Giannis Papanikolaou: Pierwszy rok w Rakowie był trudny

Pomocnik Rakowa ma za sobą udaną rundę jesienną, podobnie jak wiosenną. W rozmowie ze „Sportem” wyjaśnia dlaczego w ubiegłym sezonie miał problemy z występami.


Czy Ateny to dobre miejsce urodzenia dla piłkarza?

Giannis PAPANIKOLAOU: W mojej opinii dobre, ponieważ to duże miasto. Jest tam wiele akademii, więc można dostać szansę na grę w renomowanych drużynach. Gdy byłem młody, zacząłem grać w jednej z nich. Spędziłem w niej osiem lub dziewięć lat. To pomogło mi poprawić umiejętności piłkarskie. W innych miastach, mniejszy i większych wioskach możesz otrzymać więcej szans na grę. Nie znaczy to jednak, że ktoś cię zauważy i pomoże. Nie ma nic pewnego. W większym mieście możliwości są większe.

Futbol był pierwszym wyborem?

Giannis PAPANIKOLAOU: Pamiętam, że moja rodzina – mój tata i moja mama – opowiadali mi, że gdy kładłem się do łóżka, to dawali mi piłkę do spania. Odkąd pamiętam chciałem grać w piłkę. Chciałem już zacząć w wieku czterech lat, ale nie było żadnej akademii piłkarskiej, która by mnie przyjęła. Byłem po prostu za młody. Pamiętam, że od tego momentu, rok w rok chodziłem z ojcem do jednej akademii i prosiliśmy, by mnie przyjęli. W końcu tak się stało. To mi pomogło. Kiedy zaczynasz młodo, masz więcej czasu na poznanie dyscypliny i konkretnych technik. Wtedy piłka to była bardziej zabawna. Idziesz grać z przyjaciółmi i cieszysz się tym. Miałem na co dzień kontakt z piłką. Kocham ją i nie wyobrażam sobie, żebym mógłbym robić coś innego.

Kiedy zobaczył pan pierwszy mecz? Czy ma pan jakieś pierwsze wspomnienie?

Giannis PAPANIKOLAOU: Oglądałem piłkę nożną w telewizji z moim tatą. Potem zabierał mnie na stadiony, ale zbyt dobrze tego nie pamiętam. Ojciec kibicował Olympiacosowi. Lubiłem oglądać ich spotkania, ale także Panathinaikosu czy AEK-u. Tata nie chciał, żebym był fanatykiem jednej drużyny, a po prostu cieszył się piłką. Zabierał mnie więc na wszystkie stadiony. Pamiętam to uczucie, gdy patrzyłem, jak piłkarze wychodzą na boisko, rozgrzewają się, jak trybuny dopingują swoich ulubieńców. To uczucie sprawiło, że chciałem poczuć się tak samo. Ten moment nastąpił, dlatego gram w piłkę. To moja pasja. Chcę to robić i cieszyć się tym uczuciem.

Czy w tych czasach młodości miał pan jakiegoś zawodnika, którego pan podziwiał?

Giannis PAPANIKOLAOU: Pamiętam czas, gdy Rivaldo grał w Olympiacosie, a Demis Nikolaidis, wybitny napastnik grał w AEK-u. Pamiętam wielkie nazwiska, które pomogły greckiemu futbolowi się poprawić. Oczywiście, pamiętam też drużynę, która wygrała Euro – Georgios Karangunis, Angelos Charisteas i inni. Wszyscy ci zawodnicy byli w moim sercu i sprawiali, że byłem dumny, że jestem Grekiem.

Euro 2004 były najlepszym turniejem dla pana drużyny narodowej. Jakie wtedy emocje towarzyszyły panu?

Giannis PAPANIKOLAOU: Byłem wtedy młody, ale pamiętam, że przyjaciele rodziny przychodzili do mojego domu i oglądali mecze. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, jak wielkie jest to wydarzenie. Miałem sześć lat, ale pamiętam te uczucia. Wszyscy czekali na każde spotkanie. Kiedy wygraliśmy finał, każda rodzina nie posiadała się z radości. Cała Grecja przyjechała do centrum Aten i świętowała do rana. To było naprawdę miłe.

AEK, Panathinaikos czy może Olympiakos? Do którego klubu jest panu najbliżej?

Giannis PAPANIKOLAOU: Będąc szczerym, kiedy byłem młodszy i grałem dla AEK-u to chodziłem na każdy jego mecz. Gdy zostałem zawodowym piłkarzem i zacząłem grać przeciwko AEK-owi i wszystkim innym drużynom w mojej lidze, to nie miałem już tego uczucia. Chcę po prostu cieszyć się grą i zwycięstwami swojego zespołu. Gram teraz tylko dla niej i nikogo innego.

Po AEK-u było Platanias, w którym zadebiutował pan w greckiej lidze. Pamięta pan ten moment? Był to mecz przeciwko PAOK-owi, kolejnej wielkiej drużynie z Grecji.

Giannis PAPANIKOLAOU: Tak, oczywiście. To był dla mnie bardzo ważny moment. Kiedy przeszedłem do zespołu, który miał siedzibę na Krecie, dwa lata wcześniej awansował do Superligi (najwyższy poziom rozgrywkowy w Grecji przy. red). Dali mi szansę. Podpisałem swój pierwszy kontrakt. Trenowałem ciężko, bo kiedy odszedłem ze AEK-u, zacząłem się zastanawiać, co się stanie, jeśli nie będę dobry, czy będę mógł grać w piłkę? Kiedy tam pojechałem, chciałem dać z siebie wszystko, żeby móc grać w piłkę. W momencie debiutu poczułem, że teraz, kiedy jestem na tym poziomie, muszę pracować ciężej i być coraz lepszy.

Platanias w poprzednim roku ogłosiło upadłość, prawda?

Giannis PAPANIKOLAOU: Niestety. W ostatnim sezonie, gdy tam byłem, graliśmy w drugiej lidze i walczyliśmy o awans do Superligi. Przegraliśmy w ostatnim momencie. Po tym wydarzeniu klub po prostu upadł. Prezes odszedł z klubu. Platanias nie miał pieniędzy na nic. Klub upadł. Grają teraz w lokalnej lidze, w wiosce. To bardzo zła wiadomość, bo to miejsce miało bardzo dobre warunki. Może nie posiadali kibiców i długiej historii, ale mieli możliwości by, dać piłkarzowi wszystko, aby mógł stać się lepszy.

To chyba wyjaśnia dlaczego, zmienił się pan Platanias na Panionios.

Giannis PAPANIKOLAOU: To historyczny klub, jeden z najstarszych w Grecji, który posiada rzeszę kibiców. Chciałem tam pojechać, żeby grać w Superlidze i rozegrać więcej meczów. Moim celem była dobra gra i to, żeby ktoś spoza Grecji mnie zobaczył. Chciałem zrobić kolejny krok w karierze, a więc transfer. Kiedy sezon dobiegł końca, mój agent powiedział mi, że Raków jest mną zainteresowany. Od razu powiedziałem: Dobra, jedziemy, chcę spróbować sił poza Grecję. Chciałem grać w Polsce i tak tutaj trafiłem.

Wróćmy jeszcze na moment do Plataniasu – wspominał pan o jego problemach finansowych. To nadal duży kłopot greckich zespołów?

Giannis PAPANIKOLAOU: W 2008 roku rozpoczęły się nasze problemy. Kraj ten był pogrążony w wielkim kryzysie ekonomicznym. Cała piłka nożna miała problemy, ale nie tylko. Był to duży kłopot dla wszystkich zawodów w Grecji. Ludzie mieli wiele problemów. Tak więc przez wiele lata liga grecka cierpiała na problemy ze sponsorami i pieniędzmi. Teraz, w ciągu ostatnich dwóch lat, zauważyłem, że sytuacja jest o wiele lepsza. Drużyny czasami nadal spóźniają się z płatnościami, ale nie jest tak, jak wtedy. Teraz wszyscy zawodnicy otrzymują pensję. Myślę, że Grecja wychodzi z tej bardzo trudnej sytuacji i będzie lepiej.

W Palataniasie miałeś okazję zagrać z Piotrem Grzelczakiem. Przed przenosinami do Polski pytał pan go o ligę, jak i kraj?

Giannis PAPANIKOLAOU: Mówiąc szczerze, nie pamiętam. Rozmawiałem za to z innym piłkarzem, który grał w Polsce, a wcześniej spotkaliśmy się w Platanias. Mówię o byłym graczu Korony Kielce, Ognjenie Gnjaticiu. Gdy dowiedziałem się o zainteresowaniu Rakowa, to wypytałem go o wszystko. Wypowiadał się o Polsce bardzo pozytywnie.

Obawiał się pan przeprowadzki, zwłaszcza w trudnym okresie pandemii?

Giannis PAPANIKOLAOU: Nie bałem się, ponieważ od młodości opuściłem swoje rodzinne strony, bodaj w wieku 15 czy 16 lat. Zostawiłem więc przyjaciół, rodzinę, wszystko, co miałem i zacząłem żyć sam. Byłem na to przygotowany. Jedyną trudnością była dla mnie bariera językowa. Było to szczególnie widoczne w pierwszym roku mojego pobytu w Rakowie. Kiedy jedziesz do innego kraju, gdzie jest zupełnie inny język, „bicie serca”, pogoda to jest to trudne. Start był dla mnie ciężki, ale teraz czuję się bardzo dobrze. Myślę, że widać to choćby po postawie na boisku.

Pierwszy sezon był dla pana trudny. Grał pan głównie w końcówkach meczów. Czy nie obawiał się pan, że wyzwanie jest zbyt trudne?

Giannis PAPANIKOLAOU: Pierwszy rok w Polsce był dla mnie trudny z wielu powodów. Potrzebowałem trochę czasu, aby przystosować się do polskiej ligi czy języka. Gdy udało mi się zaaklimatyzować, to doznałem kontuzji barku. Potem miałem poważne problemy rodzinne, więc nie mogłem się skupić na piłce. Bardzo źle radziłem sobie od strony mentalnej. Nie potrafiłem się uśmiechać, każdy dzień był trudny. Nie chodziło tylko o talent i poziom ligi, ale bardziej o moje wnętrze, które nie było gotowe na te wszystkie wielkie zmiany w moim życiu i te wszystkie wielkie problemy, które pojawiły się bardzo szybko. Po wakacjach, kiedy wróciłem do Aten i rozmawiałem z rodziną, poczułem, że jestem gotowy. Zostawiłem wszystkie problemy za sobą. W grudniu 2020 roku, na początku mojego pobytu w klubie zmarł mój tata. Miał raka, ale o tym nie wiedzieliśmy. Zmarł nagle, w ciągu dwóch tygodni. Po tym nie mogłem grać w piłkę. Byłem załamany. Mówiąc szczerze, to nie mogłem myśleć o piłce.

Mogę się jedynie domyślać, jak było to dla pana ciężkie.

Giannis PAPANIKOLAOU: Potrzebowałem sporo czasu, żeby dojść do siebie. W końcu udało mi się to w lecie, kiedy wróciłem w swoje rodzinne strony, zobaczyłem moją siostrę, moją mamę, porozmawialiśmy. Powiedziałem sobie wtedy: okej, muszę zacząć od nowa, spróbować podążać za swoimi marzeniami, ponieważ po roku z niewieloma występami jest to trudne. Szczerze mówiąc, nikt we mnie nie wierzy. Muszę im pokazać, co potrafię. Teraz kiedy gram w każdym meczu, jestem zdrowy i szczęśliwy, a także bardzo dumny z tego, co robię i co osiągnąłem. Mój ojciec na pewno też jest bardzo dumny z tego, co robię.

Po tych wielu perturbacjach wywalczył pan miejsce w składzie. Dobrze uzupełniacie się z Benem Ledermanem. Czy relacje poza boiskiem pomagają w porozumieniu na boisku?

Giannis PAPANIKOLAOU: Tak. Myślę, że to bardzo ważne, ponieważ kiedy przyjaźnisz się z kimś i grasz razem na tej samej pozycji, to pomagacie sobie nawzajem, motywujecie się. Staram się naciskać na niego do granic możliwości, ponieważ jest bardzo dobrym graczem. Może pokazać jeszcze więcej swoich umiejętności niż te, które teraz widzimy. Dlatego za każdym razem, gdy gramy razem, staram się go zmuszać do przekraczania granic. Czasami muszę być tym złym, aby przywrócić go do równowagi, ponieważ ma on bardzo dobre umiejętności, a one mogą pomóc drużynie.

W tym sezonie grywał pan także w obronie. Trudno przestawić się na grę na innej pozycji?

Giannis PAPANIKOLAOU: Pierwszy raz w mojej karierze byłem w sytuacji, kiedy rozgrywałem mecze w obronie. Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji, ale nie stanowiło to dla mnie problemu. Uważam, że we współczesnym futbolu, a także w kolejnych latach, kiedy piłka nożna będzie szła do przodu, to każdy zawodnik musi grać na więcej niż jednej pozycji. Piłka się zmienia. Trzeba być sprytnym i gotowym do gry na innych pozycjach, gdy drużyna będzie tego potrzebować. Potraktowałem to jako wyzwanie. Mogę grać na każdej pozycji. Chciałem po prostu grać i powiedziałem: dobra, zróbmy to. Oczywiście nie jest to moja główna pozycja, ale jeśli drużyna tego potrzebuje, to mogę grać również na niej. Cieszę się, że mogę pomóc w ten sposób zespołowi.

Przed Wami mecz z Legią, która zaczęła punktować. Czy przygotowujecie się na trudne starcie?

Giannis PAPANIKOLAOU: Myślę, że gra z Legią to zawsze ciężka rywalizacja. Bez względu na jej pozycję w lidze, to jeden z klubów o bogatej historią w Polsce. Nie grali dobrze w pierwszej rundzie, ale teraz wygrali pięć meczów z rzędu i na pewno przyjadą tutaj, aby dać z siebie wszystko i spróbują nas pokonać. Chcą odbudować swoją pewność siebie, dać swoim kibicom trochę radości. Mimo to dla mnie i myślę, że reszty zespołu nic się nie zmienia. Każdy mecz gramy po to, aby wygrać. Mamy teraz trudnego przeciwnika, ale zamierzamy skupić się na planie, na treningach i na tym, jak przygotować się do tego meczu. Będziemy starali się zdobyć trzy punkty.

Spotkanie z Legią będzie pierwszym waszym meczem w roli lidera. Nikt w klubie nie chce o tym głośno mówić, ale jesteście jednym z faworytów do mistrzostwa. To będzie wasz cel, czy zgodnie ze słowami trenera gracie tylko o europejskie puchary?

Giannis PAPANIKOLAOU: Celem na ten sezon gra w pucharach. O to walczymy. Nie zaczynaliśmy sezonu i nie mówiliśmy, że musimy zdobyć mistrzostwo, a dać z siebie wszystko i zagrać w europejskich pucharach. Dlatego dużo pracujemy na treningach i będziemy robić to dalej, by osiągnąć cel. Będziemy walczyć w każdy weekend, cokolwiek by się nie działo, do końca. Jeśli jesteśmy wystarczająco dobrzy i możemy zostać mistrzami, to dlaczego nie? Każdy chciałby zdobyć tytuł. Naszym podstawowym celem jest gra w Europie, a na kolejne zwycięstwa jesteś gotowi i chętnie je przyjmiemy.


Na zdjęciu: Giannis Papanikolaou w obecnym sezonie, po wielu zawirowaniach, wywalczył miejsce w składzie Rakowa.

Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus