Finały „po naszymu”

W najnowszej historii „Turnieju tysiąca drużyn” próżno szukać górnośląskich akcentów, ale w przeszłości do decydującej rozgrywki docierały nawet… rezerwy klubów z naszego regionu.


2 maja na Stadionie Narodowym w Warszawie zostanie rozegrany 69. finał Pucharu Polski. Zmierzą się w nim Raków Częstochowa, który ma szanse na trzeci triumf z rzędu, z Legią Warszawa. „Wojskowi”, którzy są rekordzistami pod względem liczby zdobytych trofeów, mogą triumfować po raz 20. w historii. A ostatnie górnośląskie akcenty łączą się z Ruchem i Chorzowem. Otóż ostatnim finalistą z Górnego Śląska byli właśnie „Niebiescy”, którzy w 2012 roku przegrali 0:3 z Legią. Trzy lata wcześniej ten sam zespół zagrał w ostatnim finale rozgrywanym na Stadionie Śląskim. Przegrał jednak 0:1 z Lechem Poznań. I właśnie Ruch jest ostatnim górnośląskim zdobywcą trofeum. Zespół z Cichej w 1996 roku pokonał przy Konwiktorskiej w Warszawie GKS Bełchatów 1:0. Co ważne, był to ostatni zespół w historii Pucharu Polski, który triumfował w rozgrywkach nie będąc klubem występującym w ekstraklasie.

Koncert Jana Furtoka

W przeszłości w Pucharze Polski kluby z Górnego Śląska odgrywały znacznie większą rolę. W najbliższy wtorek Raków stanie przed szansą zdobycia tego trofeum trzeci raz z rzędu. A to przecież Górnik Zabrze był pierwszym w historii, któremu udało się dokonać takiej sztuki. Zabrzanie wygrywali w latach 1968-70, a za pierwszym i trzecim razem wygrywali finały z Ruchem. Były to dwa pierwsze decydujące starcia, w których zmierzyły się dwa zespoły śląskiego regionu. Co ciekawe, wyczyn drużyny z ul. Roosevelta, czyli trzy wygrane z rzędu w PP, powtórzyły jeszcze tylko dwa kluby. Amica Wronki w latach 1998-2000 i Legia Warszawa w latach 2011-13. Nikt inny nie wygrał jednak rozgrywek więcej niż 5 razy z kolei, a zabrzanie tego dokonali, bo do wspomnianego hat tricka dołożyli dwa kolejne sukcesy w 1971 i 1972 roku.

Oba wspomniane zwycięstwa nad „Niebieskimi”, Górnik odniósł na Stadionie Śląskim. Na tym samym obiekcie rozegrano również kolejny finał, w którym zmierzyły się dwie górnośląskie drużyny. 1 maja 1986 naprzeciw siebie stanęły jedenastki zabrzańskiego zespołu i GKS-u Katowice. „GieKSa” stanęła przed szansą na pierwszy triumf w historii, a Górnik na siódmy. Mecz rozgrywano w święto pracy, a rozgrywki ligowe – zabrzanie zostali mistrzem Polski po raz 12 w historii – zakończono trzy dni wcześniej. Dlaczego tak szybko, bo jeszcze w kwietniu? Otóż w ostatnim dniu maja rozpoczynały się w Meksyku mistrzostwa świata, na które zresztą pojechało 6 graczy Górnika i Jan Furtok z GKS-u Katowice. I to właśnie wymieniony gracz rozegrał wówczas koncertowe zawody. W obecności 55 tysięcy widzów zespół z Katowic rozbił mistrza Polski 4:1, a Furtok ustrzelił hat tricka. GKS Katowice zdobył swoje pierwsze krajowe trofeum w historii.

ROW i jego „rezerwy”

Następnie zespół z Bukowej wygrał Puchar Polski w 1991 roku. Pokonał Legię Warszawa 1:0, ale w zdecydowanie skromniejszej scenerii. Na stadionie w… Piotrkowie Trybunalskim. Dwa lata później „GieKSa” sięgnęła po trofeum po raz trzeci i ostatni. 23 czerwca minie od tego wydarzenia dokładnie 30 lat, ale to jeszcze nie wszystko. Bo minie również 30 lat od ostatniego finału turnieju tysiąca drużyn, w którym zmierzyły się dwie górnośląskie ekipy. A także trzy dekady od momentu, kiedy po raz ostatni w finale zagrała… drużyna rezerw.

Pierwszy raz taka sytuacja miała miejsce w 1952 roku, kiedy Polonia Warszawa (pod nazwą Kolejarz) pokonała CWKS Ib, czyli zespół, który dziś nazwalibyśmy rezerwami Legii. W 1975 roku do finału PP przebiły się rezerwy rybnickiego ROW-u, choć w decydujących meczach grali piłkarze pierwszego zespołu.

– Formalnie były to rezerwy, ale w meczach na szczeblu ogólnopolskim grali wszyscy, którzy byli w pierwszej drużynie. W 1/16 finału graliśmy z Legią Warszawa i wygraliśmy 3:2. Tak się złożyło, że w 1/8 finału pierwsza drużyna odpadła ze Stalą Rzeszów, a rezerwy grały z Polonią Bytom 1:0 i strzeliłem w tym meczu bramkę – mówi Paweł Janduda, piłkarz rybnickiego klubu w latach 1974-78, a następnie gracz m.in. Polonii Bytom i Górnika Zabrze.

– Ćwierćfinał graliśmy późną jesienią 1974 roku z Lechem Poznań na boisku w Chwałowicach. Dziś ten mecz na pewno nie doszedłby do skutku. Lało całą noc poprzedzającą spotkanie. Przyjechała straż pożarna. Zrobili dziury na murawie, żeby woda spływała. Wygraliśmy 2:1 – uśmiecha się syn Henryka Jandudy, reprezentanta Polski w pierwszych meczach po II wojnie światowej i byłego znakomitego obrońcy AKS-u Chorzów.

Dwa lata Ruchu II

W półfinale ROW, cały czas pod szyldem zespołu rezerw, zmierzył się z wielkim Górnikiem Zabrze. Paweł Janduda w tym meczu jednak nie mógł wystąpić.

– To była dla mnie przykra sprawa. Zimą pojechałem z reprezentacją Polski U-21 do Iranu. M.in ze Zbyszkiem Bońkiem i Januszem Kupcewiczem. Byłem w formie, ale później złapałem ciężką kontuzję, która wyeliminowała mnie z gry w Pucharze Polski. Byłem załamany, ROW wygrał 2:1 i awansował do finału, w którym mieliśmy zmierzyć się ze Stalą Rzeszów. Zdążyłem się wykurować. Grałem w lidze cztery dni wcześniej przeciwko Tychom. Przed decydującym starciem o Puchar Polski w Krakowie pojechaliśmy do Myślenic. Trener Trepka powiedział mi tam, że nie wystawi mnie na finał. Postawił na starszych, doświadczonych zawodników. I właśnie ci najbardziej doświadczeni zawodnicy nie wykorzystali aż trzech rzutów karnych! Przegraliśmy po serii „jedenastek”. Po meczu dostaliśmy jednak nesesery. Do dziś jeszcze go mam, a był to – przypomnę – 1975 rok – uśmiecha się były piłkarz, który od wielu lat mieszka w Niemczech, konkretnie w Dreinsteinfurcie.

Sukces ROW-u II z sezonu 1974/75 powtórzył na początku lat 90. minionego stulecia drugi zespół chorzowskiego Ruchu. Przygoda tego zespołu z Pucharem Polski trwała niemal… 2 lata. Najpierw rezerwy „Niebieskich” zdobyły trofeum na szczeblu okręgowym, a następnie – w sierpniu 1992 roku – przystąpiły do rywalizacji ogólnopolskiej. Wyeliminowały kolejno BKS Stal Bielsko-Biała (1:0), Polonię Bytom (2:1) i Raków Częstochowa (1:1, k. 4:2). W IV rundzie do rozgrywek dołączył ekstraklasowy Ruch, który pokonał Błękitnych Kielce. Rezerwy uporały się z kolei z Olimpią Poznań i na poziomie 1/8 finału znalazły się dwa zespoły z Cichej.

Pudło Gilewicza

Pierwsza drużyna przegrała z Widzewem w Łodzi 0:2. Rezerwy z kolei szły jak burza. Ograły po dogrywce Miedź Legnica 2:1. W ćwierćfinale drugi zespół Ruchu przeszedł Wisłokę Dębica, a na boisku szaleli młodzi zdolni Mariusz Śrutwa i Roman Dabrowski, którzy pukali już bardzo odważnie do pierwszej drużyny i grywali w niej coraz regularniej. Kiedy okazało się, że rezerwy prowadzone przez trenera Ksawerego Bibrzyckiego zaszły w PP dalej od zespołu Edwarda Lorensa, na kolejne spotkania dołączano do drugiego zespołu graczy z pierwszej drużyny. I tak w półfinale Ruch II zmierzył się ze Śląskiem Wrocław. W stolicy Dolnego Śląska było 1:1. Przy Cichej „Niebiescy” wygrali 4:1 i zameldowali się w finale, w którym – na Stadionie Śląskim – zmierzyli się z GKS-em Katowice. I po dziś dzień był to właśnie ostatni górnośląski finał Pucharu Polski.

Na mecz decydujący wystawiono już pierwszy zespół Ruchu, oczywiście pod szyldem rezerw. Wraz z trenerem Bibrzyckim drużynę poprowadził trener Lorens i „Niebiescy” objęli prowadzenie po golu Śrutwy w I połowie. Warto zaznaczyć, że mecz rozgrywano na Stadionie Śląskim niecały miesiąc po spotkaniu Polska – Anglia w eliminacjach MŚ 1994, podczas którego na trybunach rozgorzała karczemna awantura. Na finale Pucharu Polski pojawiło się 10 tysięcy kibiców. Na początku II połowy Roman Dąbrowski nie wykorzystał doskonałej okazji na 2:0. W odpowiedzi „GieKSa” przeprowadziła kontrę i Marian Janoszka doprowadził do wyrównania.
O wszystkim zadecydowały karne, a w zasadzie jeden z nich. Ruch zaczynał konkurs i w drugiej serii Radosław Gilewicz uderzył zbyt słabo. Janusz Jojko bez trudu złapał piłkę. Jego koledzy byli do końca bezbłędni i GKS sięgnął po swój trzeci i do dziś ostatni Puchar Polski. „Gilu” był zdruzgotany, płakał po meczu, pocieszali go koledzy. Żal był tym większy, że zawodnik ten po raz ostatni wystąpił w barwach „Niebieskich”. Następnie, od występów w szwajcarskim Sankt Gallen, rozpoczął zagraniczne wojaże, które trwały 14 lat. Pucharu Polski nie zdobył nigdy, choć wygrywał takie trofeum zarówno w Niemczech, jak i w Austrii.


Na zdjęciu: Radosław Gilewicz (z prawej) i Mariusz Śrutwa (w tle) zagrali w ostatnim górnośląskim finale Pucharu Polski przed 30 laty. Pierwszy z wymienionych nie strzelił w nim rzutu karnego.
Fot. Michał Golda/PressFocus