Fortel dziadka Rufina

Piotr i Bartosz Mrozkowie czyli dwaj przyjaciele nie tylko z boiska.


Ojciec i syn. Piotr i Bartosz Mrozkowie. Pierwszy, jako zawodnik był zawodnikiem Szczakowianki na zapleczu ekstraklasy, a następnie został nauczycielem i trenerem. Obecnie pracuje w szkole i prowadzi zarówno grupę młodzieżową jak i seniorów w Polonii Łaziska Górne, która w IV lidze po rundzie jesiennej plasuje się na 1. miejscu. Drugi, kontynuując rodzinne tradycje piłkarskie, sięga znacznie wyżej nie tylko z racji wyższego wzrostu.

– Ja jeździłem na testy do Walcowni Czechowice-Dziedzice i Górnika Siersza, albo Fabloku Chrzanów, a Bartek do Crystal Palace i Manchesteru United – z przymrużeniem oka wspomina Piotr Mrozek. – On ma tę szansę więc niech próbuje ją wykorzystać. Pamiętam dzień, w którym dostałem informację, że Andrzej Dawidziuk organizuje w Dankowicach trening dla bramkarzy i zabrałem tam 11-letniego wówczas syna. Tak się złożyło, że ówczesny dyrektor sportowy Lecha Poznań kilka ćwiczeń zaprezentował „używając” właśnie Bartka.

Piotr i Bartosz Mrozek. Fot. Dorota Dusik

To był ten pierwszy krok w kierunku wielkiej piłki, bo „wpadł w oko”, a w 2014 roku Bartek trafił do poznańskiej akademii. Pamiętam także doskonale późniejsze chwile, zarówno te miłe, jak i te trudne. Na przykład w okresie pandemii, gdy nie można było trenować, w konspiracji jeździliśmy na boisko w Kamionce, gdzie – mając unieruchomioną prawą stopę po operacji ścięgna Achillesa – lewą nogą, podpierając się kulami, strzelałem i dośrodkowywałem, a Bartek interweniował. W dodatku, gdy tylko widzieliśmy zbliżający się samochód od razu rzucaliśmy się w pobliskie krzaki, żebyśmy nie zostali nakryci i ukarani mandatami.

Żyje w nieświadomości

Takie opowieści przeszły już do rodzinnej legendy, a dzisiaj Bartosz Mrozek to podstawowy bramkarz Stali Mielec, która po rundzie jesiennej zajmuje 7. miejsce w ekstraklasie. Nie znaczy to jednak, że kończący się rok był dla 22-letniego golkipera usłany różami. Ba, patrząc w kalendarz kończącego się roku „Mrozu-Junior” musi się chyba co jakiś czas uszczypnąć, żeby stwierdzić, że to nie jest bajka ani sen.

– Z trzeciego bramkarza Lecha, z którego rezerwami jeździłem po II-ligowych boiskach, stałem się nagle podstawowym zawodnikiem Stali Mielec w ekstraklasie – mówi 22-letni golkiper. – Nie od razu jednak po majowym wypożyczeniu wszystko „zaskoczyło”, bo w maju, gdy pierwszy raz trafiłem do Mielca, zagrałem tylko dwa spotkania jedno zremisowane ze Śląskiem Wrocław, a drugie przegrane w Płocku i wróciłem do Poznania, żeby podpisać nowy kontrakt z Lechem. Ponowne wypożyczenie przyniosło już jednak pełnię sukcesu.

Trafiłem do drużyny, która mnie potrzebowała i mogłem w niej grać. W takiej sytuacji zmienia się całe nastawienie i radość z tego się robi jest zwielokrotniona. W każdym klubie, w którym byłem starałem się dawać z siebie maxa. Tak było i w rezerwach Lecha, i w Elanie Toruń, i w GieKSie Katowice, ale ten odbiór tego co robię w rundzie jesiennej był jednak zupełnie inny. Miło mi gdy słucham płynących pod moim adresem słów uznania i komplementów, ale ja staram się od tego odcinać. Żyję trochę w takiej nieświadomości, w której łatwiej się skoncentrować na swojej pracy.

Interwencje rundy

A o tym, że Bartosz Mrozek swoją robotę wykonuje bardzo dobrze, świadczy miejsce mieleckiej drużyny w tabeli i fakt, że do miejsca na podium drużynie prowadzonej przez Adama Majewskiego brakuje tylko 2 punktów.

– Gdybym miał wybrać najbardziej emocjonujący mecz z zakończonej rundy jesiennej to postawiłbym na spotkanie z Pogonią Szczecin – dodaje bramkarz Stali Mielec. – Wygraliśmy 4:2, ale to był prawdziwy rollercoaster, tak jak moja cała tegoroczna przygoda z piłką. Kamil Grosicki już na początku strzelił gola i faworyt prowadził, ale potrafiliśmy się podnieść i nasi kibice mieli wielkie emocje z happy endem. Ba, kiedy w 88. minucie Fryderyk Gerbowski ustalił wynik to widzowie wpadli w euforię. To był taki najbardziej niezwykły moment z tej rundy.

Natomiast gdybym miał wybrać mój najlepszy występ to postawiłbym na wyjazdową, tydzień później, wygraną 2:0 z Koroną Kielce. Po kilku innych meczach też zresztą – nieskromnie powiem – odbierałem gratulacje za udane parady oraz obrony i rękami, i nogami, ale ta kielecka interwencja po główce Saszy Balicia z metra miała szczególną wagę. Dumny mogę być też z obrony strzału Joao Amarala, bo wiadomo to było w Poznaniu gdzie na inaugurację wygraliśmy z Lechem 2:0, a w Białymstoku gdzie przegraliśmy 0:4, interwencja po główce Jesusa Imaza też była wyjątkowa.

Aktywna przerwa

Wyjątkowa jest też tegoroczna zimowa przerwa w rozgrywkach. Bartosz Mrozek postanowił bowiem „postawić” tatę na nogi. „Mrozu-Oldboy” wspólnie z synem zagrał bowiem w VII Mistrzostwach Śląska w Siatkonodze i tydzień przed Wigilią po trzech latach przerwy spowodowanej operacją nogi i rehabilitacją 48-latek zaliczył oficjalny występ. Nic więc dziwnego, że po takim piłkarskim pożegnaniu 2022 roku bramkarz Stali Mielec z optymizmem patrzy w przyszłość.

Fot. Dorota Dusik

– Chciałbym, żeby rok 2023 był jeszcze lepszy niż ten, który się kończy – wyjaśnia Bartosz Mrozek. – Życzę sobie i swojej drużynie, żebyśmy zrobili fajny wynik w ekstraklasie, a co będzie później to zobaczymy. Kiedyś mówiłem co prawda, że moim priorytetem jest taka gra, żeby ostatecznie wystąpić w Lechu. Teraz już jednak tak nie powiem. Na razie nie będę jednak wybiegał zbyt daleko w przyszłość, a jeżeli już to będę mówił o marzeniach. Jednym z nich jest to żeby zagrać w Lidze Mistrzów i wygrać w jej finale. To byłoby coś pięknego. Nie mam jednak ulubionego klubu, a nawet ligi, w której chciałbym grać, bo każda ma swoją specyfikę. Myślę, że byłbym się w stanie dostosować do każdej – trochę nieskromnie to zabrzmiało, ale trudno, słowo się rzekło. A poważnie mówiąc twardo stąpam po ziemi i dlatego ważniejszy dla mnie jest ten cel krótkoterminowy czyli grać jak najwięcej spotkań w ekstraklasie.

Mundialowe obserwacje

Do snucia marzeń znakomicie nadawał się czas katarskiego Mundialu, na którym zaprezentowały się 32 reprezentacje i dzień po dniu można było podziwiać bramkarskie interwencje z najwyższej półki.

– Powiem szczerze, że mistrzostwa świata oglądałem zwracając szczególną uwagę na to jak grają bramkarze – zapewnia golkiper Stali Mielec. – Moim zdaniem numerem jeden tego Mundialu między słupkami był Hugo Lloris. Cała obrona reprezentacji Francji, której kibicowałem, była w tym turnieju bardzo trudna do sforsowania, a gdy już komuś się to udawało to jeszcze wyrastał Lloris i pod względem bronienia to właśnie on jest tym moim topem. Wygrała Argentyna, która też była znakomitym zespołem i w tym dniu akurat lepiej wytrzymała presję finału, ale trójkolorowi byli mi bliżsi. A wracając do bramkarzy to bardzo podobał się mi także Yann Sommer, w reprezentacji Szwajcarii. Co prawda to nie mój wzrost i co za tym nie mój styl bronienia, ale jego umiejętności budzą moje uznanie.

Świąteczny czas

A kiedy już przebrzmiały echa Mundialu przychodzi czas Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. – Wigilia u rodziców mojej dziewczyny, Święta u moich rodziców, a Nowy Rok z przyjaciółmi – planuje Bartosz Mrozek. – Z Olą, czyli moim najwierniejszym kibicem, a także jej bratem Kubą, który też jest bramkarzem i występuje w Siarce Tarnobrzeg, a przy okazji jest moim najbliższym przyjacielem i z naszą „paczką” wyjeżdżamy, żeby przywitać 2023 rok, a od 3 stycznia zaczynamy treningi w Mielcu. Liczę na to, że wszyscy, którzy mi kibicują, a mam ich naprawdę szerokie grono, będą mieli okazję cieszyć się razem ze mną. Szczególne wsparcie mam też od mojej rodziny i rodziny Oli.

Tego nawet nie da się opisać, ale to się czuje i nawet gdy się tego nie spodziewam, tak jak choćby na ostatni meczu rundy jesiennej gdy graliśmy z Wartą Poznań w Grodzisku Wielkopolskim, pojawili się na trybunach i byli ze mną. Natomiast na mecze do Mielca regularnie przyjeżdżają i tata, i dziadkowie więc tak naprawdę nigdy nie jestem sam. Zdaję sobie sprawę, że lista tych, którzy mnie wspierają jest długa, ale wiem też doskonale, że gdyby nie ojciec to na pewno nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem. W wielu etapach mojego życia i na Śląsku, i gdy wyjechałem do Wronek, bardzo mi pomagał. Nieważne czy byłem szczęśliwy, bo wszystko się akurat układało po mojej myśli, czy też wtedy kiedy przychodziły trudne momenty, on był ze mną. Nie ma różnicy. Tak samo Ola, która jest ze mną w Mielcu. Po prostu czuję, że mnie wspierają w tym co robię.

Szybko wydoroślał

Nic więc dziwnego, że Piotr Mrozek patrząc na swojego syna czuje dumę. – On ma co prawda dopiero 22 lata, ale dla mnie to aż 22 lata – wyjaśnia ojciec bramkarza Stali Mielec. – Bardzo szybko bowiem wydoroślał. Miał cele, do których dążył i podejmował samodzielną decyzję. Tak było wtedy, kiedy sformowałem dziecięcą drużynę do gry w tyskich Minimistrzostwach Deichmanna. Tak się akurat złożyło, że na jeden z turniejów nie mogłem pojechać i zastąpił mnie mój ojciec. To on właśnie zastosował fortel, dzięki któremu Bartek został bramkarzem. Wszyscy chcieli grać w polu więc dziadek Rufin zapytał: kto chce grać we wszystkich meczach? A gdy się zgłosili chętni to po chwili dodał: Ten będzie bramkarzem. Tylko Bartek trzymał rękę w górze i nie było już drogi odwrotu. To była jego decyzja dzięki, której nie tylko rozegrał cały turniej stojąc między słupkami, ale także został już na tej pozycji i dzisiaj jest tam gdzie jest.

Fot. Dorota Dusik

Doszedł jednak do tego swoją drogą. Mając 10 lat, gdy był w Rozwoju Katowice uznał, że piłkarsko więcej mu dadzą treningi w Stadionie Śląskim i postanowił zmienić klub. Najtrudniejsza była chyba jednak decyzja o wyjeździe do Wronek. 14-latek, który postanowił wyjechać z domu, żeby niemal 400 kilometrów od najbliższych realizować swoje marzenia naprawdę musi być mocny i z tego byłem dumny, oczywiście wspierając go jak tylko mogłem. Powtarzałem jednak zawsze, że to są jego decyzje i on je musi podjąć. Samodzielnie też szukał swojego lepszego środowiska rozwoju sportowego przenosząc się jako 18-latek z ciepłej ławki rezerwowych Lecha Poznań do Elany Toruń, żeby bronić w II lidze, a rok później do II-ligowego GKS-u Katowice, w którym bardzo przeżywał fakt, że nie udało się awansować do I ligi.

Musiał się po tym niepowodzeniu pozbierać i zadecydował, że jeszcze jeden sezon zagra w GieKsie, z którą awansował na zaplecze ekstraklasy i dopiero wtedy wrócił do Poznania. Sam też zadecydował o przeprowadzce z Lecha do Stali Mielec, w maju tego roku, choć była to na pewno trudna decyzja. W „Kolejorzu” bronił przecież w meczach Pucharu Polski, będąc w szerokiej kadrze pierwszej drużyny maszerującej po mistrzostwo. W dodatku rezerwy, w których Bartek był „jedynką” walczyły o miejsce w strefie barażowej w II lidze. Natomiast mielczanie nie byli jeszcze pewni utrzymania w ekstraklasie.

Sam wszystko przemyślał i nie pytał mnie o radę tylko poinformował mnie już o swoich planach, za które bierze pełną odpowiedzialność. Cieszę się, że tak go właśnie wychowałem. Powtarzałem mu zawsze: to są twoje decyzje i to ty musisz wiedzieć czego chcesz. A widząc ile pracy wkłada w to co robi cieszę się, że idzie dobrą drogą i mam nadzieję, że rok 2023 będzie dla niego jeszcze lepszy.

Mistrzowski junior

Wielką radość Piotrowi Mrozkowi oraz jego rodzicom dziadkowi Rufinowi i babci Krystynie sprawiają oczywiście sukcesy obecnego bramkarza Stali Mielec.

– Byłem na niemal wszystkich znaczących meczach Bartka – dodaje Piotr Mrozek. – Ten pierwszy moment, w którym mogłem być naprawdę dumny z jego piłkarskich osiągnięć przyszedł gdy w w 2016 roku sięgnął z Lechem po mistrzostwo Polski juniorów młodszych. Dwa lata później był już natomiast z poznańskim zespołem mistrzem Polski juniorów starszych, a pierwszy mecz finałowy rozgrywany był w Krakowie. Na stadionie Cracovii, w której wcześniej pracowałem, spotkałem wielu znajomych. Po meczu gratulowali mi występu syna, a ja miałem trochę rozdarte serce, bo w finale walczyły przecież dwie bliskie mojemu sercu drużyny. Cieszyłem się jednak bardzo, że zespół Bartka wygrywając 2:0 wywalczył sobie dobrą zaliczkę, a pięć dni później w rewanżu we Wronkach przypieczętował tytuł.

Reprezentacyjne życzenia

– Największe – jak do tej pory – emocje towarzyszyły mi jednak podczas meczu pierwszej kolejki tego sezonu Lecha ze Stalą. Byliśmy na trybunach w Poznaniu z rodziną i znajomymi, którzy też kibicują Bartkowi, a on jako bramkarz gości wystąpił na stadionie przy ulicy Bułgarskiej przeciwko drużynie, z której został ponownie wypożyczony. Cieszyłem się ogromnie, że uniósł ten ciężar gatunkowy i zagrał bardzo dobry mecz, wygrany przez mielczan 2:0. Potwierdził w nim, że jest gotowy na wielkie wyzwania. Nie muszę go nastrajać ani mobilizować, bo on sam potrafi się odpowiednio skoncentrować przed meczem. Dlatego daję mu pełny spokój. Nie dzwonię, nie wysyłam nawet esemesów, a dopiero po spotkaniach rozmawiam z nim i słuchając tego co i jak mówi czuję, że to już jest dojrzały piłkarz, którego jestem chyba bardziej przyjacielem niż ojcem.

Fot. Dorota Dusik

Dlatego gdy pojawiła się okazja, żebyśmy razem zagrali w Mistrzostwach Śląska w Siatkonodze zgłosiliśmy się do goczałkowickiego turnieju i bawiliśmy się grając w rodzinnym zestawie. Moja pierwszy raz tak mocno po operacji ścięgna Achillesa eksploatowana noga wytrzymał trudy ponad 100-godzinnego grania, a Bartek też miał się okazję poruszać więc mieliśmy pełną frajdę. Na progu Nowego Roku życzę mu więc zdrowia oraz żeby spełniło się jego marzenie. Grał już w z orzełkiem na piersiach w reprezentacjach juniorskich: U15, U16, U17, U18 i U19, z których jego koledzy mają już za sobą debiuty w drużynie narodowej. Bardzo bym chciał żeby do nich dołączył – kończy ojciec i jednocześnie przyjaciel bramkarza Stali Mielec.


Na zdjęciu: Bartosz Mrozek to podstawowy bramkarz Stali Mielec.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus