Eliza Megger: Marzeniem są igrzyska

Rozmowa z wicemistrzynią Polski w biegu na 1500 metrów.


Jeden sezon, ten akademicki już zakończony, ale zawodowy w pełni. Czechy, Marsylia, mistrzostwa Polski, a przed panią mistrzostwa Europy w Monachium. Domyślam się, że jeszcze trochę energii jest potrzebne do jego zakończenia?

Eliza MEGGER: Cała filozofia polega na tym, aby odpowiednio rozdysponować siły. Początek sezonu bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, teraz czekamy na dalszą część. Mam nadzieję, że energii i sił wystarczy, po to, aby zrealizować to, co zamierzone.

W pewnym sensie już jeden cel został zrealizowany. Udało się pani zrobić minimum na mistrzostwa Europy. Było to ogromne wydarzenie?

Eliza MEGGER: W tym roku przeszłam do kategorii seniorskiej. Moim celem i takim swoistym marzeniem było zdobycie minimum, o którym niby wiedziałam, że mnie na nie stać, jednak sam fakt jego wypełnienia bardzo mnie zaskoczył. Tym bardziej że ten start w Ostrawie, na którym zrobiłam minimum, poprzedzały dwa starty na 800 metrów. Były one dobre, ale nie tak, jakbym tego oczekiwała. Dla mnie start na 800 metrów przed biegiem na 1500 wyznacza pewien dyskurs. To ponad połowa docelowego dystansu i byłoby dobrze, gdyby również na nim dobrze się biegało. Te wyniki były w porządku, ale podkreślam – nie rewelacyjne. Nie wiedziałam czego się spodziewać, stąd tym bardziej zaskoczył mnie wynik z Ostrawy i to minimum.

Ostatni wynik też był dla ciebie zaskakujący, ale z drugiej strony taki z nutką niedosytu. 0,35 sekundy – tyle zabrakło do minimum na mistrzostwa świata. Jednak z tego, co wiem, to nadzieja na wyjazd nadal jest.

Eliza MEGGER: To prawda. Start na mitingu w Marsylii wyszedł dość spontanicznie, ponieważ tak naprawdę było to kilka dni po Mistrzostwach Polski. Do końca, wraz z trenerką nie wiedziałyśmy, czy jest sens startować, biorąc pod uwagę zmęczenie, nagromadzone po poprzednich imprezach. Jednak po starcie na Mistrzostwach Polski byłam pełna wiary i nadziei, że może być dobrze i rzeczywiście warto zainteresować się tym wydarzeniem, pojechać tam i spróbować. To był strzał w dziesiątkę.

Bieg był fajny, ja także dobrze wypadłam. Szczerze mówiąc, nie zdawałam sobie sprawy z tego, z jakim czasem wbiegłam na metę. Przez ostatnie 10 metrów po prostu walczyłam z zamkniętymi oczami, więc tak naprawdę nic nie wiedziałam. Dopiero kiedy wyjęłam telefon, podchodząc po swoje rzeczy, zobaczyłam wiadomość od trenerki z gratulacjami, ale także z informacją, że zabrakło tyle i tyle.

Jednak radość z tego, że znowu pobiegłam w podobnym czasie, potwierdziłam swoją formę, że wiem, na co mnie stać, że to nie był wypadek przy pracy odpędziła wszelkie smutki. Nie przeżywałam tego w taki sposób, że nie osiągnęłam minimum, ponieważ nadal jest nadzieja, aby dostać się z rankingu. Jeżeli jednak się nie dostanę, no to mówi się trudno, jedziemy dalej. Wiem, że wszystko będzie dobrze, że taki jest plan. Pewne rzeczy po prostu dzieją się w życiu według swojego czasu i planu. To jest moja filozofia życia. Po prostu – będzie jak będzie.


Szok i niedowierzanie – tak Eliza Megger zareagowała na dobry wynik w Ostrawie.
Fot. Michał Laudy/Pressfocus

Podobnie było na mistrzostwach Polski. Dobry start, praktycznie przez cały dystans czołówka biegu. Dopiero w samej końcówce Sofia Ennaoui panią wyprzedziła. Brak drugiego złota był rozczarowaniem?

Eliza MEGGER: Spodziewałam się takiej końcówki. Trzeba też zaznaczyć, że ubiegłoroczne złoto Mistrzostw Polski na stadionie zdobyłam podczas nieobecności Sofii, ponieważ miała kontuzję i nie mogła wystartować. Nie zmienia to jednak faktu, że się nie poddaję. Ten bieg był o tyle specyficzny, ponieważ były to Mistrzostwa Polski. To nie jest bieg na czas, ponieważ więcej w nim taktyki. Chodzi o to, aby wygrać lub wyszarpać inny medal, znaleźć się względnie jak najbliżej podium i wygranej. Stąd bieg był wolny, nastawiłam się głównie na końcówkę.

Jestem dosyć szybka, więc wyszło dobrze. Byłam druga, jednak musiałam uznać wyższość swojej przeciwniczki. Przez sam fakt wiedzy o tym, że jest niezwykle „obiegana”, starsza i bardziej doświadczona, jest we mnie wiara we własne możliwości. Wiem, że po prostu potrzebuję czasu, aby też dojść do takiego poziomu. Dobrze, że tak się ułożyło. Jestem z siebie zadowolona, że podjęłam tę walkę i w trakcie dystansu a na chwilę w siebie nie zwątpiłam. Istnieją czynniki, powiedzmy natury psychologicznej, że gdy dobry zawodnik biegnie obok ciebie, czy też się mijacie, to możesz w siebie zwątpić. To właśnie się u mnie zmieniło. Nie postrzegam siebie w ten sposób. Chcę patrzeć na to pozytywnie i czerpać z tego jak najwięcej.

Mówiąc krótko przełamała pani w sobie barierę psychiczną przed rywalizacją z teoretycznie lepszą zawodniczką, jednak z drugiej strony ma pani prawie 23 lata. Na koncie dwa medale mistrzostw Polski oraz szansę na start w mistrzostwach Świata*. To chyba dobry wynik jak na młodą zawodniczkę.

Eliza MEGGER: Myślę, że zmierza to w dobrą stronę. Praca, którą wykonuje, jest dobra. Wiem, w czym jeszcze można się poprawić, więc chyba o to chodzi – o samodoskonalenie. Będę do tego dążyć i biegać dalej, doskonalić się tak, aby w przyszłości spełniać te większe marzenia na tle sportowym.

Dobrze myślę, że chodzi o te pięć, różnokolorowych kółek?

Eliza MEGGER: W rzeczy samej. Nie chciałabym wrzucać wszystkich do jednego worka i w żaden sposób kategoryzować, jednak wydaje mi się, że dla sportowca to najważniejsza impreza w życiu. Chociażby ze względu na legendarny charakter tego wydarzenia. Tak, to moje marzenie, które w pewnych momentach życia wydawało mi się po prostu nierealne. Stawiałam się gdzieś niżej.

Nie wierzyłam, że mogłabym to zrobić. Dzisiaj jest inaczej. Wiadomo, że trzeba wziąć pod uwagę splot różnych życiowych okoliczności, ale sama wierzę, że jestem w stanie to zrobić. Będę do tego dążyć, aby tak się rzeczywiście stało i znaleźć się za dwa lata w Paryżu, reprezentować nasz kraj, prawdopodobnie w biegu na 1500 metrów. Nie wyobrażam sobie przebranżowienia.

Co zadecydowało o tym, że przyniosła się pani z Warlubia pod Grudziądzem aż na Śląsk?

Eliza MEGGER: To fakt, jestem emigrantką (śmiech). Moja przeprowadzka wynikała głównie z chęci rozwoju. Miałam plany względem studiów i trenowania. Musiałam podjąć decyzję. Byłam w kadrze Narodowej od 2015 roku. Tam trenowała mnie moja obecna trenerka. Współpraca układa nam się bardzo dobrze. Pracowałam też z Sylwią Indeką, która także jest z LKS-u Pszczyna.

W międzyczasie w mojej głowie utworzył się plan, aby wybrać Uniwersytet Śląski i Katowice, że może taki skok na głęboką wodę będzie dobry. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy wiem, że była to najlepsza decyzja w moim dotychczasowym życiu i niczego nie żałuję. To piękna przygoda, która nadal trwa. Śląsk to bardzo dobre miejsce. Mieszkają tu bardzo dobrzy i wartościowi ludzie, a przynajmniej ja takich poznałam. Spotkało mnie tu wiele szczęścia. Nie chcę teraz przesyłać nadmiernych pochlebstw, ale naprawdę jest mi tutaj bardzo dobrze.

Zostając na moment przy studiach – to nie jest normalna kolej rzeczy, żeby sportowiec, przychodząc na studia poszedł najpierw na politologię, a następnie dziennikarstwo mając do wyboru AWF. Skąd w ogóle pomysł na to, by ukierunkować się na nauki społeczne?

Eliza MEGGER: To jest taki utarty schemat, że sportowiec to tylko AWF i kształcenie sportowe. Moje zainteresowania nigdy nie skupiały się wokół niego. Oczywiście mam pojęcie o bieganiu i lekkiej atletyce, jednak nie na tyle rozbudowane. Moi znajomi sportowcy rzeczywiście się tym interesują. Mnie jednak zawsze ciągnęło do czegoś innego, do nauk humanistycznych, bo z natury jestem humanistką. Moim pierwotnym planem było pójście na prawo. Złożyłam papiery na UŚ, jednak się nie dostałam.

Politologia to nie był plan B, a jeden z ostatnich. Znalazłam się na politologii z myślą, aby przejść za rok na prawo, co jednak się nie wydarzyło. Ukończyłam ją, poznałam wspaniałych przyjaciół, z którymi do tej pory mam kontakt. Poszerzyłam swój światopogląd. Otworzyło mi to głowę i nie uważam, aby to był zły krok w moim życiu. To był dobry ruch, co widzę po czasie. Następnie wybrałam dziennikarstwo. To kolejny dobry krok. Najwyraźniej wszystko miało być tak, jak się stało. Poniekąd czuje się człowiekiem spełnionym, że jestem w tym konkretnym miejscu.

Czuję, że to, co robię jest dobre. Wydaje mi się, że to jest klucz do sensu studiowania jako takiego. Wiele osób ma różne postrzeganie względem tego, czy w ogóle warto to robić. Oczywiście jest wiele przypadków ludzi, którzy nic z nich nie wyciągają. Nie potrzebują tego, ponieważ mają inne, sprecyzowane cele. Ze swojej strony wiem, że wybór tej a nie innej ścieżki akademickiej był mi po prostu pisany i jestem niezwykle zadowolona. Myślę, że to ogromne szczęście odnaleźć pasję i dopasować to pod względem wykształcenia.

Po prostu spotkało mnie to w odpowiednim momencie życia. Żeby było śmieszniej, planowałam dziennikarstwo na licencjacie. Przerażało mnie jednak pisanie „na zamówienie”, jak to wtedy określałam. Teraz dojrzałam do tego. Najwyraźniej potrzebowałam tych trzech lat, żeby, nazwijmy to wzbogacić się intelektualnie, mieć coś do powiedzenia, sprecyzować swoje poglądy.

Spełnia się pani w dziennikarstwie, jak i na stadionie. W sierpniu w Monachium odbędą się mistrzostwa Europy. Jaki ma pani cel te zawody?

Eliza MEGGER: Pierwszy został już zrealizowany – zrobiłam minimum na tę imprezę. Drugim celem jest walka do samego końca, przejście eliminacji, zakładam, że także półfinałów. Dostanie się do finału byłoby ogromnym sukcesem. Chciałabym opuścić monachijski stadion jako biegaczka spełniona i zadowolona z siebie. To będzie chyba wszystko, co chciałabym tam zrealizować. Zobaczymy, co będzie. Życie jest tak nieprzewidywalne, że tak naprawdę nie wiadomo co powiedzieć – czy to będzie życiówka, czy dobra pozycja. Przekonamy się już na imprezie. Postaram się dać z siebie wszystko. Zamierzam walczyć i godnie reprezentować nasz piękny kraj.


Na zdjęciu: Podczas mityngu w Ostrawie Eliza Megger osiągnęła minimum na mistrzostwa Europy w Monachium.

Fot. Michał Laudy/Pressfocus