Eksplodowali, bo mieli już dość 

Mieli już serdecznie dość pecha, dość krytyki, dość goli dla rywali po ewidentnych własnych błędach i dość marnowania dogodnych sytuacji.

Lekarz reprezentacji Polski, Jacek Jaroszewski, jest człowiekiem niezwykle kulturalnym i stonowanym, ale po końcowym gwizdku właśnie medyka naszej kadry można było spotkać na najdłuższym, odprężającym… papierosku. Ulga, która malowała się na twarzy doktora była tak wymowna, że w zasadzie mogła – bez słów – służyć za cały komentarz do tego, co zdarzyło się w Guimaraes.

– Za dużo było tego niewytłumaczalnego pecha, naprawdę za dużo – mówi spokojnie Jaroszewski. – Trener konsekwentnie, a nawet uparcie powtarzał jednak, że przyjdzie moment, w którym zespół poradzi sobie z nieprzychylnością losu. I przypomniał o tym jeszcze tu w przerwie. Miał rację, oby zatem sytuacja odwróciła się już na dobre. Bo powiedzieć, że piłkarze chcieli odmienić ten stan, to tak jakby nic nie powiedzieć. Oni bardzo chcieli, może czasami nawet za bardzo. Dlatego nie ukrywam, że ja także głęboko odetchnąłem.

Nadal potrzebujemy zwycięstwa

Brzęczek jest niezwykle konserwatywnym człowiekiem, pod tym względem zaskoczył nawet prominentnych – a zatem zrozumiałe, że znacznie starszych od selekcjonera – pracowników PZPN. Być może jednak cecha, która przez bliskie związkowe otoczenie odbierana jest jako wada, będzie miała pozytywne przełożenie na drużynę narodową. Trener uparcie powtarza o konsekwencji we wdrażaniu własnej wizji i efektach wkładanej pracy, które przyjdą już za chwilę. O ile kibice przestali w pewnym momencie kupować ten przekaz, o tyle zawodnicy sprawiają wrażenie, że uwierzyli w szkoleniowca. A w każdym razie – głęboko mu zaufali. W czym dogonienie remisu w Guimaraes tylko kadrowiczów utwierdziło.

– Czy ten mecz był przełomem? Możemy go traktować jako dobry rezultat w kontekście losowania eliminacji Euro 2020 – stwierdził spokojnie Mateusz Klich. – Przy golu dla Portugalii to ja zawaliłem. Powinienem kryć tę strefę, ale Andre Silva wyprzedził mnie i strzelił nie do obrony. Wydaje mi się jednak, że w całym meczu pokazaliśmy się z dobrej strony. Mogliśmy nawet wygrać na tym ciężkim terenie, ale dla nas bardzo ważne było dzisiaj nie przegrać. Wiedzieliśmy, co to dla nas oznacza, czyli że ten punkt da nam rozstawienie w pierwszym koszyku przed losowaniem. Mam nadzieję, że teraz głowy nam się odblokują i w końcu wygramy. Mimo że ten remis jest dla nas bardzo korzystny, to i tak potrzebujemy zwycięstwa.

Remis ma wyzwolić energię

Wyważona, ostrożna wręcz ocena naszego środkowego pomocnika nie była podzielana przez wszystkich kolegów. Znacznie więcej pozytywów dostrzegł na przykład Bartosz Bereszyński, który w przeciwieństwie do bardzo licznej grupy reprezentantów, którzy niemal sprintem przemknęli przez mixed zonę, chętnie i wyczerpująco odpowiadał na pomeczowe pytania.

– Mam wrażenie, że to nie jest szczęśliwy remis, tylko w pełni zasłużony. Coś drgnęło, coś zmieniło się w naszej grze na lepsze. Już w drugiej połowie przegranego spotkania z Czechami było widać przebłyski, a w pierwszej połowie w Guimaraes byliśmy bliżej zdobycia bramki niż Portugalczycy. Gospodarze wykorzystali nasz błąd, ale poza tym nie mieli bramkowych szans. Nie możemy dopuszczać do tego, że znowu tracimy gola po stałym fragmencie, czyli rzucie rożnym – tak było też z Włochami w Chorzowie miesiąc temu.

Wtedy przegraliśmy, teraz natomiast pokazaliśmy charakter i potrafiliśmy odrobić straty – ocenił defensor Sampdorii. – Mam nadzieję, a nawet jestem przekonany, że poradziliśmy już sobie z prześladującym nas niefartem. We Włoszech powinniśmy strzelić kolejne gole, w rewanżu z nimi w Chorzowie straciliśmy bramkę w doliczonym czasie. Mieliśmy pecha z Czechami… Wiele rozmawialiśmy na ten temat, i wyszło na to, że dobre drużyny poznaje się po tym, jak wychodzą z kryzysu. Liczę zatem na to, że ten remis wyzwoli z nas pozytywną energię, której nie brakuje.