Eliminacje LE. W Pradze wieczór pięknych goli

Legia Warszawa dwa razy obejmowała w Pradze prowadzenie. Meczu nie wygrała, ale remis nie jest zły.


Po pierwszym kwadransie spotkania wydawało się, że zespół Slavii chce zupełnie stłamsić mistrza Polski. Podopieczni Jindrzicha Trpiszovsky’ego od razu zaatakowali i Legia miała spore problemy z tym, by wyprowadzić piłkę z okolic własnego pola karnego. „Seszivani” byli bowiem bardzo agresywni i zmuszali polski zespół do błędów.

Po jednym z nich prażanie mieli stuprocentową sytuację, ale w bramkę nie trafił Jakub Hromada. Chwilę później piłka spadła wprost na głowę Abdallaha Simy, który przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. Gdyby gracz rodem z Senegalu uderzył lepiej, to Artur Boruc raczej zostałby pokonany.

Na takie szanse rywala Legia zdołała jednak odpowiedzieć w najlepszy możliwy sposób. Gospodarze poczuli się chyba zbyt pewnie i zapomnieli o defensywie, tymczasem Maik Nawrocki, obrońca Legii, słynie z tego, że potrafił zagrać długie, dokładne podanie.

Tak też zrobił, widząc wychodzącego na pozycję Mahira Emrelego, i idealnie posłał mu piłkę. Azerski napastnik umknął obrońcom Slavii i – mając przed sobą wybiegającego z bramki Ondrzeja Kolarza – postanowił go przelobować. Udało mu się zmieścić piłkę między słupkami i Legia, zupełnie niespodziewanie, objęła prowadzenie.

Slavia dała się mistrzowi Polski zaskoczyć i postanowiła odpowiedzieć… tym samym. „Wojskowi” wyraźnie zaspali przy rzucie rożnym. Lukasz Masopust nie zdecydował się na dośrodkowanie w pole karne, ale wycofał futbolówkę do niepilnowanego Alexandra Baha, który popisał się świetnym strzałem z pierwszej piłki i doprowadził do wyrównania.

To był zresztą wieczór urokliwych goli na Sinobo Stadionie, bo chwilę później przepiękną bramkę strzelił Josip Juranović. Piłkarz, który wkrótce przeniesie się z Legii Warszawa do Celtiku Glasgow, zebrał jeszcze na własnej połowie podanie od Nawrockiego i popędził do przodu. Wydawało się, że poszuka rozegrania, ale zdecydował się Chorwat na strzał z ponad 20 metrów i trafił idealnie! W samo okienko bramki Slavii.

Nie udało się jednak Legii utrzymać prowadzenia do przerwy. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy gospodarze w zbyt prosty sposób rozmontowali defensywę mistrza Polski i Masopust nie miał problemów z tym, by z bliska trafić do siatki.

Dla postronnego kibica pierwsza połowa, okraszona czterema bramkami, była świetnym widowiskiem. Ale nie ulega wątpliwości, że Legia traciła bramki zbyt łatwo i po przerwie musiała lepiej zorganizować się w defensywie. Tak też się stało. Slavia nie dochodziła już tak łatwo do sytuacji, choć nadal byłą stroną przeważającą.

Z drugiej jednak strony było to dużo mniej ciekawe 45. minut, ale mistrz Polski musiał przede wszystkim zadbać o to, by – w miarę możliwości – osiągnąć w Pradze jak najlepszy wynik, a remis wcale nie był przecież złym rezultatem. Prażanie kilka razy zatrudnili w drugiej połowie Artura Boruca, ale doświadczony golkiper Legii stanął na wysokości zadania, a na dodatek miał trochę szczęścia.

Finalnie do końca spotkania nie dał się pokonać i Legia – podobnie, jak w eliminacjach Ligi Mistrzów w Zagrzebiu – osiągnęła w Pradze remis. Losy awansu rozstrzygną się zatem w nadchodzący czwartek przy Łazienkowskiej.


Slavia Praga – Legia Warszawa 2:2 (2:2)

0:1 – Emreli (20), 1:1 – Bah (33), 1:2 – Juranović (37), 2:2 – Masopust (45+3).

Sędziował Felix Zwayer (Niemcy). Widzów 14534. Żółte kartki: Dorley, Traore – Luquinhas, Rose.

SLAVIA: Kolarz – Bah, Holesz, Zima, Dorley – Traore, Hromada (46. Kuchta) – Masopust (67. Samek), Stanciu (82. Tecl), Sima (61. Ekpai) – Schranz (61. Lingr). Trener Jindrzich TRPISZOVSKY.

LEGIA: Boruc – Juranović, Rose (46. Hołownia), Wieteska, Nawrocki, Mladenović – Skibicki (46. Rosołek), Martins, Lopes (46. Josue), Luquinhas – Emreli. Trener Czesław MICHNIEWICZ.

Rewanż 26 sierpnia w Warszawie.


Fot. twitter.com/slaviaofficial