Austria przed Euro. Firma, która zmieniła wszystko

Dwie rzeczy, które najmocniej kojarzą się z austriackim futbolem, to David Alaba oraz… Red Bull. Firma produkująca napoje energetyczne odcisnęła wielkie piętno na tamtejszej piłce.


Alaba jest dla Austriaków kimś takim, jak Robert Lewandowski dla Polaków. To najlepszy piłkarz, gwiazda najwyższej klasy i postać numer jeden w reprezentacji. Jednak zawodnik, który w nowym sezonie będzie reprezentował barwy Realu Madryt, to wciąż jeden piłkarz, wokół którego muszą biegać także inni.

Na turniejach nieobecni

Jeszcze kilkanaście lat temu spotkać reprezentanta Austrii, który występowałby w lidze zagranicznej, było prawdziwą rzadkością. Nie mógł więc dziwić fakt, że „Das Team” – jak czasem określa się ten zespół – w żaden sposób nie potrafił nawiązać do czasów fantastycznego „Wunderteamu”, który był europejską potęgą w latach 30. ubiegłego stulecia.

Po II wojnie światowej Austrii udało się co prawda zająć trzecie miejsce na mistrzostwach świata (1954), ale był to pewnego rodzaju „wybryk”, ponieważ na kolejnych mundialach szło im znacznie gorzej – jeśli już udało im się na nie awansować, a zrobili to ledwie 5 razy. Austriaków od 1952 roku nie było także na Igrzyskach Olimpijskich, a ich debiut na Euro to dopiero 2008 rok, kiedy razem ze Szwajcarami byli gospodarzami – choć rzecz jasna należy pamiętać, że przez sporą część edycji na finałowy etap mistrzostw Starego Kontynentu dostawało się bardzo mało zespołów, najpierw 4, potem 8, dopiero od 1996 roku awansowało ich 16.

W ostatnich latach jednak siła austriackiego futbolu zaczęła rosnąć. Ich piłkarze zaczęli odgrywać coraz większą rolę w mocnej niemieckiej Bundeslidze, która z racji bliskości geograficznej, kulturowej i językowej jest dla nich absolutnie naturalnym kierunkiem. W obecnej kadrze nie tylko Alaba przyciąga już uwagę, bo nie można przejść obojętnie obok takich graczy jak: Marcel Sabitzer, Xavier Schlager, Konrad Laimer czy Martin Hinteregger. Wszyscy grają w Niemczech i wszyscy mają w swoim CV… Red Bulla.

Spółka z Tajlandczykiem

Firma produkująca znane napoje energetyczne ma swoją siedzibę w austriackim Salzburgu, choć jej współzałożyciel, Dietrich Mateschitz, udziałami dzieli się po równo z tajlandzkim partnerem. O tym, że Red Bull chętnie inwestuje w sport, wiemy nie od dziś, choć najchętniej robi to w przypadku sportów ekstremalnych – gdzie ich główne hasło marketingowe pasuje, jak ulał, bo w końcu „Red Bull doda ci skrzydeł”.

Firma znana jest również ze sponsorowania teamu formuły 1, a od 2005 także piłki nożnej. Pierwszym jej futbolowym projektem był rzecz jasna Salzburg, choć w kolejnych latach ekipy spod szyldu RB można było już znaleźć i w Niemczech, i w USA, i w Brazylii.

Wszystko zaczęło się jednak w Salzburgu, gdzie – i to trzeba uczciwie przyznać – pieniądze nie są marnowane. Oczywiście nie jest żadną tajemnicą, że cały ten projekt ma służyć przede wszystkim reklamie niezbyt zdrowych napojów, ale przy okazji… korzysta na tym piłkarska reprezentacja Austrii. Red Bull mocno postawił na szkolenie młodzieży, co robi na poziomie światowym.

Jego skauting obejmuje tak naprawdę cały glob, a piłkarze, którzy przeszli przez salzburskie akademie, grają w topowych klubach – by wymienić tylko najbardziej znanych Sadio Mane, Naby’ego Keitę (obaj Liverpool), Erlinga Haalanda (Dortmund) czy Dayota Upamecano (Lipsk, od lata Bayern). Nawet zresztą styl „puszkowych” klubów musi służyć jako reklama – w końcu jest energetyczny, bezpośredni, ofensywny i daje moc.

Nieuczciwa konkurencja

Jeszcze 15 lat temu kadra Austrii nie imponowała, teraz zaś na Euro tylko 2 z 26 piłkarzy występuje w rodzimej lidze! Zdecydowana większość z nich zarabia w klubach niemieckich, gdzie najczęściej stanowią silne punkty swoich zespołów. Z tych 26 aż 9 – czyli co trzeci – ma lub miał przeszłość w jakimś klubie Red Bulla, a większość z nich to pewniacy do gry w wyjściowej jedenastce.

Ingerencja koncernu w futbol wzbudza kontrowersje, w końcu sam Salzburg z transferów przez kilka lat zarobił ponad 300 mln euro, gdzie o takich pieniądzach inne kluby Austrii mogą co najwyżej pomarzyć. Jego obecność rozruszała jednak piłkę pod Alpami i choć różnica między RB a resztą stawki wzrasta, to wszyscy musieli podnieść jakość szkolenia, by choćby próbować rywalizować z Salzburgiem. Efekt jest widoczny w krajowej reprezentacji.


Na zdjęciu: Marcel Sabitzer (czerwony) to czołowa postać reprezentacji Austrii.
Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus