Eliminacje LE. Pokazać Lecha w Europie

W Poznaniu nie boją się przeciwników, którzy są uznawani za faworytów. Lech niezależnie od okoliczności chce grać swój – ofensywny i efektowny – futbol.


Występy „Kolejorza” w eliminacjach do Ligi Europy jak na razie mogą tylko imponować. 11 goli strzelonych i 0 straconych po 3 niełatwych meczach to wynik, jakiego po polskim klubie rzadko kiedy można się spodziewać. Wicemistrzowie Polski byli przez wielu skreślani przed pojedynkami z Hammarsby i Apollonem Limassol, a mimo tego stoją teraz przed ostatnim spotkaniem, z Royal Charleroi, po którym mogą zameldować się w fazie grupowej Ligi Europy.

Powrót na Bułgarską

Definitywny awans do pucharów na pewno ucieszy klubowych księgowych. W ostatnich dniach „Kolejorz” sprzedał za ładne parę milionów euro Kamila Jóźwiaka (do Derby County) oraz Roberta Gumnego (do Augsburga), do tego zarobił już nieco ponad milion euro za dotychczasowe występy w eliminacjach, a jeśli przejdzie dzisiaj Belgów, dostanie kolejne prawie trzy miliony liczone w europejskiej walucie (tak samo jak Legia). Dalsze występy w grupie będą oznaczały rzecz jasna kolejne pieniądze, ale na ich potencjalne liczenie przyjdzie jeszcze czas – na razie cel krótkoterminowy jest inny.

– Drużyny nie trzeba motywować – zapewniał przed meczem młody skrzydłowy Lecha, pochodzący z Rudy Śląskiej [Jakub Kamiński]. – Wiadomo, że już przed wcześniejszymi meczami mówiono, że nie jesteśmy faworytem, ale wtedy patrzyliśmy tylko na siebie. Dla każdego z nas jest to szansa, by pokazać się Europie. To dobra okazja na zaprezentowanie Lecha i naszej piłki: skutecznej oraz efektownej.

Nie trzeba nas dodatkowo motywować. Stoi przed nami szansa, która będziemy chcieli wykorzystać. Gramy tak, jak chcemy, czyli ofensywnie i do przodu. Dzięki takim spotkaniom chcemy pokazać, że poziom ekstraklasy się podnosi, a my chcemy zaistnieć jako polski zespół. Mam nadzieję, że odniesiemy zwycięstwo, bo naszym celem jest powrót do europejskich rozgrywek. Chcemy, żeby te puchary wróciły na Bułgarską – zapewnił wszystkich 18-latek.

Trochę jak Atletico

Choć polskie drużyny przyzwyczaiły nas do czego innego, ofensywny styl Lecha może być jego podstawową bronią w starciu z Charleroi. – To drużyna dobrze zorganizowana i doświadczona, ale nie boimy się tego spotkania. Już pokazaliśmy w poprzednich meczach, że potrafimy grać z zespołami bardzo dobrymi, z faworytami tych starć i wygrywać – mówił Kamiński, który zwrócił uwagę na ważną cechę przeciwnika: jego organizację w defensywie. Niektórzy porównują belgijski zespół do hiszpańskiego Atletico, które nie gra może najpiękniejszej piłki na świecie, ale za to słynie ze swojego pragmatyzmu i nieustępliwości w obronie.


Czytaj jeszcze: Lech chce podtrzymać europejską passę

W poprzednim sezonie ekipa Royal straciła w 29 meczach ligi belgijskiej zaledwie 23 bramki i można się spodziewać, że w starciu z „Kolejorzem” także będzie koncentrować się głównie na przeszkadzaniu. Ich doświadczony bramkarz, 39-letni Nicolas Penneteau, przyznał w jednej z rozmów, że drużyna zna mocne strona „Kolejorza”.

Belgowie narzekali

Na korzyść Lecha natomiast na pewno będzie działał fakt, że poznaniacy nie musieli w weekend grać w ekstraklasie, ponieważ ich mecz z Pogonią Szczecin został przełożony – inna sprawa, że i tak by go pewnie nie rozegrano po tym, jak u „Portowców” wykryto 30 zakażeń koronawirusem. Belgijska prasa czuła się zresztą urażona, że przed decydującym o awansie do fazy grupowej spotkaniem ich wielkopolscy rywale dostali bonus w postaci ligowego odpoczynku.

Trener Charleroi, Karim Belhocine, mimo spotkania rozgrywanego w niedziele niespecjalnie rotował składem – co lechici powinni w jakiś sposób wykorzystać. A że będzie to miało znaczenie, potwierdził choćby Karol Kikut, odpowiadający za przygotowanie fizyczny w szeregach wicemistrza Polski. Belgowie będą musieli radzić sobie dzisiaj bez Ivana Goranova, raczej nieistotnego piłkarza, który złapał koronawirusa. Kontuzjowani są również dobry skrzydłowy Massimo Bruno i defensywny pomocnik Christophe Diandy, a nie zagra też pewnie inny skrzydłowy, David Henen. W Lechu z kolei pod znakiem zapytania stoi występ Jana Sykory.


Na zdjęciu: Jakub Kamiński zapewnił, że Lech chce grać swój, ofensywny futbol.

Fot. Paweł Jaskółka/Press Focus