Emocje w nich buzowały

Najpierw porażka z Odrą Opole [1:2], a potem ledwie remis z Chrobrym Głogów [1:1] w pierwszym meczu przed własną publicznością – w Tychach z pewnością inaczej wyobrażano sobie start sezonu, do którego GKS przystąpił jako kandydat do awansu, czego specjalne nie ukrywał zresztą trener Ryszard Tarasiewicz.

Te końcówki bolą

– Jestem rozczarowany naszą grą, naszą postawą. Taka jest jednak piłka. Powinniśmy mieć cztery punkty, a mamy tylko jeden. Najgorsze jest to, że nie wyciągamy wniosków. W Opolu tracimy gola w 93 minucie, a z Chrobrym – w 96. To boli najbardziej, te niefortunne końcówki. To nie brak sił, a raczej koncentracji. Musimy być skupieni do ostatniego gwizdka. Sobotni mecz powinniśmy wcześniej rozstrzygnąć na naszą stronę, ale piłka to gra błędów. Wiosną nie popełnialiśmy błędów, byliśmy do końca skoncentrowani i dobrze zorganizowani, zawsze o tę jedną bramkę więcej niż przeciwnik zdobyliśmy. Teraz początek nie jest udany, ale jestem przekonany, że to się zmieni i niebawem wrócimy na nasz zwycięski szlak – mówi Daniel Tanżyna, środkowy obrońca drużyny z ul. Edukacji 7.
Nad frajerską stratą punktów z Chrobrym nikt w Tychach nie miał zamiaru przechodzić do porządku dziennego. Szkoleniowiec skrytykował drużynę na konferencji prasowej, zarzucając jej brak odpowiedzialności, a gorąco po końcowym gwizdku było też w szatni. Gdyby GKS dowiózł skromne prowadzenie 1:0 do końca, pewnie byłyby uśmiechy, ale nie można też nie zauważyć, że zespół – poza stałymi fragmentami gry – praktycznie w ogóle nie stwarzał zagrożenia pod bramką słabo dysponowanego rywala z Głogowa.

Z trójki na czwórkę

– Zbyt łatwo do sytuacji nie dochodziliśmy, musieliśmy się „naorać”, żeby coś wytworzyć. Prowadziliśmy jednak 1:0. Skoro z trudem przychodziło nam kreowanie, to skorzystaliśmy z naszej siły, jaką są stałe fragmenty gry. Zamieniliśmy jeden z nich na bramkę. W drugiej połowie mieliśmy z kolei świetną kontrę na 2:0. To powinno zamknąć wynik i dziś dyskutowalibyśmy w innym tonie. Okoliczności, w jakich straciliśmy wygraną, były niedopuszczalne. W szatni jest kilkanaście osób, każda ma swój temperament i charakter, emocje po straconej z karnego bramce buzowały. Padło kilka mocnych słów – nie kryje Tanżyna.

Tyszanie w tym sezonie dwukrotnie wybiegli na mecz w innym ustawieniu. Z Odrą zagrali na trójkę środkowych obrońców, z głogowianami trener Tarasiewicz postawił na sprawdzony wariant z czwórką defensorów, sadzając na ławkę Marcina Kowalczyka, a desygnując na boisko Dawida Abramowicza.

– Mamy przygotowane różne schematy. Grę w trójce trenowaliśmy w okresie przygotowawczym. To na pewno pomocne, bo możemy sobie w dowolnym momencie zmienić ustawienie. Do czwórki można wrócić zawsze, bo to rozumiemy, w tym funkcjonujemy i tak graliśmy za trenera Tarasiewicza cały poprzedni sezon. Trójka to też bardzo dobre rozwiązanie, można się na nią przestawić, gdy na przykład będziemy musieli odrabiać straty. To daje nam więcej możliwości. Przed tygodniem, chyba już w środę na „gierce” widzieliśmy, że z Chrobrym zaczniemy na czterech obrońców. Nie mamy z tym problemów – analizuje środkowy obrońca GKS-u.

Powtórzyć derbową historię

Już w piątek tyszan czekają wyjazdowe derby z imiennikiem z Katowic. Na Bukową wrócą po ledwie 75 dniach. W maju wygrali tam 2:1. – Byłoby fajnie powtórzyć tę historię i przede wszystkim wygrać, ale spokojnie. Czeka nas naprawdę trudny mecz derbowy. „Gieksa” jest w lepszej sytuacji, bo w ten weekend wygrała na ŁKS-ie. Przed nami ciężka przeprawa, ale my to lubimy. Można się uśmiechnąć, że jesteśmy specjalistami od derbów. Gdy układano takie „śląskie tabelki” za poprzedni sezon, to byliśmy w nich wysoko. Dobrze czujemy się w takich meczach. Latem „Gieksa” się wzmocniła, nastawiamy się na twardy bój. Oby – w obecności naszych kibiców. Przy takiej otoczce i atmosferze zawsze gra się lepiej i przyjemniej – przyznaje Daniel Tanżyna.

 

Na zdjęciu: Daniel Tanżyna i reszta tyszan inaczej wyobrażała sobie początek sezonu.