Garść niefajnych wspomnień

Optymizm, w którym – pomni rozmaitych doświadczeń – winniśmy zachować umiar. Tak najogólniej można nazwać nastroje, jakie zapanowały w naszym kraju po niedzielnym losowaniu grup eliminacyjnych Euro 2020. Jak to zwykle w Polsce bywa pojawiły się też opinie skrajne. Zdzisław Kręcina, były sekretarz generalny PZPN-u, również na łamach naszego dziennika stwierdził, że reprezentacja… nie ma żadnych szans na wyjście z grupy. Z kolei były reprezentacyjny napastnik, a od niedawna telewizyjny ekspert, Artur Wichniarek napisał na Twitterze, że… – Jeżeli z tej grupy nie awansujemy to likwidujemy 1. reprezentację i PZPN – „Król Artur” swój wpis opatrzył … przymrużeniem oka.

Janas wyraźnie odetchnął

Eliminacje rozpoczynamy w marcu meczem na wiedeńskim Praterze z Austrią. Z tym stadionem, jeżeli chodzi o rywalizację o punkty, mamy zupełnie pozytywne doświadczenia. Z Austriakami mierzyliśmy się w trzecim meczu kwalifikacyjnej kampanii do niemieckiego mundialu w październiku 2004 roku. Po pokonaniu Irlandii Północnej w Belfaście i porażce na Stadionie Śląskim z Anglią, mecz wiedeński był niezwykle ważny w kontekście dalszej rywalizacji o wyjazd na mistrzostwa świata. Austriacy zdołali bowiem zremisować wcześniej z „Synami Albionu” i pokonać Azerbejdżan. Zwycięstwo naszej drużyny było pożądane, chociaż przed meczem niewielu wierzyło w drużynę Pawła Janasa.

Trenera krytykowano za to, że powołał do reprezentacji Radosława Kałużnego, czy też swojego piłkarskiego „syna”, Grzegorza Rasiaka. Tymczasem Kałużny dał naszej drużynie… prowadzenie w 10 minucie spotkania. Nie grało się łatwo, murawa była grząska, a Austriacy wyrównali. To nie był ładny mecz, ale końcówka należała do nas. Jacek Krzynówek zaskoczył Alexa Manningera strzałem z rzutu wolnego, a Tomasz Frankowski wykończył na raty kontratak i podanie Kamila Kosowskiego. – Tomek trochę mi nerwów nadszarpnął, kiedy nie trafił za pierwszym razem – mówił po meczu trener Janas. Wyraźnie było jednak widać, że po trudnym meczu, przed którym ze składu wypadło mu kilku piłkarzy, odetchnął z ulgą…

Żenujący mecz drużyny Bońka

Cztery dni po meczu z Austrią zagraliśmy u siebie z Łotwą i trzeba przyznać, że tym razem wspomnienia nie były tak fajne, jak z meczu na Praterze. Trzeba cofnąć się do jesieni 2002 roku, a swoje myśli skierować ok. 4 kilometrów na południe od Stadionu Narodowego, na stadion warszawskiej Legii. To tam reprezentacja Polski rozegrała jedno z najsłabszych spotkań w XXI wieku. Pod wodzą Zbigniewa Bońka w drugim meczu eliminacji Euro 2004 „biało-czerwoni” przegrali u siebie 0:1 z Łotwą. Gola zdobył Juris Laizans, nie najlepiej zachował się w tej sytuacji Jerzy Dudek, ale cały występ naszego zespołu był wprost żenujący.

Żadnym pocieszeniem nie był fakt, że Łotysze awansowali wówczas na ME do Portugalii, odnosząc największy sukces w dziejach. Dwa mecze później, po porażce z Dania, Bońka na stanowisku selekcjonera już nie było i była to jedna z lepszych decyzji jaką obecny prezes PZPN-u podjął. W niedzielę po losowaniu grup eliminacyjnych w Dublinie sternik naszego związku przyznał, że mecze z Łotwą będą tak samo trudne, jak inne mecze eliminacyjne. Ostrożność? Być może, fakty są jednak takie, że jeżeli marzymy o finałach mistrzostw Europy, to warszawska wpadka sprzed ponad 16 lat w marcu powtórzyć się nie ma prawa.

Szpakowski nie dotrzymał słowa

Podobnie, jak katastrofalny występ reprezentacji Henryka Apostela we wrześniu 1994 w Ramat Gan. Położone w dystrykcie Tel Awiwu miasto, które w tłumaczeniu na polski nosi nazwę „Wzgórza Ogrodów” nie najlepiej wspomina… Dariusz Szpakowski, wieloletni komentator meczów reprezentacji. To właśnie po porażce 1:2 w pierwszym meczu eliminacji ME 1996 „Szpak” – co przypomina w swoim albumie „biało-czerwoni” red. Andrzej Gowarzewski – obiecał zrezygnować z komentowania meczów naszej drużyny narodowej. „Wielu żałuje, że nie dotrzymał słowa…” – statystyk i historyk polskiego futbolu nie omieszkał dodać czegoś od siebie. Generalnie graliśmy beznadziejnie, Izraelczycy dwa razy skontrowali nas w sposób dziecinny, a honorowe trafienie Romana Koseckiego niczego nie zmieniło.

Ciekawostką niech będzie fakt, że zaledwie dwa lata po srebrnym medalu olimpijskim w Barcelonie ostatni mecz w kadrze zagrał Marcin Jałocha, podstawowy gracz drużyny Janusza Wójcika. Takich piłkarzy zresztą na boisku w Ramat Gan nie brakowało, bo w środku pola wystąpił… Jerzy Brzęczek, obecny selekcjoner naszej reprezentacji.

Beehnakker zwolniony na parkingu

Słowenia to nasz kolejny rywal w eliminacjach do Euro 2020. I kolejny zespół przeciwko któremu meczów o punkty nie wspominamy zbyt dobrze. Trafiliśmy na siebie w kwalifikacjach MŚ 2010. Efekt? Słowenia na mundial do RPA pojechała, a Polska nie. O ile po zremisowanym 1:1 meczu we Wrocławiu na starcie eliminacji nie wydarzyło się nic specjalnego, o tyle rewanż w Ljubljanie był burzliwy, a przede wszystkim przegrany w fatalnym stylu 0:3. Chcielibyśmy pamiętać to, że tamtym spotkaniem z kadrą pożegnał się uczestnik trzech wielkich turniejów – Jacek Krzynówek.

Zapamiętaliśmy jednak coś innego, a mianowicie zwolnienie trenera Leo Beenkahhera na… parkingu, po burzliwej wymianie zdań z ówczesnym sternikiem związku. – To był ostatni mecz Leo Beenhakkera w roli selekcjonera reprezentacji Polski – powiedział chwilę później dziennikarzom Grzegorz Lato. Atmosfera wokół kadra była wówczas kwaśna, nieznośna, po prostu zła. Potrzebujemy się zatem Słoweńcom zrewanżować, a co do ostatniego naszego grupowego rywala w eliminacjach ME 2020, to przeciwko Macedonii nigdy o punkty nie graliśmy. Może to i dobrze, bo nie mamy złych wspomnień.

Tak graliśmy z najbliższymi rywalami o punkty

AUSTRIA
El. MŚ 2006: 3:1 (w), 3:2 (d).
ŁOTWA
El. ME 2004: 0:1 (d), 2:0 (w).
IZRAEL
El. ME 1996: 1:2 (w), 4:3 (d).
SŁOWENIA
El. MŚ 2010: 1:1 (d), 0:3 (w).
MACEDONIA
Nie graliśmy

Bilans: 8 m. 13 pkt. 4-1-3, 14:13.

Na zdjęciu: Leo Beenhakker został zwolniony z pracy z reprezentacją Polski w żenujący sposób, po żenującym występie przeciwko Słowenii, jednemu z naszych rywali w eliminacjach ME 2020.

 

Adam Godlewski po losowaniu grup eliminacji do Euro 2020