Dziczek nie ma obaw

Powrót Patryka Dziczka do Piasta i do grania jest najważniejszą historią w ostatnim czasie związaną gliwiczanami. Pomocnik szybko robi postępy i zbiera minuty w kolejnych meczach.


Historię przypadku Dziczka i jego traumatyczne zdarzenia we Włoszech już szeroko opisywaliśmy. „Dziku”, którego rozbrat z graniem trwał 1,5 roku, zaliczył już dwa występy w gliwickich barwach. Osiem minut z Miedzią i dziewięć z Górnikiem może wrażenia nie robi, ale dla samego zawodnika i jego bliskich to wielka sprawa.

– To coś pięknego. Tyle miesięcy oglądałem grę chłopaków i niczego nie byłem w stanie zrobić. Co poniedziałek grywałem ze znajomymi, kolegami z podwórka. Mam nadzieję, że powoli idzie ku dobremu. Myślę, że teraz mógłbym rozegrać trzy czwarte meczu, a na stop procent będę gotowy po reprezentacyjnej przerwie – przyznaje Patryk Dziczek, który zdradził trochę szczegółów dotyczących swojego zdrowia.

Przebadany od góry do dołu

Okazuje się, że tak naprawdę nadal nie wiadomo co mu było i dlaczego doszło do dwóch zasłabnięć we Włoszech. Badań było bez liku, ale jednej, konkretnej diagnozy nie ma.

– Badań było z milion. Żadne z nich nie wskazało zagrożenia dla życia. Wykonałem ciężką pracę, by nie wejść do drużyny od zera. Nie mam żadnych obaw o siebie, inaczej trudno byłoby trenować i grać. Wiadomo, że moi bliscy się stresują, ale jestem badany, będę widział, jak działa mój organizm. Prawdopodobnie mogłem przejść zapalenie mięśnia sercowego lub wypłukanie z organizmu elektrolitów – mówi „Dziku”, który tak jak wspominaliśmy odwiedził też Katar i lekarza FIFA odpowiadającego za mistrzostwa świata.

Patrzył z optymizmem

24-letni obecnie piłkarz może być więc, nie tylko dla gliwickich młodych piłkarzy przykładem wytrwałości i wiary w szczęśliwe zakończenie.

– Nie obawiałem się, że to koniec kariery, miałem w głowie, że wrócę do gry. Nie sądziłem, że przerwa będzie taka długa. Pierwsze pół roku było bardzo trudne, mogłem najwyżej pójść na spacer. Musiałem obniżyć kaloryczność diety, żeby waga nie poszła do góry. Schudłem trzy kilo. Przygotowywałem się w Pszczynie z trenerem Michałem Puchałą. Straciłem dużo czasu, ale nie patrzę w przeszłość. Wróciłem do tego, co kocham robić – podkreśla wychowanek Piasta, którego być może znów zobaczymy w drugiej połowie meczu ze Śląskiem.

Niemal rok grania

W piątkowym meczu sztab szkoleniowy gliwiczan musi dokonać zmian w formacji obronnej. Obie roszady wmusiły kartki, które piłkarze Piasta otrzymali podczas derbowego starcia w Zabrzu. Dużo dyskutowało się na temat czerwonej kartki, jaką w doliczonym czasie gry otrzymał Ariel Mosór. Choć atakowany wślizgiem Rafał Janicki doznał poważnej kontuzji, to atak Mosóra nie był z ostry. Jednak według nowych przepisów nawet „czyste” wybicie piłki, które potem skutkuje urazem rywala może być podstawą do ukarania piłkarza. Tak właśnie uznała komisja, bowiem młody defensor został zawieszony na dwa mecze, co przy czerwonych kartkach jest minimalną karą. Dla Piasta jednak brak Mosór w składzie to… dawno niespotykana sytuacja. Były defensor Legii w tym roku grał w każdym meczu ligowym, a ostatni raz nie znalazł się na boisku w listopadzie 2021 roku, gdy z powodów zdrowotnych opuścił trzy mecze. Z pewnością wypełnienie luki po Mosórze będzie jednym z ważniejszych zadań gliwiczan w meczu ze Śląskiem. Na boku kibice nie zobaczą też Alexandrosa Katranisa. Grek szybko zebrał cztery żółte kartki i musi pauzować w jednym spotkaniu. Dla niego zastępstwo jest oczywiste, to Słowak Jakub Holubek, który w tym sezonie przegrywał rywalizację z Katranisem, ale w przeszłości był graczem podstawowego składu. Pod dużym znakiem zapytania stoi też występ Michała Chrapka i Jorge Felixa, choć podobno to Hiszpan ma większe szanse, aby znaleźć się w meczowej kadrze.


Na zdjęciu: Patryk Dziczek z optymizmem patrzy w przyszłość i robi wszystko, by odzyskać dawną formę.
Fot. Tomasz Kudała/Pressfocus