Gdyby udało się powtórzyć Ponferradę…

To będzie jeden z ciekawszych, o ile nie najciekawszy, wyścig ze startu wspólnego na kolarskich mistrzostwach świata, na przestrzeni ostatnich dwóch dekad. W niedzielę, na starcie w miejscowości Kufstein, stanie 188 kolarzy, w tym sześciu Polaków: Michał Kwiatkowski, Rafał Majka, Maciej Paterski, Łukasz Owsian, Maciej Bodnar i Michał Gołaś. Zawodnicy do pokonania będą mieć 252,9 km. Dystans to ogromny, ale największą trudnością będzie ukształtowanie terenu. Rywalizacja odbędzie się w Tyrolu, zatem organizatorzy przygotowali niezwykle wymagający, górski odcinek. Przewyższenie na całej trasie wynosi 4670 metrów.

Na deser „Piekło”

Cała zabawa powinna rozpocząć się po przejechaniu ok. 60 kilometrów. Wówczas na towarzystwo czekać będzie pierwsza wspinaczka, pod Gnadenwald. Niektórzy kolarze górę tę znają z jazdy indywidualnej na czas. Długość podjazdu o średnim nachyleniu 7 procent wynosi nieco ponad 5 km. Po zjeździe zawodnicy rozpoczną rywalizację na sześciu krótszych rundach, po niespełna 24 kilometry każda.

Kluczową częścią każdego z okrążeń będzie 8-kilometrowy podjazd pod Igls. Siódma, ostatnia runda, będzie nieco dłuższa, bo po zjeździe z ostatniej już wspinaczki pod Igls, kolarze do pokonania będą mieli jeszcze jedną górę. Krótką, bo liczącą sobie 3,2 kilometra, ale niezwykle trudną. Średnie nachylenie wynosi bowiem 11,5 procenta, a maksymalne sięga aż 28 procent! Nie na darmo wspinaczka ta nosi nazwę „Piekło”.

– Jechałem tam 5-7 kilometrów na godzinę. W tym miejscu wszystko może się zdarzyć. Zderzenie z tą ścianą może okazać się bardzo bolesne – mówi Bartosz Huzarski, były kolarz, a obecnie telewizyjny ekspert, który dokonał rekonesansu mistrzowskiej trasy. Ze szczytu ostatniego już wzniesienia do mety pozostanie 8 kilometrów zjazdu i 2 kilometry płaskiego odcinka. Wszystko wskazuje zatem na to, że to na „Piekle” rozstrzygną się losy wyścigu, bo po przejechaniu prawie 250 kilometrów, z taką górą na deser, na czele pozostaną jedynie najwytrwalsi.

Długa lista

Jeżeli chodzi o grono kandydatów do medali, to jest ono szerokie i – co zrozumiałe – na liście faworytów znajdują się przede wszystkim kolarze jeżdżący dobrze po górach. Fachowy portal cyclingstage.com Podzielił zawodników na kilka grup. W pierwszej, pięciogwiazdkowej, znaleźli się najpoważniejsi, zdaniem dziennikarzy serwisu, kandydaci do tytułu mistrza świata. Wyróżniono czterech kolarzy. Francuza Juliena Alaphilippe’a, Włocha Vincenzo Nibaliego, Słoweńca Primoża Roglicia i naszego Michała Kwiatkowskiego. Na cztery gwiazdki wyceniono możliwości Adama Yatesa z Wielkiej Brytanii, Holendra Toma Dumoulina, Hiszpana Alejandro Valverde i Francuza Romaina Bardeta. Nieco niżej sklasyfikowano m.in. takich zawodników, jak Rigoberto Uran, Gianni Moscon, Greg van Avermaet czy… Peter Sagan.

Zdobywca trzech tytułów mistrza świata ostatecznie zdecydował się na występ w Innsbrucku, chociaż – jak sam mówi – nie daje sobie zbyt wielkich szans na czwartą z rzędu tęczową koszulkę. Powyższa lista nazwisk zawiera w sobie kolarzy mocnych i utytułowanych. Nie brakuje na niej medalistów mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, zwycięzców wielkich tourów, etapów na nich, a także triumfatorów najważniejszych i najbardziej prestiżowych klasyków. To jedynie gwarantuje, że walka o medale będzie pasjonująca.

Innych jedzie więcej

A polscy kibice mają uzasadnione nadzieje, że odbędzie się z udziałem naszych zawodników. Liderem „biało-czerwonych” jest Michał Kwiatkowski, a Rafała Majkę selekcjoner naszej kadry, Piotr Wadecki, wyznaczył do roli najważniejszego wspomagającego „Kwiato”. „Zgred” może również przejąć rolę lidera, w zależności od sytuacji na trasie, jak również od tego, co zrobią rywale. Przedstawiciele najmocniejszych ekip mają nad nami przewagę. Polacy pojadą bowiem w sześcioosobowym składzie, natomiast Francuzi, Hiszpanie, Holendrzy, Kolumbijczycy, Włosi, Belgowie czy nawet Słoweńcy mogą wystawić po ośmiu zawodników.

Liczebność danej ekipy wynika z miejsca w krajowym rankingu UCI. Polska nie załapała się do pierwszej dziesiątki tej klasyfikacji. Różnica dwóch kolarzy nie wydaje się zbyt duża, ale na tak trudnej trasie każdy wspierający lidera zawodnik jest na wagę złota. W 2014 roku w Ponferradzie, kiedy Michał Kwiatkowski został mistrzem świata, nasz zespół złożony był z dziewięciu zawodników. Polacy pięknie kontrolowali cały wyścig, a na ostatnim podjeździe kapitalną robotę wykonał Maciej Paterski, a dzieła dopełnił „Kwiato”. Jak będzie tym razem? Nie mamy nic przeciwko, aby historia się powtórzyła.
Jakub Kubielas

Polskie ślady na trasie

Przepięknie położone miasteczko Kufstein, skąd wystartują kolarze do rywalizacji o medale mistrzostw świata, w 2010 roku gościło… piłkarską reprezentację Polski. „Biało-czerwoni”, pod wodzą Franciszka Smudy, zremisowali wówczas bezbramkowo w towarzyskim spotkaniu z Serbią. Innsbruck z kolei, to miasto doskonale znane kibicom skoków narciarskich. Legendarna skocznia Bergisel jest jedną z aren Turnieju Czterech Skoczni. W 2001 roku wspaniałe zwycięstwo odniósł na niej Adam Małysz, a przed rokiem triumfował Kamil Stoch. W lutym przyszłego roku Bergisel będzie miejsce rywalizacji w konkursach skoków, w ramach mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym.

***
Kiedyś były dublety

Jedenaście medali zdobyli polscy szosowcy w mistrzostwach świata, w wyścigach ze startu wspólnego. Zaczęło się od podwójnego sukcesu w Barcelonie, kiedy to złoto zdobył Ryszard Szurkowski, a po srebrny medal sięgnął Stanisław Szozda. Rok później, w Montrealu, Polacy znów ustrzelili dublet. W sumie 9 z 11 medali nasi kolarze wywalczyli w wyścigach amatorów, które rozgrywane były do 1995 roku. W erze zawodowców „biało-czerwoni” na podium stawali dwukrotnie.

Złote medale

Ryszard Szurkowski – Barcelona 1973
Janusz Kowalski – Montreal 1974
Lech Piasecki – Giavera del Montello 1985
Joachim Halupczok – Chambery 1989
Michał Kwiatkowski – Ponferrada 2014

Srebrne medale

Stanisław Szozda – Barcelona 1973
Ryszard Szurkowski – Montreal 1974
Krzysztof Sujka – Nuerburgring 1978

Jan Jankiewicz – Valkenburg 1979
Zbigniew Spruch – Plouay 2000

Brązowy medal

Andrzej Serediuk – Altenrhein 1983