Eliminacje LE. Lech Poznań po przerwie zaczął strzelać

Lech Poznań nie zachwycił, ale zadanie awansu do kolejnej fazy kwalifikacji LE wykonał.

Przez całą pierwszą połową drużyna poznańska, w starciu z rywalem debiutującym w europejskich pucharach, miała zdecydowaną przewagę. Cóż jednak z tego, skoro biła głową w mur? „Kolejorzowi” zdecydowanie brakowało pomysłów na to, jak sforsować łotewskich mur, choć – biorąc pod uwagę klasę przeciwnika – nie powinni mieć z tym podopieczni Dariusza Żurawia większych problemów.

Przede wszystkim irytowały koszmarnie nieudane strzały z dystansu w wykonaniu graczy Lecha, które w znacznej odległości mijały bramkę strzeżoną przez Rudolfsa Solohę. Jak również beznadziejne decyzje podejmowane w obrębie pola karnego. „Brylował” w nich Dani Ramirez, który zresztą zmarnował też idealną bramkową okazję.

Była to jedyna klarowna szansa na gola dla gospodarzy przed przerwą. Najpierw piłka odbiła się – po strzale Pedro Tiby – od pleców łotewskiego obrońcy i spadła wprost pod nogi Hiszpana. Ten jednak, miast spokojnie skierować ją do siatki, uderzył ponad bramką.

Warto dodać, że rywal ani raz nie zagroził bramce strzeżonej przez Filipa Bednarka. Na palcach jednej ręki można było policzyć sytuacje, kiedy to zespół Valmiery potrafił przedostać się z piłką na połowę Lecha.

Nic się nie zmieniło w pierwszych minutach po przerwie. W końcu jednak gospodarze strzelili bramkę i trzeba przyznać, że było w tym wszystkim sporo przypadku. Strzał Jakuba Modera z 25 metrów trafił w rywala, a następnie piłka odbiła się… od słupka. To zmyliło łotewskiego bramkarza, który nie zdążył do futbolówki, bo szybciej dopadł do niej Mikael Ishak i z najbliższej odległości nie miał prawa się pomylić. Sympatycy Lecha, oglądający mecz przed telewizorami, odetchnęli z ulgą.

Gdyby chwilę później arbiter spotkania podyktował rzut karny dla gospodarzy, to resztę spotkania sympatykom „Kolejorza” oglądałoby się jeszcze spokojniej. Jedenastka poznańskiej drużynie się należała, bo ręką w polu karnym zagrał Julien Celestine. Czeski sędzia rozłożył jednak ręce i gwizdka nie użył, choć przewinienie gracza Valmiery było ewidentne.

Po stracie gola zespół z Łotwy nie był w stanie przejść do ofensywy. Lech nadal miał przewagę i zdołał podwyższyć prowadzenie. Ładnie piłkę rozprowadził Pedro Tiba, a Ishak już przekonuje sympatyków klubu z Poznania, że za Christianem Gytkjaerem, królem strzelców ekstraklasy poprzedniego sezonu, płakać nie trzeba.

Wynik meczu ustalił, po dobrym podaniu Kamila Jóźwiaka, Filip Szymczak

Lech Poznań – Valmiera FK 3:0 (1:0)

1:0 – Ishak, 59 min, 2:0 – Ishak, 79 min, 3:0 – Szymczak, 88 min.

Sędziował Ondrzej Pechanec (Czechy). Mecz bez udziału publiczności.

LECH: Bednarek – Gumny, Szatka, Czrnomarković, Puchacz – Tiba (80. Marchwiński), Moder – Kamiński (64. Czerwiński), Ramirez, Jóźwiak, – Ishak (84. Szymczak). Trener Dariusz ŻURAW.

VALMIERA: Soloha – Musolitins, Badmus, Celestine, Fall – Diage, Karklins, Teixeira (77. Gueye) – Jaunzems (82. Skopenko), Arokodare, Silagadze (46. Zaddem). Trener Tamaz PERTIA.

Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus