Energa Basket Liga. Nadzieja na lepsze jutro

Łukasz Kolenda, Daniel Gołębiowski, Adrian Bogucki, Przemysław Kuźkow czy Mateusz Szlachetka zadają kłam teorii, że w kraju nie ma utalentowanej młodzieży.

Szefowie klubów naszej ekstraklasy chętnie sięgają po – najczęściej – anonimowych graczy ze Stanów Zjednoczonych i z Bałkanów, o których po kilku miesiącach nikt nie pamięta. Polski Związek Koszykówki, by zmienić te proporcje od kilku lat wprowadza w życie różne koncepcje.

W latach 2006-08 w każdym zespole na parkiecie musiał przebywać przynajmniej jeden polski zawodnik. W kolejnych sezonach modyfikowano ten przepis, wprowadzając m.in. konieczność gry w drugiej kwarcie jednego młodzieżowca, a następnie rozszerzając nakaz gry do dwóch Polaków.

Najnowszym pomysłem jest „PLK Junior Program”, który ma obowiązywać od kolejnych rozgrywek. Kluby będą nagradzane za promowanie młodych graczy. Jeśli zawodnik w roku zakończenia rozgrywek skończy maksymalnie 22 lata, rozegra minimum 240 minut w sezonie oraz wystąpi w ponad połowie rozegranych meczów, klub za każdego takiego koszykarza otrzyma od Polskiej Ligi Koszykówki 20 tysięcy złotych.

Duet 20-latków

W ostatnich latach na naszych parkietach pojawiło się wielu zdolnych zawodników. Wyjątku nie stanowi też niedawno, przedwcześnie zakończony sezon. Ponownie błyszczał Łukasz Kolenda.

W potencjał tego 20-latka z Trefla Sopot bardzo wierzy trener kadry Mike Taylor, dając mu szansę debiutu w biało-czerwonych barwach. Był nawet bliski wyjazdu na ubiegłoroczne mistrzostwa świata do Chin.

Przegrał jednak na ostatniej prostej z doświadczonym Kamilem Łączyńskim. W Treflu Kolenda należy jednak do jednych z filarów i ma szansę zostać godnym następcą Łukasza Koszarka w kadrze.

Łukasz Kolenda miał już okazję zadebiutować w biało-czerwonych barwach. Fot. Wojciech Szubartowski/Pressfocus

Miano najlepszego gracza młodego pokolenia w ostatnim sezonie przypadło jednak innemu 20-latkowi, Adrianowi Boguckiemu. Mówi się o nim już od kilku lat. Jest filarem reprezentacji młodzieżowych.

Ale naprawdę głośno o nim zrobiło się dopiero w ostatnich rozgrywkach, w poprzednich, jako zawodnik Miasta Szkła Krosno i HydroTrucku Radom grał ogony. W Radomiu widziano w nim jednak ogromny potencjał i podpisano z nim kontrakt.

Młody Polak był jedynym środkowym w zespole i nadziei nie zawiódł. Mając znakomite warunki fizyczne – mierzy 215 cm – jest bardzo wszechstronny. Brakuje mu trochę masy, a mimo to nie stroni od twardej walki.

Z krajowych środkowych już teraz mało kto może się z nim mierzyć. Jego średnie robią wrażenie. To 10,9 pkt, 7 zbiórek oraz 1,4 asysty. Nic dziwnego, że młodego środkowego na zgrupowania kadry regularnie powołuje Taylor.

Pierwszy w rotacji

Przykład z naszego podwórka? Mateusza Szlachetka z GTK Gliwice. 21-letni rozgrywający jest jednym z największych wygranych ostatnich rozgrywek. To dopiero jego drugi sezon w ekstraklasie.

W poprzednim grał epizody, ale mało kto przypuszczał, że jego talent wręcz eksploduje. Stał się najważniejszym Polakiem w rotacji trenera Pawła Turkiewicza. Był zmiennikiem Duke’a Mondy’ego, a gdy Amerykanin doznał kontuzji, wskoczył do pierwszego składu i wykorzystał szansę. Grał średnio około 20 minut i w tym czasie rzucał 7,6 pkt, miał 2 zbiórki i 3,6 asysty w każdym spotkaniu.

Czytaj jeszcze: Trzeba otworzyć nowy rozdział

Nie dokonania są jednak najważniejsze. Mimo młodego wieku nie bał się brać odpowiedzialności za wynik na swoje barki. Imponował wszechstronnością. Trafiał z dystansu i nie stronił od odważnych wejść pod kosz.

Szlachetka spokojnie podchodzi do swoich występów. – Przede mną jeszcze dużo pracy, myślę że stać mnie na więcej i postaram się zrobić co w mojej mocy, żeby było jeszcze lepiej.

Bardzo dużo zawdzięczam zarządowi, trenerom jak i moim kolegom z boiska, którym chce podziękować za współprace w tym tak krótkim, niedokończonym sezonie – powiedział zawodnik GTK, który nie kryje rozczarowania, że rozgrywki zakończyły się tak szybko.

– Szkoda mi niewykorzystanych minut. Każdy dzień spędzony na treningu oraz rozegrany mecz są dla mnie cenną nauką i nabieraniem doświadczenia. Bardzo dużo nauczyła mnie rywalizacja, która była na treningach, a także podpowiedzi, które otrzymywałem od Macka (Myles, zawodnik GTK w sezonie 2018/19 – przyp. red.) czy Mondy’ego.

Pomagały mi one spojrzeć na grę z innej perspektywy – zarówno w ataku jak i w obronie. Obydwaj gracze mieli różny styl gry, przez co od każdego z nich mogłem nauczyć się czegoś innego.

Amerykańska kariera

W EBL prawdziwą furorę zrobił także inny 21-latek, Przemysław Kuźkow z Legii Warszawa. Jeszcze rok temu biegał po parkietach drugiej ligi w GLKS Nadarzyn i pracował na stacji benzynowej. Wtedy też potrafił pokazać swoje nieprzeciętne umiejętności. Kilkukrotnie w spotkaniach ligowych rzucał ponad 40 punktów, a raz nawet 55.

Nic dziwnego, że tak dobrze sobie radził. Jest wychowankiem trenera Jacka Gembala, który w 1995 roku wywalczył z Mazowszanką Pruszków mistrzostwo Polski.

Od tamtego czasu jego życie przewróciło się jednak do góry nogami. Trafił do ekstraklasy, do Legii Warszawa, gdzie miał jednak nie występować w EBL, ale być filarem jej drugoligowych rezerw. Gdy jednak kontuzje i niedobory w składzie mocno przetrzebiły kadrę warszawian, trener Tane Spasev sięgnął po zdolnego młodzieńca.

Kuźkow wskoczył do składu i oczarował krajowe środowisko koszykarskie. Najwięksi fachowcy i komentatorzy nie szczędzą mu ciepłych słów i wróżą bogatą karierę. Kuźkow był jednym z bohaterów Legii w zwycięskim spotkaniu z Kingiem Szczecin i pokazał, że już teraz może być stałym elementem rotacji zespołu z Warszawy.

Miał też okazję pokazać się na europejskich parkietach i nie miał żadnych kompleksów. Imponuje odwagą, potencjałem w ataku i bardzo dobrze ułożonym rzutem. Z Kingiem wywalczył 12 punktów, trafiając m.in. trzy „trójki”.

– Moje życie idzie w bardzo dobrym kierunku i zrobię wszystko, żeby tak zostało. Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że będę odgrywał ważną rolę w meczu FIBA Europe Cup, zareagowałbym śmiechem – przyznał koszykarz, który w kręgu zainteresowania Legii znajdował się od dłuższego czasu.

– Oferta Legii chodziła mi po głowie od połowy poprzedniego sezonu. Oczywiście na początku miałem wątpliwości, przez zwyczajny ludzki strach przed zmianami, które nadejdą. Był on niepotrzebny, ponieważ teraz czuję się tutaj świetnie i mam wsparcie od każdego z osobna – podkreślił młodzieżowiec.

Tane Spasev bardzo ostrożnie wprowadza go do gry. Zadebiutował w meczu ze Stelmetem w Zielonej Górze, w której pokazał, że nie ma żadnych kompleksów. Zdobył siedem punktów i był jedynym pozytywem Legii w tym spotkaniu.

– Lubię powtarzać, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Oczywiście, że chęć gry jest u mnie bardzo duża, ale wiem też, że moje braki fizyczne oraz małe doświadczenie na parkietach EBL są nie do przeskoczenia – ocenił Kuźkow.

Na zdjęciu: Mateusz Szlachetka zawsze odważnie wchodzi pod kosz.

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus.pl