Faworytem być nie muszą

Portugalia kilka miesięcy temu przekonała się się, że Szwajcaria to twardy orzech do zgryzienia.


Oglądający reprezentację Szwajcarii polscy kibice i eksperci często zastanawiają się, dlaczego taki zespół, niemający indywidualności o globalnej klasie pokroju Roberta Lewandowskiego czy Wojciecha Szczęsnego, potrafi grać tak dobrze i osiągać zadowalające wyniki. Chodzi oczywiście o ogół ostatnich lat, więc nie ma co przywoływać tu Euro 2016, kiedy „biało-czerwoni” wyeliminowali Helwetów po karnych.

Zegarek i futbol

Dla Szwajcarii Katar jest piątym mundialem z rzędu, z czego czwartym, w trakcie którego wyszła z grupy. Na ostatnich dwóch Euro docierała z kolei do 1/8 i ćwierćfinału. Aczkolwiek na mistrzostwach świata na przejście obecnego etapu czeka od… 1954 roku, kiedy będąc gospodarzem turnieju dotarła do 1/4, będącej po dziś dzień jej najlepszym osiągnięciem w historii.

Potencjał tej drużyny właściwie nie pozwala walczyć o nic więcej. Należy jednak podkreślić, że nigdy – albo bardzo rzadko – dzieje się tak, aby ktoś Szwajcarię zmiażdżył, zwyciężył z lekkością, nie pozostawiając żadnych złudzeń. Brazylia w fazie grupowej wygrała zasłużenie, to fakt, ale „Nati” czyhali na swoją szansę, próbowali, a przede wszystkim kapitalnie bronili dostępu do swojej bramki. „Canarinhos” strzelili tylko jednego gola, w końcówce i mogli odetchnąć z wielką ulgą. Szwajcarska organizacja kolejny raz stoi bowiem na najwyższym poziomie, zespół stanowi monolit, a wszystko działa tam… jak w szwajcarskim zegarku. Futbol w dzisiejszych czasach jest najlepszym zobrazowaniem tego jakże pozytywnego stereotypu związanego z Helwetami.

Nie do zmiażdżenia

Portugalia musi być czujna. Pod wodzą Fernando Santosa drużyna prezentuje wysoki poziom piłkarskiego pragmatyzmu, co w pewnym sensie stanowi iberyjską odpowiedź na alpejską stabilizację „Nati”. W tym aspekcie obie drużyny są podobne, ale mistrzowie Europy z 2016 roku mają w składzie więcej wybitnych indywidualności i cenionych w skali globalnej piłkarzy – nie tylko napompowanego ambicją Cristiano Ronaldo. Portugalskie „charakterki” czasem dają o sobie znać, podczas gdy Szwajcarzy nie mogą sobie pozwolić na chwilę dekoncentracji. Jeśli bowiem w ich szeregi wkradnie się odrobina chaosu, mocniejsi kadrowo rywale mogą zrobić z tego użytek.

Było tak w czerwcu tego roku. Obie reprezentacje trafiły na siebie w Lidze Narodów, a Portugalia rozbiła przeciwnika 4:0. Takiego lania Szwajcaria nie zebrała od… 2008 roku (mówiąc o różnicy bramek), kiedy w towarzyskim meczu takim samym rezultatem pokonały ją Niemcy. W spotkaniu oficjalnym cztery bramki więcej mieli na swoim koncie dopiero Rosjanie w 2001 i eliminacjach do MŚ 2002.

„Nati” nie zwiesili jednak głów. Tydzień później, w rewanżu, pokonali Portugalię 1:0, a we wrześniu wygrali z innym gigantem swojej grupy – Hiszpanią. W eliminacjach do mundialu wyprzedzili mistrzów Europy, Włochów, dwukrotnie z nimi remisując. Na zeszłorocznym Euro zasłynęli z kolei z heroicznej batalii z Francuzami, których wyrzucili z turnieju po karnych, mimo że ci prowadzili w meczu już 3:1. Dowodów na to, jak solidnym zespołem są Szwajcarzy, można znaleźć bez problemu jeszcze kilka, a to stanowi zagwozdkę dla Portugalczyków. Każda para 1/8 katarskiego mundialu miała bowiem swojego wyraźnego lub bardzo wyraźnego faworyta. W tym przypadku o takowym mówić w praktyce trudno.

1/8 finału

Wtorek, 6.12, godz. 20.00. LUSAJL – Lusail Iconic Stadium

Portugalia – Szwajcaria


Na zdjęciu: Granit Xhaka (z lewej) i Manuel Akanji (z prawej) należą do grona liderów reprezentacji Szwajcarii.

Fot. Grzegorz Wajda