Puste (domowe) przebiegi Śląska

Sytuacja wrocławian w tabeli ekstraklasy nie jest do pozazdroszczenia. Podopieczni trenera Tadeusza Pawłowskiego po ostatniej porażce z Wisłą Kraków 0:1 znaleźli się blisko strefy spadkowej. W tej chwili ekipa ze stolicy Dolnego Śląska zajmuje w tabeli 13 miejsce z dorobkiem zaledwie 6 punktów w 7 meczach! Największą bolączką jest w tej chwili skuteczność, a impotencja na własnym boisku wręcz zatrważająca. Śląsk u siebie nie strzelili gola od 271 minut! Nie licząc oczywiście doliczonego czasu gry w pierwszej i drugiej połowie, a jedynie regulaminowe 90 minut.

Lodowaty prysznic

Start był niczego sobie, zwycięstwo 3:1 Cracovią i cenny remis na wyjeździe z Lechią Gdańsk (1:1) sprawiły, że po dwóch kolejkach Śląsk Wrocław zajmował… czwarte miejsce w tabeli (za plecami Zagłębia Lubin, Lecha Poznań oraz Piasta Gliwice) i mógł z optymizmem i nadzieją patrzeć w najbliższą przyszłość.

Okazało się jednak, że to tylko pozory, bo na głowę trenera Tadeusza Pawłowskiego i jego podopiecznych spadł lodowaty prysznic. Nie chodziło bynajmniej o plagę kontuzji, jak w poprzednim sezonie, lecz o indolencję strzelecką na własnym boisku. O ile na boiskach rywali nie było to wielkim problemem (trzy bramki w Sosnowcu, jedna w Kielcach), to anemia strzelecka we Wrocławiu woła o pomstę do nieba.

Ostatnim jest „Kosa”

Wprawdzie w ostatnim spotkaniu z Wisłą Kraków (0:1), jak i wcześniejszych potyczkach z Lechem Poznań (0:1) oraz Pogonią Szczecin (0:0) wrocławianie dominowali na boisku, ale za tzw. wrażenie artystyczne nikt punktów nie przyznaje, ani nie dolicza bramek. Tej klasy napastnicy, co Marcin Robak (trzy gole na wyjeździe) i Arkadiusz Piech zapomnieli, jak strzelać gole u siebie. Nawiasem mówiąc Piech w tym sezonie nie zapisał na swoim koncie choćby jednego trafienia! Mimo to były zawodnik m.in. Ruchu Chorzów, czy Legii Warszawa, wciąż ma duży kredyt zaufania u trenera Tadeusza Pawłowskiego i pojawia się w miarę regularnie w podstawowej jedenastce (pięć razy w sześciu meczach). – Potrzeba jeszcze więcej pracy i mam nadzieję, że w końcu się odblokuję i coś strzelę, bo nie wygląda to u mnie za dobrze – przyznał uczciwie napastnik Śląska. – Liczę, że niedługo się przełamię i potem już będę „walił bramę za bramą”.

Ostatnim zawodnikiem, który zdobył gola dla Śląska we Wrocławiu jest występujący obecnie w II lidze tureckiej (Adana Demirspor Kulubu) Jakub Kosecki.

Nutka optymizmu

„Kosa” strzelił gola Cracovii w 89 minucie, doliczając do tego „puste przebiegi” w trzech kolejnych spotkaniach, Śląsk strzela u siebie ślepą amunicją od 271 minut. Ten problem dostrzega Mateusz Cholewiak. – Trzeba zacząć od pecha, bo nie pamiętam meczu, żebyśmy mieli tyle sytuacji jak w spotkaniu z Wisłą i jak na złość nic nie wpadło – powiedział. – Słupki, poprzeczka w doliczonym czasie gry – to naprawdę wielki pech. Ostatnia porażka boli, bo zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Podczas meczów reprezentacji będziemy musieli przeprowadzić analizę i wziąć się do ciężkiej pracy. Jestem przekonany, że w meczu „Białą gwiazdą” naprawdę było dużo pozytywów, a nasz występ napawa w jakimś sposób optymizmem. Okazje, które mieliśmy nie brały się z przypadku i były wypracowane. W derbach z Zagłębiem Lubin trzeba będzie wygrać, bez absolutnie żadnego usprawiedliwienia.

Czas najwyższy, bo Śląsk ma serię sześciu meczów bez zwycięstwa…