Finał dla Jastrzębia!

Po ciężkim boju z Halkbankiem Ankara „pomarańczowi” awansowali do decydującego starcia Ligi Mistrzów.



Prawda jest taka, że wszyscy czekali tylko na jedno. Hala była napakowana, jak stodoła po żniwach. Ogromne zainteresowanie udzieliło się wszystkim. Być może tak wspaniała atmosfera na początku spotkania udzieliła się jastrzębianom, którzy popełnili kilka błędów i musieli gonić wynik. Na zagrywkę wszedł jednak ten, na którego zawsze można liczyć, czyli Jurij Gładyr. Ukraiński środkowy posłał kilka soczystych serwisów i nie dość, że dzięki temu jastrzębianie odrobili straty, to na dodatek wyszli na prowadzenie.

„Pomarańczowi” złapali właściwy rytm, a po bloku na najlepszym zawodniku drużyny z Ankary, Nimirze Abdulu-Azizie, w pierwszym secie zrobiło się 16:10 dla gospodarzy. Wprawdzie daleko było jeszcze do sielanki, ale dzięki bardzo konsekwentnej grze „pomarańczowi” zyskali komfort. Znakomite zagrywki Trevora Clevenota przyniosły aż 6 punktów przewagi w pierwszym secie. Tego nie dało się zepsuć. Ankara pokpiła kolejną, banalną piłkę i zapas jastrzębian był już pokaźny, tym bardziej że Benjamin Toniutti zabawił się na siatce, a chwilę później Tomasz Fornal skończył efektownie z drugiej linii. Dominacja jastrzębskiego zespołu nie podlegała dyskusji i pierwszy set padł łupem miejscowych.

Na początku drugiego jastrzębianie chyba zbyt szybko uwierzyli w to, że jest już po zawodach. Zespół z Turcji zaczął zagrywać bardziej agresywnie i osiągnął kilka punktów przewagi. Po autowej zagrywce Gładyra i asie serwisowym Simona Jaeschke zrobiło się 17:10 dla Halkbanku. Ten set był nie do wygrania. Przede wszystkim dlatego, że zbyt wiele zagrywek zepsuł Jastrzębski Węgiel.

Koszmarnie jastrzębianie zaczęli też seta trzeciego. Po kolejnym z nieskończonych niemal błędów zrobiło się 7:1 dla zespołu z Turcji. Następnie jednak gospodarze odrobili część strat, ale to nie wystarczyło. Zespół z Ankary zagrywał niesamowicie. Obojętnie który z graczy Halkbanku wychodził na zagrywkę, słał potężne ciosy. Gospodarze mozolnie starali się odrabiać straty. Zatrzymali Abdela-Aziza na skrzydle i mieli już tylko punkt deficytu (16:17). W końcówce seta były niesamowite emocje, ale to zespół z Ankary poradził sobie z nimi lepiej, wygrywając partię do 22.

Od początku czwartej odsłony jastrzębianie wrócili do normalnej gry. Za sprawą rzecz jasna Gładyra, który wszedł na początku tej odsłony na zagrywkę i posłał kilka takich piłek, że rywale mieli z nimi duże problemy. Eemi Tervaporti, który zastąpił na rozegraniu słabiej prezentującego się Benjamina Toniuttiego, znalazł sposób na turecki blok. Przede wszystkim uspokoił grę swojego zespołu, co przyniosło efekt. Na dodatek Tervaportti dołożył punktowy blok, a chwilę wcześniej Clevenot zaserwował asa. Było zatem 16:7 dla Jastrzębskiego Węgla i finał Ligi Mistrzów wisiał w powietrzu.
Fenomenalny atak Fornala z drugiej linii dał prowadzenie 20:11 i już nic złego „pomarańczowym” nie mogło się stać. Rozpoczęło się wsteczne odliczanie. Przewaga była ogromna, a zatem nie można było tego zepsuć. Po kolejnej świetnej zagrywce Clevenota jastrzębianie zyskali kilka piłek setowych, a drugi wygrany set oznaczał awans do finału Ligi Mistrzów. Piąta odsłona nie miała już najmniejszego znaczenia. Jastrzębski Węgiel, choć przegrał 2:3, wystąpi w wielkim finale. Rywala pozna dziś…

Jastrzębski Węgiel – Halkbank Ankara 2:3 (25:17, 18:25, 22:25, 25:16, 12:15)

JASTRZĘBIE: Toniutti, Fornal, Gładyr, Boyer, Clevenot, B’Baye, Popiwczak (libero) oraz Tervaportii, Hadrava, Dębski, Dryja, Szymura, Granieczny (libero). Trener Marcelo MENDEZ.

ANKARA: Ma’a, Bruno, Matić, Nimir, Jaeschke,Ulu, Igven (libero) oraz Doene (libero), Koc, Guelmezoglu, Eksi. [Trener] Taer ATIK.

Sędizowali Laszlo Adler (Węgry) i Kenneth Aro (Finlandia). Widzów 3100.

Przebieg meczu
I set:
10:8, 15:10 20:13, 25:17.
II set: 5:10,10:15, 14:20, 18:25.
III set: 6:10, 12:15, 19:20, 22:25.
IV set: 10:5, 15:7, 20:11, 25:16.
V set: 7:8, 8:10, 12:15.

Bohater – Jurij GŁADYR.


Na zdjęciu: Jastrzębski Węgiel po raz pierwszy wystąpi w finale najbardziej prestiżowych rozgrywek.
Fot. Tomasz Kudala/PressFocus