Ewa Trzebińska: Wszystko się może zdarzyć…

Rozmowa ze szpadzistką Ewą Trzebińską, wicemistrzynią świata oraz mistrzynią Europy, debiutantką na igrzyskach.


Zacznijmy od sprawdzenia wiedzy. Czy pani pamięta, kiedy ostatnio szermierze zdobywali medale olimpijskie?

Ewa TRZEBIŃSKA: – Jestem dobrze przygotowana (śmiech). Ostatnio w 2008 roku w Pekinie moi koledzy po fachu, czyli szpadziści, zdobyli srebro. Dodam od siebie, że w imponującym stylu, byłam pod wrażeniem. 4 lata wcześniej w Atenach florecistka Sylwia Gruchała sięgnęła po brąz w turnieju indywidualnym. Niestety, w Londynie i w Rio de Janeiro szermierzy nie było na podium. W Tokio, mam nadzieję, nie zawiedziemy! Swoją drogą zawsze tak było, że jedna broń była dominująca, teraz właśnie my jesteśmy liderkami.

Pani przygotowania do igrzysk nie były komfortowe, a wręcz najeżone problemami. Czy to powód do zmartwień?

Ewa TRZEBIŃSKA: – Nie wiem! I nie chcę o tym myśleć! Podczas jednego z treningów pod koniec kwietnia zrobiłam wypad, po czym źle stanęłam. Zerwałam dwa więzadła w stopie… Musiałam mieć przerwę w treningach; maj stał pod znakiem rehabilitacji. Dopiero pod koniec maja wróciłam do szermierki. O kontuzji staram się zapomnieć, a najważniejsze, że stopa nie puchnie. Uważam, że solidnie przepracowałam te 1,5 miesiąca i mam nadzieję, że to wystarczy, by dobrze zaprezentować się w Tokio. W debiucie nie można dać plamy (śmiech).

A czy jest niebezpieczeństwo odnowienia się tego urazu?

Ewa TRZEBIŃSKA: – Co się miało urwać, to już się urwało (śmiech). Dbam o moją nogę i dmucham na zimne. Przed każdym treningiem stopa jest usztywniana, by przypadkiem nic się nie wydarzyło. Staram się myśleć pozytywnie i nie zaprzątać głowy przeciwnościami losu.

Przerwa była długa. Czy w związku z tym była gonitwa za straconym czasem?

Ewa TRZEBIŃSKA: – Oj, tak! Moje koleżanki z drużyny były w maju na zgrupowaniu we Włoszech, a ja spędzałam czas w gabinetach fizjoterapeutów. Musiałam przejść tę ścieżkę, nie było drogi na skróty. Ale w związku z tym zaliczyłam w czerwcu dwa zgrupowania z moimi kolegami szpadzistami i potem kolejne dwa z koleżankami. Dodam, że w międzynarodowym towarzystwie. Ćwiczyłyśmy ostatnio w Spale z zawodniczkami ze Szwajcarii oraz Węgier; zajęcia skończyłyśmy we wtorek wieczorem. Każda z nas wróciła do domu, odpoczęłyśmy w gronie najbliższych. Ślubowanie i… w drogę. Oby powrót był miły i sympatyczny!

Nie boi się pani zmian stref czasowych czy też aklimatyzacji?

Ewa TRZEBIŃSKA: – Przez sześć lat studiowałam i mieszkałam w USA (absolwentka University of Notre Dame – przyp. red.). Jeździłam na Puchary Świata do Europie i musiałam się zmierzyć z tym problemem. Igrzyska to takie same zawody jak każde inne – tak sobie przynajmniej wmawiam.

Łatwo powiedzieć. Nie odczuwa pani żadnego stresu czy też presji?

Ewa TRZEBIŃSKA: – Od wywierania presji są… dziennikarze. To wy tworzycie taką otoczkę. Na szczęście mamy trenera (Bartosz Język – przyp. red.), który nas odizolował od mediów i chłodzi wszelkie informacje wokół naszej drużyny. Psychicznie jesteśmy mocne – takie jest moje zdanie. W sumie nie wybiegam w przyszłość, bo liczy się tu i teraz. Przede nami podróż i delikatne treningi, by nikomu nic nie zaszkodziło. Startujemy na początku igrzysk, a po zawodach szybko wracamy do domu.

Mimo wszystko docisnę: czy medal jest blisko?

Ewa TRZEBIŃSKA: … i daleko. Gdybym była lekkoatletką i biegała szybciej o 2 sekundy od rywalek, wówczas miałabym prawo liczyć na podium. Szpada jednak to konkurencja niewymierna i każda z nas może zdobyć medal indywidualnie. Z kolei drużynowo kandydatów do podium jest siedmiu i jedynie Hongkong nie był do tej pory na podium zawodów o Puchar Świata. A inne zespoły? Chinki, Estonki – mistrzynie świata z 2018 roku, Amerykanki – z 2019, Rosjanki, Koreanki, Włoszki i my. To będzie niezwykle ekscytujące spotkanie, mam nadzieję, że z naszym udziałem w roli głównej. Jestem dobrej myśli!

A czego pani życzyć tuż przed wylotem do Tokio?

Ewa TRZEBIŃSKA: – Mnie samej zdrowia. A mnie i koleżankom połamania kling, bo to oznacza… Nie kończę!


Na zdjęciu: Takich efektownych trafień życzymy Ewie Trzebińskiej (z prawej) podczas turnieju olimpijskiego w Tokio.

Fot. Archiwum szpadzistki


One jadą do Tokio

Polskę w stolicy Japonii reprezentować będą cztery szpadzistki: Ewa Trzebińska (AZS AWF Katowice), Aleksandra Jarecka, Renata Knapik-Miazga (obie AZS AWF Kraków) oraz Magdalena Piekarska-Twardochel (AZS AWF Warszawa), z których trzy pierwsze wystąpią indywidualnie i w drużynie, a ostatnia jest rezerwową, a także florecistka Martyna Jelińska (AZS AWF Poznań).