Gerard Badia: Kryzys to był w Hiszpanii

 

Zaliczył pan dwie asysty w meczu z ŁKS-em, ale wszyscy będą pamiętali przede wszystkim zachowanie po golu na 2:1, gdy rzucał pan reklamami w kierunku trybun. O co chodziło?
Gerard BADIA: – Bo byłem troszkę wkurzony. Dobrze, że to była akurat reklama. Ale to była też radość i takie poczucie ulgi. Ten stres puścił i taka była moja reakcja.

Co tak pana zdenerwowało?
Gerard BADIA: – Wie pan jak to jest. Przegrywasz trzy mecze z rzędu i już wszyscy piszą o kryzysie mistrza, rozczarowaniu itd. Gram w piłkę od wielu lat, ale co rok lubię ten sport coraz mniej. Nie chodzi mi o radość z grania, ale o to co dzieje się wokół meczów, wokół wyników. Wszyscy popadają ze skrajności w skrajność.

Moje pytanie jest takie, skoro byliśmy w kryzysie to co po zwycięstwie z ŁKS-em? Jest jeszcze ten kryzys, czy zniknął nagle? W Hiszpanii był kryzys, co prawda gospodarczy, ale on trwał kilka lat. I to jest kryzys! Mnie to denerwuje, raz jesteś wychwalany, by od razu być ostro krytykowanym. Czasami trzeba znać swoje miejsce w szeregu. Zdobyliśmy mistrzostwo Polski, ale z dnia na dzień Piast Gliwice nie stał się wielkim klubem, nie wiem czy możemy co rok walczyć o złoty medal.

Mierzmy siły na zamiary. Celem podstawowym i osiąganym co sezon powinna być pierwsza ósemka. Na razie budujemy swoją markę, krok po kroku, powoli, bez nerwów. Patrzę na tabelę i Ekstraklasa jest coraz bardziej wyrównana i zacięta.

Widać to po was, bo niedawno byliście na drugim miejscu, przed spotkaniem z ŁKS-em byliśmy na siódmym.
Gerard BADIA: – Ja nawet już nie wiem na którym jesteśmy po wygranej z ŁKS-em. Tak szybko to się zmienia. Jeden wygrany lub przegrany mecz robi sporą różnicę. Najważniejsze, żeby teraz zrobić przewagę przed tymi co za nami. Trzymać się czołówki, żeby wiosną nie było tyle nerwów. Nie mogę się doczekać podziału na grupy, to zdecydowanie bardziej komfortowa sytuacja.

Długo pana dośrodkowania w meczu z ŁKS-em nie przynosiły oczekiwanego efektu. Z czego to wynikało, że dopiero w drugiej połowie było inaczej?
Gerard BADIA: – Przyczyny szukałbym w boisku, bo okazje były, chciałem mocno i precyzyjnie dośrodkowywać, ale piłka się różnie odbijała i nie wychodziło mi to tak, jak chciałem. Gdy grasz na murawie o której się mówi, że to dywan, to gdy źle dośrodkowujesz to jest tylko i wyłącznie twoja wina.

W meczu z ŁKS-em nie wszystko zależało ode mnie. Szczęście polegało na tym, że w całym meczu miałem mnóstwo dośrodkowań, mogłem się przyzwyczaić do warunków. Rozmawiałem w przerwie z naszym trenerem i on mi mówił, żebym dalej posyłał te piłki, bo na pewno w końcu wyjdzie ta jedna dobra. Tak było, choć można powiedzieć, że posłałem kolegom dwie dobre piłki (śmiech). Szkoda mi jedynie sytuacja w której trafiłem w poprzeczkę, bo byłaby to bardzo ładna bramka. Jestem jednak zadowolony, bo dwie asysty też się liczą. Rolą pomocnika jest pomagać.

W pierwszej połowie widzieliśmy słabego Piasta. W drugiej zupełnie inną drużynę. Dlaczego?
Gerard BADIA: – Chcieliśmy od początku zastosować pressing, ale oni dobrze od tyłu rozgrywali akcje i nie wychodziło nam to zbyt dobrze. Ramirez i Pirulo w ofensywie stanowili spore zagrożenie i trzeba było na nich uważać, nie mogliśmy się całkowicie odkryć. Z drugiej strony do przerwy powinien być bezbramkowy wynik, bo ŁKS oprócz gola nie miał jakichś innych groźnych sytuacji. Pierwsza część meczu nie mogła się jednak podobać. W drugiej wyglądaliśmy już zdecydowanie lepiej.

Przełamanie było wam bardzo potrzebne, zarówno jeśli chodzi o psychikę, jak i o pozycję w tabeli.
Gerard BADIA: – Jesteśmy taka grupą zawodników, w której prezentujemy wyrównany i wysoki poziom. Mamy łącznie ze zmianami na boisku czternastu piłkarzy, którzy mają podobną jakość. Każdy zawodnik jest potrzebny i najważniejsze jest to, że każdy z nas ma ten sam cel. To prawda, że ostatnio przytrafiały nam się porażki, ale taka jest piłka. Raz wygrywasz, raz przegrywasz. Dobrze, że zakończyliśmy tę serię i że w ostatnim meczu tego roku wygraliśmy u siebie.

Jesteście już trochę zmęczeni, bo 2019 rok był dla was bardzo udany, ale i wyczerpujący? Najpierw szalona walka o mistrzostwo Polski, potem szybkie przygotowywania, europejskie puchary i trudna jesień.
Gerard BADIA: – Tak, trochę jesteśmy. Fizycznie odczuwamy jesień, bo meczów było sporo, trzeba jeszcze dodać Puchar Polski. Psychicznie także nas to sporo kosztowało. Potrzebny będzie krótki reset, odpoczynek, by zebrać siły na trudne przygotowania.

Jakie plany na święta i urlop?
Gerard BADIA: – Po meczu z Wisłą Płock wracam z rodziną do domu w Hiszpanii, tam spędzimy trochę czasu, a potem lecimy na Teneryfę, żeby złapać trochę witaminy D. Potrzebujemy więcej ciepła i słońca. Z żoną i dziećmi polecą także teściowie i w rodzinnym gronie będziemy odpoczywali na wyspie. A potem klasyki, czyli Kamień i Turcja. Oba miejsca są szczęśliwe dla nas, ale mam nadzieję, że będzie lepsza pogoda niż rok temu.

 

Na zdjęciu: Gerard Badia mocno przeżywa każdy mecz i wyniki Piasta.