Furlepa: Naszą siłą jest kolektyw

Wysoko pan sobie zawiesił poprzeczkę…

Jan FURLEPA: – Wiem o tym doskonale. Awansować z 16. miejsca w tabeli na 5. to skok, jakiego się nie spodziewałem w 9 kolejkach. Biorę ten wynik na „klatę”, ale wiem, że wiosną czeka mnie poważne wyzwanie.

Dorobek jest naprawdę imponujący – 21 punktów w 9 meczach. Gdyby brać pod uwagę tabelę III ligi, odkąd pan objął zespół z Kluczborka, MKS byłby liderem. 19 punktów w ostatnich 9 meczach zdobyły rezerwy Śląska Wrocław i Polonia Bytom, zaś Ruch Chorzów i Gwarek Tarnowskie Góry potrzebowały do tego 10 spotkań.

Jan FURLEPA: – Ależ jest pan precyzyjny… Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, ile jest zamieszania z naszego powodu, bo nigdy nie robię tak dokładnych statystyk. Nie muszę chyba dodawać, że jestem zaskoczony tymi notowaniami. Kiedy zeszło ze mnie powietrze po podpisaniu kontraktu, pomyślałem sobie, że 22 punkty na półmetku rozgrywek będą znakomitym wynikiem. Przekroczyliśmy ten próg o 5 „oczek”, więc naprawdę mamy powody do zadowolenia. Tym bardziej, że tylko 4 mecze graliśmy u siebie. Uzyskany przez moją drużynę wynik pokazuje, że w piłce nożnej niczego nie można zaplanować na 100 procent.

Przyjmując propozycję obecnego pracodawcy wykonał pan skok w ciemność, czy też miał rozeznanie, jaka jest rzeczywista wartość zespołu?

Jan FURLEPA: – Miałem pełne rozeznanie na temat ludzi, którzy mnie zatrudnili. Wiem, że mogę na nich liczyć w trudnych momentach. Co się zaś tyczy zespołu, znałem tylko czterech zawodników. Tymi „rodzynkami” byli: Kamil Nitkiewicz, Paweł Gierak, Adam Orłowicz i Kamil Nykiel.

Ale w kadrze MKS-u jest jeszcze przecież Bartosz Włodarczyk, który grał u pana w Odrze Opole.

Jan FURLEPA: – Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że to jest on. Myślałem, że to jakiś inny Włodarczyk. Zresztą w Odrze współpracowaliśmy tylko przez pół roku, bo latem przeniósł się do Skry Częstochowa.

Uzyskany przez pańską drużynę wynik robi wrażenie, ale ile było w tym łutu szczęścia? Jest pan w stanie określić to w procentach?

Jan FURLEPA: – Na pewno w kilku meczach mieliśmy dużo szczęścia. Oceniam, że w sumie było tego ze 30 procent. Najwięcej w spotkaniu ze Ślęzą Wrocław, w którym do przerwy przegrywaliśmy 0:2. Jeszcze w pierwszej połowie zrobiłem dwie zmiany, w przerwie jedną i również jedną w trakcie drugiej połowy. Miałem „nosa”, czyli dopisało mi szczęście, bo dwaj ostatni zmiennicy – Patryk Palat i Kamil Jurasik – strzelili gole, które pozwoliły nam wygrać 3:2! W naszym fachu intuicja często ma decydujące znaczenie.

Jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Były już naciski ze strony działaczy, by wiosną powalczyć o awans? Choćby nieśmiałe sugestie…

Jan FURLEPA: – Nie spotkałem się z takimi sugestiami ze strony moich zwierzchników. Zresztą nie chodzę z głową w chmurach, tylko twardo stąpam po ziemi. Na razie patrzę na tabelę… II ligi i kibicuję Skrze Częstochowa oraz Górnikowi Polkowice, by nie zostały zdegradowane. Nie wiadomo, co się wydarzy wiosną, a my przecież jeszcze nie jesteśmy pewni utrzymania. Pierwsze trzy mecze w rundzie wiosennej zagramy z Ruchem Zdzieszowice, ROW-em Rybnik i Polonią Bytom. Zdaje pan chyba sobie sprawę ze skali trudności, jaka czekać w nich będzie moją drużynę.

Jakie były największe atuty prowadzonego przez pana zespołu?

Jan FURLEPA: – Determinacja i zaangażowanie. Wycisnąłem tych zawodników jak cytrynę, ale wiosną musimy zagrać jeszcze lepiej. Jeżeli nie będzie w naszej grze odpowiedniej jakości, możemy mieć kłopoty.

Skoro mówimy o zaletach, pomówmy też o wadach. Co najbardziej pana denerwowało lub irytowało?

Jan FURLEPA: – Najwięcej pretensji miałem do swoich zawodników o słabą skuteczność w ofensywie i błędy w obronie, które na tym poziomie nie mają prawa się zdarzać. Biorę jednak poprawkę na to, że w ciągu dwóch miesięcy nie sposób wyeliminować wszystkich mankamentów. Zimą czeka nas naprawdę ciężka praca.

Kto zrobił największe postępy pod pańską „kuratelą”?

Jan FURLEPA: – Zacznijmy od tego, że w mojej drużynie nie ma gwiazd. Jesteśmy silni jako zespół, a nie każdy z osobna. Jeżeli z moich ust padały mocne słowa – w przerwie lub przed meczem – to zespół reagował na nie bardzo dobrze. W ostatnim spotkaniu, a właściwie na 10 minut przed jego końcem, niektórzy prosili o zmianę. Nie mogłem ich jednak ściągnąć z boiska, bo limit roszad już wyczerpałem. Te prośby świadczyły o tym, że żaden z chłopaków się nie oszczędzał, dawał z siebie maksa. Z tego powodu przed każdym z nich chylę teraz czoło, bo walczyli do upadłego.

Kamila Nitkiewicza zobaczymy jeszcze w tym sezonie na boisku?

Jan FURLEPA: – Na pewno nie. „Nita” zerwał więzadła krzyżowe w lewym kolanie i jego przerwa w treningach potrwa minimum 6 miesięcy. 11 grudnia – w klinice doktora Krzysztofa Ficka w Bieruniu – przejdzie operację.

Pluje pan sobie w brodę, że uległ pan jego prośbie i pozwolił mu zagrać w meczu ze Stalą Brzeg?

Jan FURLEPA: – Nie mam wyrzutów sumienia, bo już we wtorek trenował na 100 procent i zgłosił pełną gotowość do występu. Nie mogłem go przecież wygonić z treningu i zabronić wyjścia na boisko, skoro sam się tego domagał. Zastanawiałem się tylko, czy wpuścić go od początku, czy dopiero w drugiej połowie. Wybrałem pierwszy wariant i już w 3 minucie stało się nieszczęście. Kamil wyskoczył do górnej piłki, zderzył się z rywalem i spadł na zdrową nogę, która niestety nie wytrzymała. Mam nadzieję, że „Nita” nie ma do mnie żalu… Wiem, że niektórzy kibice mają do mnie pretensje i twierdzą, że nie powinienem go wstawiać do składu. Ja jednak nie robiłem tego na siłę, to było wyraźne życzenie zawodnika. Może to zresztą potwierdzić nasz masażysta.

Kto latem cieszyć się będzie z awansu?

Jan FURLEPA: – Prowadziłem zespół tylko przeciwko rezerwom Śląska, z Ruchem Chorzów i Polonią nie miałem okazji zagrać, ale właśnie w tej trójce upatruję przyszłego II-ligowca.

Na zdjęciu: Trener Jan Furlepa (z lewej) nie ukrywa, że wynik drużyny przerósł jego oczekiwania.