Eliminacje Euro 2020. Wpadka nie wchodzi w grę

 

Stracić punktów w tym spotkaniu nam, po prostu, nam nie wolno. Przede wszystkim dlatego, że trzy „oczka” przybliżą nas do awansu na mistrzostwa Europy, ale też z racji faktu, z kim dziś się zmierzymy.

Zagramy z zespołem, który – jak dotychczas – przegrał wszystkie sześć spotkań eliminacyjnych. Stracił w nich 20 goli, a samodzielnie nie strzelił ani jednej bramki. Bo jedyne trafienie, jakie zostało zapisane na konto Łotyszy, to gol samobójczy, którego autorem został reprezentant Macedonii Północnej, Darko Velkovski.

Kolejnym argumentem, że każdy wynik oprócz naszego zwycięstwa w Rydze będzie klęską, to pozycja w rankingu FIFA naszego dzisiejszego rywala. Łotwa plasuje się obecnie na 139. miejscu w klasyfikacji. Ex aequo z Andorą, a pomiędzy takimi piłkarskimi „potęgami”, jak Lesotho i Wyspy Salomona. Cel na ryski mecz jest zatem banalnie prosty. Nie możemy pozwolić na to, aby autsajder naszej grupy miał jakiekolwiek powodu ku temu, aby uważać, że nie jest już autsajderem.

Nie mamy prawa się bać

Różnica w potencjałach obu zespołów jest kolosalna, a najlepiej świadczą o tym suche liczby. A kiedy dotyczą pieniędzy, to najlepiej działają na wyobraźnię. Wartość, wg portalu transfermarkt.de, wszystkich piłkarzy reprezentacji Łotwy, którzy w tym roku wystąpili w tym zespole, łącznie z tymi, którzy na mecz z Polską nie zostali powołani, określa się na niespełna 9 mln euro. To o ponad 6 mln euro mniej, aniżeli wynoszą… roczne zarobki Roberta Lewandowskiego w Bayernie Monachium. Sam „Lewy” jest ponad siedem razy droższy, według tego samego źródła, od wszystkich łotewskich piłkarzy, a Kamil Glik, ósmy najdroższy polski reprezentant wg transfermarkt.de, kosztuje 8 mln euro, czyli ciut mniej, aniżeli wszyscy Łotysze.

Ktoś pewnie powie, że pieniądze nie grają. Dowody finansowe są jednak twarde i potęgują fakt, że tego meczu nie mamy prawa nie wygrać.
Marcowe starcie z Łotwą na Stadionie Narodowym w Warszawie pokazało jednak, że konfrontacja z takim przeciwnikiem może być bardzo nieprzyjemna. Nasz zespół miał ogromną przewagę w posiadaniu piłki – na poziomie 70 procent. Oddał 22 strzały na bramkę Pavelsa Szteiborsa, z których osiem uderzeń było celnych. Tymczasem bardzo długo nie potrafiliśmy strzelić gola. Co więcej Łotysze, przestraszeni od pierwszych minut, próbowali się odgryzać i Łukasz Fabiański wcale nie był bezrobotny. Tuż przed tym, jak Robert Lewandowski wreszcie złamał łotewski mur, rywal miał świetną sytuację bramkową.

Trzeba zatem uważać, choć o bojaźni przed przeciwnikiem, który na przestrzeni ostatnich trzech lat wygrał tylko 2 z 31 spotkań międzypaństwowych i poniósł 22 porażki, nie może być mowy.

„Lewy” potrzebuje przełamania

Kamil Grosicki, skrzydłowy reprezentacji Polski, który w tych eliminacjach strzelił jednego gola, w starciu z Izraelem, doskonale zdaje sobie sprawę, że dziś w Rydze trzeba wygrać. – Po wrześniowych meczach skomplikowaliśmy sobie nieco sytuację – przyznał zawodnik angielskiego Hull City.

– Dlatego zdajemy sobie sprawę, że nie możemy sobie pozwolić na kolejną wpadkę. W tych dwóch meczach musimy zdobyć sześć punktów. Po to, aby uspokoić sytuację. Chcemy potwierdzić dobrą formę chłopaków w klubach – powiedział piłkarz, który znajduje się aktualnie w dobrej dyspozycji. W sześciu ostatnich występach na zapleczu angielskiej ekstraklasy strzelił cztery gole, a spośród obecnych kadrowiczów skuteczniejszy w bieżącym sezonie klubowym od „Grosika” jest tylko Robert Lewandowski.

Nasz as atutowy, w Bayernie Monachium, strzela, jak na zawołanie. Od 12 sierpnia br. rozegrał 10 spotkań w barwach klubowych i w każdym z tych meczów trafiał do siatki, zdobywając łącznie 15 goli. Na nasze nieszczęście przerwę zrobił sobie przy okazji meczów reprezentacji. Zresztą jego skuteczność w kadrze, w ostatnich miesiącach, na kolana nie powala.

Od mistrzostw świata w Rosji wystąpił w 13 meczach i zdobył tylko dwa gole. We wspomnianym meczu z Łotwą, a także z Izraelem, z rzutu karnego. Nie będzie zatem stwierdzeniem na wyrost, że nasz najlepszy piłkarz potrzebuje przełamania. Do którego – tak się przynajmniej wydaje – taki mecz, jak z Łotwą nadaje się idealnie.

Mało znaków zapytania

Nie wiadomo, jakie decyzje personalne przed dzisiejszym spotkaniem podejmie Jerzy Brzęczek, szkoleniowiec naszej drużyny. Jeżeli chodzi o pewniaków do pierwszego składu, to bez wątpienia należą do nich tacy piłkarze, jak wymienieni Grosicki i Lewandowski oraz Wojciech Szczęsny, Kamil Glik, Jan Bednarek, Grzegorz Krychowiak, Piotr Zieliński czy Tomasz Kędziora. Wychodzi zatem na to, że na trzech pozycjach można poszukiwać różnych wariantów, czyli znaków zapytania wcale nie jest dużo. A w znacznej mierze zależeć one będą od tego, na jakie ustawienie zdecyduje się selekcjoner.

Czy zagramy na dwóch napastników, czy „Lewy” z przodu będzie operował sam? Czy Maciej Rybus wyjdzie na lewej obronie od pierwszej minuty, czym zluzuje Bartosza Bereszyńskiego? Czy też Krystian Bielik – w oczach trenera – zagrał przeciwko Austrii na tyle dobrze, że znów posadzi na ławce Mateusza Klicha?

Odpowiedzi na te pytania poznamy dziś, pewnie ok. godz. 20.00. Jakieś 2,5 godziny później, z niewielkim okładem, będziemy już wiedzieć wszystko.

 

Na zdjęciu: Robert Lewandowski będzie miał w Rydze dobrą okazję ku temu, aby wrócić na strzelecką ścieżkę w reprezentacji Polski. Choć przede wszystkim mecz ten trzeba wygrać.