Gdzie są kibice Piasta?

Efekt pandemii, niezbyt porywający styl i gra w kratkę. To wydają się być główne przyczyny tego, że w tym sezonie średnia frekwencja przy Okrzei nieznacznie przekracza trzy tysiące widzów.


Gdy jakiś kibic innej ekstraklasowej drużyny chce dopiec fanom Piasta, zawsze schodzi na temat frekwencji. Tak było niedawno przy okazji derbów Górnego Śląska, gdy gliwiczanie gościli w Zabrzu, a mecz oglądało ponad 18 tysięcy widzów. To nic odkrywczego, bo Piast po prostu ma mniejszą kibicowską bazę od kilku śląskich klubów, choć od lat walczy, by ją powiększyć. Niestety, liczby pokazują, że jest coraz trudniej zachęcić, by te osoby meldowały się na trybunach. Co może być tego przyczyną?

Mogło być lepiej

W tym sezonie gliwiczanie mają już za sobą cztery domowe mecze. Średnia widzów na nich wynosi 3326 i w zestawieniu ekstraklasowych klubów Piasta trzeba szukać pod koniec ligowej stawki. Zespołowi trenera Waldemara Fornalika przełożono co prawda mecz z najatrakcyjniejszym przeciwnikiem, czyli Rakowem Częstochowa, ale jak na letnie kolejki, liczby nie robią wrażenia. Tym bardziej, że za oknami robi się coraz chłodniej i część kibiców wybierze komfortowe warunki oglądania meczów, czyli ciepłe kapcie i fotel w domu. To z pewnością nie pomoże dźwigać ligowej frekwencji.

Głód zaspokojony?

Gdy porównamy sobie obecną średnią z poprzednimi sezonami, to widzimy pewną tendencję. Niestety, spadkową. Trzeba brać poprawkę, że dwa poprzednie sezony naznaczone były pandemią koronawirusa, restrykcjami, obostrzeniami. To oczywiście wywarło wpływ, bo cześć kibiców już tak chętnie na mecze nie chodzi. Ale wcześniej frekwencja była o wiele lepsza. Niemal pięć tysięcy widzów w sezonie 2018/2019, ponad cztery rok wcześniej, czy sześć tysięcy w sezonie 2015/2016. Wspólny mianownik? Piast walczył o medale, głód sukcesu w Gliwicach był mocno odczuwalny. Trener Waldemar Fornalik, któremu wczoraj „stuknęło” pięć lat pracy z Piastem, wycisnął maksimum z możliwości sportowo-organizacyjnych. Pierwsze medale, w tym mistrzostwo rozbudziło apetyty, ale też i nasyciło ów głód. Gdy sezon po sezonie odchodzili najlepsi piłkarze i okazało się, że utrzymanie się w czołówce jest niezwykle trudne, część kibiców jakby sobie odpuściła. „Kibic sukcesu”? W tym przypadku brzmi realistycznie.

Dlaczego nie przychodzą?

Ale to nie jedyne wyjaśnienie mizernej frekwencji pomimo licznych działań działu marketingu. Wiele analiz, jak i doświadczenia samych kibiców wskazują, że na Piasta od lat chodził „stały elektorat”, który liczył około 4-4,5 tysiąca widzów. Gdy zestawimy te liczby z obecną średnią frekwencją, to widać, że część elektoratu ubyła. Pogoda, rywal i wyniki. To zazwyczaj są trzy główne czynniki wpływające na frekwencję w Polsce. Pomijając dwa pierwsze, na które gliwiczanie nie mają wpływu, to wyniki, styl gry i poziom prezentowany przez drużynę, mocno oddziaływają na zainteresowanie fanów. A w tym sezonie i momentami w poprzednim Piast atrakcyjnością meczów nie rozpieszcza kibiców. Fani Piasta oglądali wyjazdowe mecze z Legią i Lechem, gdzie zespół miał trudności z oddaniem celnego strzału. Oprócz wygranej 4:0 ze Stalą Mielec i remisu 3:3 z Górnikiem w Zabrzu gliwiccy fani częściej się nudzili niż emocjonowali meczami swojej drużyny. Jeśli drużyna większość bramek strzela po stałych fragmentach gry, tworzy mało sytuacji strzeleckich, to kibiców raczej na trybuny nie zachęci. Prawdę ma więc trener i piłkarze, którzy podkreślają, że w przerwie ligowej muszą popracować nad ofensywą. Wydaje się, że najszybszym lekarstwem, na choć stopniową poprawę frekwencji, będzie bardziej widowiskowa gra do przodu, bo gliwickim fanom brakuje emocji.


Średnia frekwencja przy Okrzei

2022/23 – 3326 (cztery mecze)
2021/22 – 3731
2020/21 – 2702
2019/20 – 3717
2018/19 – 4979
2017/18 – 4417
2016/17 – 5063
2015/16 – 6183
2014/15 – 4583


Na zdjęciu: Na „domowych” meczach Piasta Gliwice trybuny święcą pustkami…
Fot. Tomasz Kudala/PressFocus