Euro U-21. O marzenia i igrzyska

Wczoraj o godz. 15.30 reprezentacja Polski odleciała do Bolonii, gdzie rozegra dwa z trzech spotkań młodzieżowych mistrzostw Europy. Zainauguruje je w niedzielę, starciem z Belgią w Reggio Emilia. Nasz zespół po raz pierwszy w historii weźmie udział w rywalizacji w obecnie istniejącym formacie. W ubiegłym roku kadra przebrnęła przez kwalifikacje.

Czesław Michniewicz do Italii zabrał 23 zawodników – z nadzieją na dobry wynik. Na pewno lepszy od tego, który dwa lata temu w roli gospodarzy osiągnęła drużyna Marcina Dorny. Nie ulega jednak wątpliwości, że biało-czerwoni, którzy trafili do trudnej grupy – z Belgią, Włochami i Hiszpanią – do faworytów imprezy nie należą. Jej stawką są medale, a także – w przeciwieństwie do turnieju, który rozegrany został dwa lata temu w Polsce – awans na igrzyska olimpijskie. Odbędą się w przyszłym roku w Tokio.

Siedem może nie starczyć

Kto uzyska olimpijską kwalifikację? Sprawa wydaje się prosta, choć może stać się nieco skomplikowana. Otóż promocję na igrzyska zapewnią sobie półfinaliści turnieju, bo Europa ma cztery miejsce do dyspozycji w olimpijskim turnieju. Ale jeżeli w gronie czterech najlepszych drużyn po fazie grupowej znajdzie się Anglia, wówczas dwie słabsze drużyn z drugich miejsc zagrają baraż o wyjazd do Tokio. Warto też od razu zaznaczyć, że dostać się do półfinału podczas młodzieżowego Euro jest zdecydowanie trudniej, niż np. było wyjść z grupy na kończącym się w Polsce mundialu dwudziestolatków. Awans do półfinału uzyskają bowiem zwycięzcy trzech grup, a także tylko najlepszy zespół z drugich miejsc.

Kadra U-21. Filar naszej defensywy

W teorii zatem można zdobyć w fazie grupowej 7 punktów, czyli wygrać dwa spotkania i jedno zremisować, a i tak może to nie wystarczyć do półfinału – jak również do gry o IO. Stanie się tak w momencie, kiedy w każdej z grup po dwa zespoły zdobędą właśnie po 7 punktów. Wtedy takich drużyn będzie sześć, miejsc w półfinałach i na igrzyskach są tylko cztery. Wszystko jednak wyjdzie w trakcie rywalizacji, która zapowiada się pasjonująco. O ile MŚ do lat 20, przeważnie, kreują nowe gwiazdy, o tyle na młodzieżowych, gdzie wystąpią zawodnicy urodzeni po 1 stycznia 1996 roku, czyli już 23-latkowie, takie gwiazdy już zagrają.

Zatrzęsienie gwiazd

Miejmy nadzieję, że nasi nie będą znacząco odstawać, ale analizując kadry poszczególnych finalistów można się przestraszyć. Włoch Nicolo Zaniolo strzelał w tym sezonie bramki na poziomie 1/8 finału LM. Hiszpan Borja Mayoral wygrał, już w sezonie zeszłym, Champions League z Realem Madryt. Serb Luka Jović błyszczał w Eintrachcie Frankfurt i kilkanaście dni temu trafił do Realu za 60 mln euro. Anglik Phil Foden, grający coraz częściej, zdobył z Manchesterem City potrójną koroną, Francuz Matteo Guendouzi jest podstawowym zawodnikiem Arsenalu, a Chorwat Alen Halilović to podobno nowy Luka Modrić.

Wystarczy zresztą spojrzeć na nazwiska zawodników, którzy w poprzednich turniejach zdobyli tytuł MVP. Luis Figo, Fabio Cannavaro, Petr Czech, Juana Mata czy William Carvalho, to jedynie kilka przykładów z ostatniego ćwierćwiecza, bo np. w 1984 roku najlepszym zawodnikiem młodzieżowego Euro został… Mark Hateley. 35 lat temu ojciec Toma, mistrza Polski z Piastem Gliwice, nie miał prawa sobie nawet wyobrazić, że jego syn zagra w jednym klubie z uczestnikiem… młodzieżowych mistrzostw Europy, czyli naszym Patrykiem Dziczkiem.

 

Na zdjęciu: Oto wart 60 mln euro Luka Jović, który powalczy o medale ME i awans na IO. Zupełnie jak nasz… Patryk Dziczek.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ