Dworcowa poczekalnia

Rozmowa z Markiem Kostrzewą, byłym zawodnikiem Górnika, 4-krotnym mistrzem Polski w barwach jedenastki z Zabrza.


Kto jest faworytem meczu GKS – Górnik w 1/16 Pucharu Polski?

Marek KOSTRZEWA: – Na jak to kto? Oczywiście Górnik.

Na Bukowej ma być bez problemów czy różnie może być?

Marek KOSTRZEWA: – Powinni wygrać, bo to mimo wszystko różnica klasy rozgrywkowej, no i w Górniku grają lepsi klasowo zawodnicy, niż w GKS.

Na początku września zabrzanie dobrze zdali test w ważnym i prestiżowym meczu z innym pierwszoligowcem z Ruchem, wygrywając na jego terenie przy Cichej 1:0. Teraz będzie podobnie? Padnie podobny wynik?

Marek KOSTRZEWA: – Może tak być i powinno tak być. Jak mówię, to klasa różnicy. Wygrało się z Ruchem, teraz podobnie powinno być w Katowicach, no i ważne, żeby wreszcie zaczęli także wygrywać w ligowych rozgrywkach.

Właśnie, co o grze Górnika można powiedzieć w tym sezonie w ekstraklasie?

Marek KOSTRZEWA: – Przede wszystkim trzeba powiedzieć o braku ciągłości pracy. To cały czas jest jak w poczekalni na dworcu kolejowym. To jest na takiej zasadzie, że jedni przychodzą, a drudzy odchodzą. Jak my byliśmy w sztabie szkoleniowym, jak był ostatnio Janek Urban, to mówiło się, że priorytetem jest to, żeby grali wychowankowie Górnika. I rzeczywiście był czas w klubie, że w zespole grało wielu miejscowych zawodników. Przecież drużyna za Brosza grała w pucharach europejskich, a grali praktycznie sami Polacy, sami młodzi gracze stąd.

Owszem, było kilku doświadczonych z Angulo na czele, ale reszta była od nas. Ja cały czas powtarzam, jak ściągasz obcokrajowca, to taki zawodnik ma być graczem dominującym, który tą młodzież prowadzi za rękę. Proszę zobaczyć z czym mamy do czynienia w Miedzi Legnica. Nakupowali zagranicznych zawodników na kopy i jaki jest tego efekt? Nie chcę, żeby Górnik szedł tą samą drogą. Jak będzie walka o coś, to taki wychowanek zawsze będzie walczył do końca, a taki obcokrajowiec wzruszy ramionami, bo i tak wyjedzie.

A ocena pracy obecnego szkoleniowca „górników” Bartoscha Gaula?

Marek KOSTRZEWA: – Powiem tak, nie jestem zwolennikiem takiego zatrudniania. Dlaczego? To policzek dla wszystkich trenerów w naszym kraju. Ściąga się trenera z rezerw klubu z Bundesligi, a do tego płaci się za to odstępne. No nie róbmy jaj! W takiej sytuacji, to zamknijmy tą naszą trenerską szkołę, bo my w tej chwili będziemy ściągać trenerów z rezerw z innych krajów. Górnik to jest przecież firma. Zresztą nie mówiąc już przy tym wszystkim, że nie powinien być zwalniany Janek Urban. To się w głowie nie mieści. W Górniku się przecież nie przelewa, a tymczasem trzeba płacić dwóm trenerom. Nie rozumiem tego, że zatrudnia się kolejnego szkoleniowca nie wiadomo skąd, mając przy tym płacić wcześniej zatrudnionemu.

Wracając do pucharowej rywalizacji Górnika i GKS Katowice. Dlaczego nie zagrał pan w finale Pucharu Polski w maju 1986 roku na Stadionie Śląskim? Katowiczanie po trzech bramkach Jana Furtoka wygrali wtedy 4:1.

Marek KOSTRZEWA: – Miałem wtedy złamaną rękę. W meczu decydującym o mistrzostwie Polski z Lechem w Poznaniu doszło do tej kontuzji. Po tym spotkaniu mieliśmy już tytuł, a zaraz potem był finał pucharu. Ja niestety byłem w gipsie, zresztą jak Andrzej Iwan. Byliśmy wtedy mocno osłabieni.

W kolejnym sezonie 1986/87 ponownie trafiliście na GieKSę w ćwierćfinale Pucharu Polski i znowu katowiczanie byli lepsi. Pamięta pan te mecze?

Marek KOSTRZEWA: – Jasne, że pamiętam! Ta liga wtedy była taka, że każdy mógł wygrać z każdy, bo byli przede wszystkim wspaniali piłkarze. Janek Furtok, Koniarek, Piekarczyk czy inni. Do tego Legia czy inni rywale. Mieli wtedy świetne zespoły. Do dziś zresztą jestem w stanie wymienić składy przeciwników. O 12 w nocy je wymienię i wyrecytuję wszystkie nazwiska.

A teraz?

Marek KOSTRZEWA: – Teraz? Teraz to nie jestem w stanie wyrecytować składu Górnika, bo cały czas ktoś albo stamtąd wyjeżdża, albo przyjeżdża. Jest jak mówię w dworcowej poczekalni.


Na zdjęciu: 1 maja 1986 roku. W finale Pucharu Polski GKS Katowice (żółte stroje) pokonał mistrza Polski Górnika aż 4:1. Mecz oglądało 55 tys. kibiców.

Fot. Zasoby Internetu