Aleksandra Rosiak. Potrzebowała na to 52 występów.

46 RZUTÓW oddały Polki, notując 78-procentową skuteczność.

12 PROCENT prób naszych zawodniczek zostało obronionych.


Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus