Dżentelmeni na tafli

W sumie zanotowaliśmy zaledwie 6 minut kar, a pierwszą dopiero w 48 minucie!


W pierwszym półfinałowym spotkaniu Comarch Cracovii z GKS-em Katowice obie drużyny grały niezwykle delikatnie i starć przy bandzie unikały jak ognia. Żadnych kuskańców, utarczek słownych, a przecież czupurnych zawodników z jednej i drugiej strony nie brakuje. Momentami odnosiło się wrażenie, że to spotkanie towarzyskie. „Pasy” wygrały, ale rywaliacja między tymi zespołami zanosi na długą, bo katowiczanie na pewno nie odpuszczą.

GKS udał się do Krakowa bez chorych: obrońcy Aleksi Varttinena oraz napastnika Bartosza Fraszki, ale pojawił się doświadczony defensor Patryk Wajda, który uporał się z urazem łokcia. Gospodarze wystąpili w najsilniejszym składzie.

Początek zdecydowanie należał do gospodarzy, którzy z impetem ruszyli na bramkę Johna Murraya. Ten jednak nie dał się zaskoczyć. A potem gra się wyrównała i katowiczanie zaczęli konstruować akcje, by zaskoczyć Roka Stojanovicia. W 10 min świetną okazję sam na sam zmarnował Mathias Lehtonen, zaś w odpowiedzi Damian Kapica popędził na bramkę GKS-u, jednak też bez efektu. W 13 min samotnie pozostawiony Martin Kasperlik przymierzył, ale też nie zmienił rezultatu. Mimo wszystko jedni i drudzy grali nieco zachowawczo, choć w strzałach było 13-10.

Scenaiusz drugiej odsłony był podobny, bowiem gospodarze rzucili się do ataku i błąd w ustawieniu katowiczan we własnej strefie sprawił, że Patryk Wronka otrzymał krążek jak na tacy i nie miał problemu ze zdobyciem gola. Jednak sporą robotę wykonali jego koledzy z ataku, Damian Kapica i Wojtech Polak, którzy szybko wymienili krążek między sobą i ten ostatni przekazał go Wronce. Po stracie gola goście mieli chwilę zapaści, ale odzyskali rytm gry, jednak nadal starali się nie forsować szybkiego temp. W 28 min „Pasy” mogły podwyższyć wynik, gdy Roman Rac był sam na sam, ale Murray czekał do końca i odbił krążek. Potem jeszcze Polak (33 min) miał okazje, ale bramkarz GKS był czujny. W końcu odsłony Jakub Wanacki z głębi lodowiska zagrał krążek na niebieską linię do Shegkiego Hitosato. Japończyk wjechał w tercję i podał do Teemu Pulkkinena, który tuż przed Stojanoviciem pewnie posłał krążek do siatki.

Ostatnia tercja rozpoczęła się od mocnego uderzenia, bo Rac zdołał pokonać Murraya, zaś w 44 min po raz kolejny spudłował. Jednak Kapica stanął na wysokości zadania i podwyższył na 3:1. Gospodarze już nie forsowali tempa, a tymczasem w 55 min Mateusz Rompkowski precyzyjnym strzałem zmniejszył rozmiary porażki i do głosu doszli goście. Jednak Jakub Wanacki powędrował do boksu kar i Vojtech Tomi zdobył cenną bramkę. Na 95 sek. przed końcową syreną trener Jacek Płachta zdecydował się na wycofanie Murraya i po 24 sek. goście stracili kolejnego gola.

Hokeiści GKS-u pewnie odczuwali trudy ćwierćfinałowej rywalizacji, ale grali ekonomicznie i starali się wykorzystać swoje szanse. Przy odrobinie szczęścia mogli się pokusić przynajmniej o jeszcze jedno trafienie.


COMARCH CRACOVIA – GKS KATOWICE 5:2 (0:0, 1:1, 4:1)

1:0 – Wronka – Polak – D. Kapica (24:38), 1:1 – Pulkkinen – Hitosato – Wanacki (38:19), 2:1 – Rac – Jeżek (41:02), 3:1 – D. Kapica – Wronka – Gula (46:23), 3:2 – Rompkowski – Pasiut (54:08), 4:2 – Tomi – Krejci (57:39, w przewadze), 5:2 – Rac – Michalski – Graborenko (58:49, do pustej).

Sędziowali: Pawel Breske i Krzysztof Kozłowski – Michał Żak i Jacek Szutta. Widzów 2000.

CRACOVIA: Stojanović (2); Kinnunen – Jeżek, Gula – Saur, Garborenko – Luoto, Krejci; Sawicki – Rac – Kasperlik, D. Kapica – Polak – Wronka, Łyszcarczyk – Racuk – Nemec, Tomi – Michalski – Brynkus. Trener Rudolf ROHACZEK.

GKS: Murray; Kruczek – Rompkowski, Wajda – Kolusz, Maciaś – Wanacki (2), Musioł – Mrugała; Magee – Pasiut – Bepierszcz, Hitosato – Monto – Simek, Olsson – Pulkkinen – Lehtonen, Ciepielewski – Smal – Krężołek. Trener Jacek PŁACHTA.

Kary: Cracovia – 4 min,GKS – 2 min.

Liczby

22

SEKUNDY upłynęły kary Wanackiego gdy Tomi podwyższył na 4:2 i to był kluczowy moment tej potyczki.

34

STRZAŁY oddali gospodarze i zdobyli 5 goli. Goście mieli o jeden strzał mniej, ale znacznie mniej bramek.


Na zdjęciu: Roman Rac (przy krążku) zdobył dwa gole, ale mógł „ustrzelić” hat tricka.

Fot, Krzysztof Porębski/PressFocus