Ernesta Wilimowskiego i tak nie dogonią!

Wyczyn Tomasa Pekharta z ostatniej kolejki odbił się szerokim echem, bo strzelić 4 gole w meczu to nie lada wyczyn. W niedalekiej przeszłości kilku takich graczy też w ekstraklasie było.


Mówiąc konkretnie o Legii Warszawa, był to 15. raz, kiedy jej zawodnik strzelił w meczu ligowym co najmniej 4 gole. Ostatni taki przypadek miał miejsce w 1968 roku, a autorem „czteropaka” był Kazimierz Deyna w spotkaniu z ŁKS-em Łódź. W późniejszych latach takie przypadki również w Legii się zdarzały, ale tylko w meczach Pucharu Polski.

Skłócony z działaczami

Licząc zaś całą ekstraklasę, ostatnim zawodnikiem, któremu w ciągu 90 minut udało się cztery razy wpisać na listę strzelców, był Adam Gyurcso z Pogoni Szczecin, a jego ofiarą w listopadzie 2016 roku padła Wisła Kraków – dokładnie wynikiem 6:2. Węgierski skrzydłowy hat-tricka skompletował między 15. a 25. minutą meczu, czwarte trafienie dorzucając kilka minut po przerwie. Niewiele zresztą brakowało, aby Gyurcso… stanął jutro naprzeciwko Polaków, ponieważ końcem zeszłego roku zagrał dwa mecze w reprezentacji Węgier, ale tym razem nie otrzymał powołania.

– To był magiczny wieczór dla mnie i dla kibiców. Nigdy go nie zapomnę, pierwszy raz w życiu zdobyłem cztery gole jednym meczu! – nie krył ekstazy Gyurcso. Wynik tego meczu był niespodziewany, bo choć „portowcy” byli wtedy w niezłej formie, to Wisła… była w jeszcze lepszej. Do Szczecina „Biała gwiazda” przyjechała z passą 7 spotkań bez porażki, jednak już bez trenera Dariusza Wdowczyka, który kilka dni wcześniej odszedł z klubu skłócony z działaczami.

Derby i ich prawa

Rok wcześniej, 1 grudnia 2015 roku, popis czterech goli dał z kolei Roman Gergel, występujący wówczas w Górniku Zabrze. Nie był to zwykły mecz, bo do Zabrza na śląskie derby przyjechał nielubiany tam Piast Gliwice. Słowak otworzył wynik spotkania, ale do przerwy prowadzili gliwiczanie. W drugiej połowie gospodarze spięli się jednak i ostatecznie wygrali z lokalnymi rywalami 5:2! Gergel zdobył cztery bramki, ale również asystował przy wyrównującym trafieniu Aleksandra Kwieka, a przy rezultacie tego meczu należy pamiętać jedno – Piast podchodził do derbów jako mocny lider, a Górnik jako ostatnia drużyna w tabeli! Tamten sezon podobnie się zresztą zakończył, bo zabrzanie spadli z ekstraklasy, a Piast sięgnął po wicemistrzostwo.

Na przestrzeni majowego tygodnia 2015 roku z rywalami zabawili się również Kamil Wilczek i Arkadiusz Piech. Najpierw GKS Bełchatów przyjechał do Gliwic na mecz z Piastem i po fantastycznym widowisku przegrał 3:6, kiedy to trzy bramki padły już po 90. minucie! Choć w 7. minucie gliwiczanie cieszyli się z prowadzenia po dwóch trafieniach Konstantina Wasiljewa (dwóch z rzutu wolnego), to prawdziwy show dał Kamil Wilczek, strzelec aż czterech goli!

Piech najwyraźniej mu pozazdrościł, bo w następnej kolejce, gdy Bełchatów pojechał na Cichą w Chorzowie, były napastnik Ruchu „zapakował” chorzowianom aż cztery gole! Co ciekawe, tamten mecz był „debiutem” na ławce GKS-u trenera Kamila Kieresia, który powrócił na nią po… 59 dniach przerwy. Działacze zwolnili go i zastąpili Markiem Zubem, lecz kiedy ten nie spełniał pokładanych w nim nadziei, bełchatowianie znów zwrócili się do Kieresia. „Torfiorze” utrzymania jednak nie wywalczyli.

Wilimowskiego nie dogonią!

W grudniu 2013 roku z czterech goli w jednym meczu cieszył się ofensywny pomocnik Zawiszy Bydgoszcz, Michał Masłowski, który w wygranym 6:0 meczu pomógł upokorzyć Piasta Gliwice. 1,5 roku wcześniej wszystkie bramki dla Zagłębia Lubin zdobył z kolei Szymon Pawłowski, który w Warszawie rozbił Polonię – prowadzoną zresztą przez obecnego trenera Legii, Czesława Michniewicza, z aktualnie legijnym Pawłem Wszołkiem na skrzydle. Nieco dawniej, bo w październiku 2007 roku, w prestiżowym dla każdego Górnoślązaka pojedynku Dawid Jarka z Górnika Zabrze rozpracował w zwycięskim 4:2 meczu przeciwników zza Brynicy – Zagłębie Sosnowiec.


Czytaj jeszcze: Pekhart zrobił w Lubinie prawdziwe show

W ramach dodatku można jeszcze wspomnieć o tych, którzy w XXI wieku na czterech bramkach się nie zatrzymali. Najświeższy taki przypadek tyczy się Marcina Robaka, który jeszcze w barwach Pogoni Szczecin wbił 5 goli Lechowi Poznań, w wygranym 5:1 spotkaniu z lutego 2014 roku!

– Takie spotkanie zostanie w pamięci na długo. Jeszcze nigdy w karierze nie strzeliłem tylu bramek w jednym spotkaniu. Jeśli mam być szczery, to nie przypominam sobie czegoś takiego nawet w czasach juniorskich… – mówił Robak. Ten występ był w pewnym sensie zemstą za mecz z 2003 roku, kiedy role były odwrotne – to Lech pokonał Pogoń 6:0, a pięć bramek zdobył Krzysztof Gajtkowski! Dwa lata wcześniej pięć bramek GKS-owi Katowice strzelił natomiast Maciej Żurawski z Wisły Kraków. Rekord trafień w jednym spotkaniu pozostał jednak nietknięty, bo ten należy do legendarnego napastnika chorzowskiego Ruchu, Ernesta Wilimowskiego, strzelca… 10 goli!


Na zdjęciu: Gdy Arkadiusz Piech (z lewej) powrócił na Cichą w barwach GKS-u Bełchatów, był nie do zatrzymania.
Fot. Łukasz Laskowski/Press Focus