Eksperymenty sprawdzają się w… laboratorium

Rozmowa z Bogusławem Kaczmarkiem, byłym współpracownikiem Leo Beenhakkera w reprezentacji Polski.


Jest pan bardzo rozczarowany remisem biało-czerwonych w meczu z Węgrami?

Bogusław KACZMAREK: – Biorąc pod uwagę przebieg meczu, to trudno nie być… zadowolonym. Okoliczności były bowiem bardzo niesprzyjające. Przystępowaliśmy do tego spotkania w roli faworyta, wsłuchując się przed potyczką w głosy selekcjonera i naszych zawodników. Przekaz Roberta Lewandowskiego był bardzo jasny, o super zmianach w kadrze.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus

Czyli najzwyczajniej w świecie zlekceważyliśmy przeciwnika?

Bogusław KACZMAREK: – Chciałbym odnieść się do prawdy historycznej, bo mecz to coś w rodzaju bitwy. Napoleon Bonaparte powiedział, że w czasie bitwy najważniejszymi rzeczami są informacja i kuchnia. Czyli to, co uda się nam zdobyć na temat naszej drużyny i przeciwnika. W przypadku trenera Sousy najważniejsza była informacja o materiale ludzkim, który ma do dyspozycji. Myślę, że nikt nie zaprzeczy, że żaden z wcześniejszych selekcjonerów nie miał takiego komfortu, jak teraz Portugalczyk, bo takiego potencjału nie mieliśmy bardzo dawno. Niestety, trener Sousa przeszacował możliwości gry w tym systemie niektórych piłkarzy. Eksperymenty najlepiej sprawdzają się w… laboratorium. Nowy selekcjoner popełnił kilka pomyłek personalnych i od tego nie da się uciec. Dość powiedzieć, że do 20 minuty Robert Lewandowski był tylko raz w polu karnym przeciwnika.

Czym najbardziej pana zaskoczył Paulo Sousa desygnując do gry taką, a nie inną jedenastkę? Kogo panu w niej brakowało?

Bogusław KACZMAREK: – Po meczu dziennikarze zapytali Paulo Sousę, czym się kierował sadzając na ławce Kamila Glika. Odpowiedział w sposób mało wiarygodny, że zdecydował się na Helika, bo postawił na warunki fizyczne i grę w powietrzu. Ale przecież Glik jest naszym najlepszym obrońcą w walce stykowej i w powietrzu! Helik i Bednarek zapłacili frycowe za braki komunikacyjne. Reca jest przydatny w grze ofensywnej, ale nigdy nie był klasycznym lewym obrońcą. W tym momencie Sousa przeszarżował, zawiodła go informacja, że się odwołam do Napoleona. Trudno nauczyć się reprezentacji Polski, oglądając jej mecze tylko na płytach DVD, czy innych elektronicznych „gadżetach”. Ktoś powiedział, że Sousa ma nosa, ale był to chyba nos covidowy, bo zupełnie stracił węch. Na przykład w mojej ocenie w ogóle nie pasuje do tego systemu Sebastian Szymański, ale nie chcę pakować się w personalne rozliczenia.

Przeraził mnie fakt, że w I połowie nie oddaliśmy ani jednego celnego strzału na bramkę przeciwnika! A przecież mieliśmy w składzie najlepszego na świecie napastnika oraz takich pomocników, jak Zieliński, czy Krychowiak…

Bogusław KACZMAREK: – W pewnym momencie zauważyłem zniechęcenie, a nawet frustrację u Roberta Lewandowskiego. Z czego to wynikało? Z tego, że Willi Orban i Atilla Szalai obrzydzili mu grę w środku ataku, jako klasycznej „9”. Po prostu zastosowali „sandwicz” na „Lewym”. Dlatego cofał się, próbował zawiązać akcje, ale nie miał należytego wsparcia. Piotr Zieliński w Napoli i reprezentacji Polski, to dwaj inni piłkarze. Brakowało nam klasycznej „6”, którą według mnie jest Bielik, a w dalszej perspektywie Góralski. Niestety, z powodów zdrowotnych nie byli do dyspozycji. Po prostu na 3-4 pozycjach dokonano złego wyboru, trochę przypominało to metodę chybił trafił.

Moim zadaniem wszystkie stracone przez nas bramki obciążają konto naszych obrońców. Podziela pan mój pogląd? Mogę mieć tylko wątpliwości, czy przy pierwszym golu dla Węgrów bardziej zawinił Jan Bednarek, który nie dogonił Rolanda Sallaia, czy Arkadiusz Reca, którego na tej stronie boiska nie było.

Bogusław KACZMAREK: – To są działania zespołowe. Po wrzucie z autu i stracie piłki przez Modera akcja powinna zostać natychmiast przerwana. Tak się nie stało i Sallai miał przed sobą pas startowy jak na Okęciu. Jest szybki, u nas nie było asekuracji i nieszczęście gotowe. Reca gra tylko od połowy boiska do przodu, nie jest klasycznym obrońcą. We włoskim Crotone gra na wahadle, a w reprezentacji Polski… waha się. Z Andorą, czy San Marino to wypali, ale nie wiem, czy z Albanią też. Węgrzy uznali remis z Polakami za porażkę.

Mają prawo być rozgoryczeni…

Bogusław KACZMAREK: – Ich trener Marco Rossi powiedział, że nie grał ze swoim bratem, ani kuzynem, tylko przeciwko najlepszemu napastnikowi świata, mimo to jest zawiedziony. Węgrzy twierdzą, że mają lepszego trenera niż Polacy i trudno się z nimi nie zgodzić. A przynajmniej odrobił lekcje przed meczem z nami. My graliśmy w Budapeszcie w sposób jednostajny, z piłką i bez piłki. Węgrzy doskonale zagospodarowali tzw. geometrię boiska, nam tego brakowało. Szymański schodził z prawej strony do środka i centrował, ale węgierscy obrońcy w powietrzu demolowali Milika i Lewandowskiego. W obronie graliśmy bardzo słabo, w II linii było za mało przechwytów i mało odbiorów w sytuacjach jeden na jeden.

Przegrywaliśmy po I połowie, a mimo to selekcjoner w przerwie nie dokonał żadnej zmiany. Był pan zaskoczony jego biernością?

Bogusław KACZMAREK: – To samo powiedziałem na gorąco do radia. Zdziwiłem się, że w przerwie Paulo Sousa nie dokonał przynajmniej dwóch zmian. Nie powinien być takim optymistą, że ten sam skład zmieni oblicze meczu.

Czytaj jeszcze: Z trudem uratowany punkt

Który z zawodników naszej reprezentacji może czuć wygranym po tym spotkaniu? Kamil Jóźwiak?

Bogusław KACZMAREK: – Bezwzględnie Kamil Jóźwiak, o czym świadczą liczby – gol, asysta i asysta drugiego stopnia. Jeżeli trener Sousa widział mecz z Holandią, w którym graliśmy „kaszankę” i widział, jak Jóźwiak wjechał do bramki Holendrów, to powinien właśnie jemu zaufać. Grał wprawdzie wtedy z lewej strony, ale sprawdza się na obu flankach. Jeżeli nie czuje się wygranym, to na pewno potwierdził swoje możliwości. On, Lewandowski i Piątek mieli największy wkład w remis na Węgrzech.


Na zdjęciu: Kamil Jóźwiak (z prawej) zdaniem trenera Bogusława Kaczmarka był największym wygranym polskiej reprezentacji w meczu z Węgrami.

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus