Energa Basket Liga. Radość w Gliwicach

Gliwiczanie w ostatnim meczu pokonali King Szczecin i zostają w elicie. MKS Dąbrowa Górnicza również zwycięsko kończy rozgrywki.


GTK przed ostatnią kolejką sezonu zasadniczego drżało o uniknięcie degradacji. By się utrzymać bez oglądania się na inne wyniki, musiało pokonać King Szczecin. Na taryfę ulgową nie miało co liczyć, bo ekipa z Pomorza Zachodniego też miała o co grać. Rywalizowała o miejsce w czołowej ósemce.

Gliwiczanie mieli jeszcze „wyjście awaryjne”. Porażka nie oznaczała od razu spadku. W tym wypadku musieli jednak liczyć na przegraną HydroTrucku Radom z Anwilem Włocławek.

Gospodarze nie liczyli na Anwil i wyszli na parkiet mocno zmobilizowani. Grali bardzo twardo. Nie odpuszczali. Walczyli o każdą piłkę. Ambicja i poświęcenie zostały nagrodzone. Po niespełna pięciu minutach wygrywali 9:2. Goście po szturmie rywali ochłonęli i w kolejnych minutach spotkanie się wyrównało. Miejscowi cały czas jednak byli o kilka punktów z przodu. W 22 minucie po akcjach niezawodnego Filipa Puta wygrywali już 53:39.

Szczecinianie nie dawali za wygraną. Konsekwentnie odrabiali straty i byli o krok od zmiany losów meczu. Gdy do końca pozostawało 30 sekund, trafił Jay Threat i był remis (70:70), a mogli nawet prowadzić, ale Amerykanin nie wykorzystał wolnego.

Na parkiecie zrobiło się nerwowo. Sukces gospodarzom zapewnił Jabarie Hinds, celnie przymierzając zza linii 6,75 m. Akcję na remis miał jeszcze Threat, ale jego próba była niecelna.

Dąbrowianie, którzy już kilka kolejek temu zapewnili sobie utrzymanie w ekstraklasie, w Toruniu pokazali, że grają do końca. Od początku przeważali, co było zaskoczeniem, bo gospodarze przy porażce Legii Warszawa mieli jeszcze szansę zakończyć rundę zasadniczą na szóstej pozycji. Tymczasem prezentowali się słabo. Grali bez przekonania i energii, jakby byli pogodzeni z losem.

Od pierwszych minut przyjezdni budowali przewagę. W ich szeregach dobrze prezentował się Mike Lewis. Amerykanin nie tylko punktował, ale też umiejętnie prowadził grę MKS-u. Mocno wspierał go też Filip Małgorzaciak.

Decydujący cios dąbrowianie zadali w trzeciej kwarcie, którą wygrali różnicą aż 18 punktami (33:15) i po 30 minutach prowadzili 78:51. Zanosiło się na pogrom. Do kompromitacji torunian nie doszło. W ostatnich 10 minutach podkręcili tempo i to oni nadawali ton grze. Wygrali ją 34:14!

GTK Gliwice – King Szczecin 73:70 (19:14, 25:23, 17:18, 12:15)

GLIWICE: Wiśniewski 2, Radwański 10 (2×3), Put 19 (4×3), Dodd 4, Hinds 11 (1×3) – Gołębiowski, Krajina 20, Williams 7. Trener Marosz KOVACZIK.

SZCZECIN: Threatt 7 (1×3), Dorsey-Walker 6, Langevine 14, Borowski 15 (3×3), Richardson 7 (1×3) – Davis 13 (2×3), Kikowski, Kroczak, Schenk 8. Trener Arkadiusz MIŁOSZEWSKI.


Twarde Pierniki Toruń – MKS Dąbrowa Górnicza 85:92 (19:22, 17:23, 15:33, 34:14)

TORUŃ: Cel 2, Manigat 16 (2×3), Diduszko, Rogić 13 (2×3), Amigo 8 – Kołodziej 14 (2×3), Grochowski, Samsonowicz 12 (2×3), Kruszkowski 1, Eads 7, Karnowski 6, Janczak 6. Trener Ivica SKELIN.

DĄBROWA GÓRNICZA: Lewis 22 (4×3), Piechowicz 3 (1×3), Brenk, Sobin 13, Fenner 12 (2×3) – Pacheco 9, Czujkowski 2, Motylewski 5, Małgorzaciak 17 (4×3), Sitnik 7 (2×3), Rajewicz 2. Trener Jacek WINNICKI.


Na zdjęciu: W Gliwicach słychać wielki oddech ulgi i ogromną radość. GTK zostaje w ekstraklasie.
Fot. Norbert Barczyk/pressfocus