Frustracja pod Klimczokiem

Kilka ostatnich występów Rafała Leszczyńskiego, który od początku sezonu był podstawowym bramkarzem Podbeskidzia, pozostawiało sporo do życzenia. Golkiper „górali” zawinił przy kilku straconych przez bielszczan bramkach, dlatego trener Krzysztof Brede zdecydował się na roszadę między słupkami. Postawił na Wojciecha Fabisiaka, który ostatni mecz o stawkę rozegrał w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu. Nie wiadomo, czy właśnie to zadecydowało o dużym błędzie popełnionym przez niego w 22 minucie spotkania. Fakt był jednak taki, że goście objęli prowadzenie.

Podbeskidzie bez pomysłu

Niewątpliwą zasługą łodzian w tej sytuacji było to, że nie zrezygnowali z wysokiego pressingu. Rafał Kujawa wyszedł wysoko i przeciął zbyt krótkie podanie Fabisiaka do Dominika Jończego. Za akcją popędził Patryk Bryła, który otrzymał futbolówkę w polu karnym i wykonał dynamiczny zwrot w stronę bramki. Defensywa „górali” dała się w ten sposób oszukać i pomocnik gości stanął „oko w oko” z bramkarzem rywali. Uderzył dobrze, w kierunku dalszego słupka i przyjezdni objęli prowadzenie. Zasłużone, dodajmy, bo w premierowym fragmencie spotkania byli drużyną lepszą. Może nie dominowali na placu gry, ale jakiś pomysł na ten mecz mieli. Podbeskidzie? Wręcz przeciwnie i kibice na trybunach znów przeżywali momenty frustracji. Stała się ona tym większa, bo łodzianie podwyższyli swój kapitał. Piłkę na połowie przeciwnika stracił Guga Palawandiszwili. Maciej Wolski, nie niepokojony przez nikogo, przedefilował środkiem boiska, a kiedy znalazł się niespełna 30 metrów od bramki zdecydował się na strzał. Tym razem Wojciecha Fabisiaka nie można winić za utratę gola, bo uderzenie pomocnika ŁKS-u było tym z kategorii „strzałów życia”. Piłka wpadła w okienko bramki „górali”, a gdyby trzeba było na siłę wymienić aktywa gospodarzy z pierwszej połowy, to wspomnieć jedynie należy o strzale na wiwat Miłosza Kozaka. Piłka trafiła w nogę Kacpra Kostorza, a następnie o 20 centymetrów minęła słupek bramki gości.

Grali jeszcze gorzej

Czasami zdarza się tak, że zespół po słabej pierwszej połowie wychodzi z szatni odmieniony. Tym razem jednak nic takiego nie miało miejsca. Wprost przeciwnie, „górale” grali… jeszcze gorzej, co naprawdę trudno jest sobie wyobrazić. Dowodem na to niech będzie sytuacja z 54. minuty meczu. Kolejną fatalną stratę popełnił Palawandiszwili, któremu piłkę zabrał Bryła. Pomocnikowi beniaminka najwidoczniej było mało, bo sam popędził na bramkę rywali i nie dał szans Fabisiakowi. W następnych minutach goście stworzyli sobie dwie kolejne niezłe sytuacje, ale tym razem bramkarz Podbeskidzia stanął na wysokości zadania. Niezbyt grzeczne okrzyki z trybun, którymi kibice domagali się lepszej postawy swoich ulubieńców, stały się częstsze. Tymczasem nawet długo wyczekiwany debiut Roberto Gandary nie przyniósł poprawy gry gospodarzy. Dwóch strzałów z dystansu, po których Michał Kołba bronił na raty, nie można traktować w kategorii realnego zagrożenia. Łodzianie doskonale zdawali sobie sprawę ze słabości rywala i wiedzieli, że uważna gra wystarczy do tego, aby efektowne zwycięstwo niczym nie zostało skażone. A kiedy wydawało się, że bielszczanie – za sprawą główki Gandary – wyrównają, świetną interwencją popisał się golkiper ŁKS-u.

Podbeskidzie Bielsko-Biała – ŁKS Łódź 0:3 (0:2)

0:1 – Bryła, 22 min (asysta Kujawa), 0:2 – Wolski, 37 min (bez asysty), 0:3 – Bryła, 54 min (bez asysty).

PODBESKIDZIE: Fabisiak – Jaroch, Jończy, Komor, Oleksy – Kozak, Rzuchowski (57. Płacheta), Palawandiszwili, Sierpina – Kostorz (65. Goncerz) – Szabala (50. Gandara). Trener Krzysztof BREDE.

ŁKS: Kołba – Bogusz, Rozwadowicz, Sobociński, Widejko – Pyrdoł, Ramirez (82. Grzesik), Bielak, Wolski (89. Żylski), Bryła (69. Gamrot) – Kujawa. Trener Kazimierz MOSKAL.

Sędziował Robert Marciniak (Kraków). Widzów 2056. Żółte kartki: Kozak – Wolski, Bogusz.

Piłkarz meczu – Patryk BRYŁA.