„GieKSa” – krok od tytułu

Hokeiści GKS-u Katowice wygrali trzeci mecz finałowy i są blisko drugiego z rzędu złota. Tylko trzeba wygrać w kolejnym meczu. Finaliści wznieśli się na wyżyny umiejętności, ale podopieczni trenera Jacka Płachty okazali bardziej dojrzali!


Hokeiści z Katowic przystąpili do 17. meczu tak, jakby play off właśnie się zaczynał. Imponują przygotowaniem fizycznym, a goście wcale nie są gorsi. Zresztą, rywale również nie chcieli być gorsi i stąd też obserwowaliśmy szybkie tempo. Akcje zmieniały jak w kalejdoskopie i pod bramkami dochodziło do gorących momentów. Nieznaczna przewaga była po stronie gospodarzy, których akcje miały większy rozmach. Ponadto oddali więcej strzałów (12 – 7), ale, ani jednej, ani z drugie strony, nie było takich klarownych akcji. Ostateczne pierwsza odsłona zakończyła się bez bramek i w tym momencie, że znów może zadecydować jedno potknięcie. Druga tercja była znakomita w wykonaniu obu drużyny. Jednak to gospodarze mieli znacznie więcej powodów do radości. Zaczęło się dla miejscowych niefortunnie, bo Aleks Boivin wjechał odważnie w tercje rywali i precyzyjnym uderzenie pokonał Johna Murray. Ta strata podziałała na gospodarzy jak płachta na byka.

Matias Lehtonen, znakomicie spisujący się w play offie, zdołał szybko wyrównać. A potem rozpoczął się koncert gospodarzy. Hampus Olsson, imponujący świetnym warunkami fizycznymi (197 cm), wykorzystał przewagę, bo do boksu kar został oddelegowany Bartłomiej Jeziorski za zahaczanie. Gospodarze cały czas byli w natarciu i szukali swojej szansy. I znaleźli!Teemu Pulkkinen wpisał się na listę strzelców, ale gol był dziełem Olssona. Szwed wywalczył krążek, objechał bramkę i próbował go umieścić go w siatce. Ostatecznie dokonał tego jego fiński partner z ataku. Świetna odsłona w wykonaniu gospodarzy, ale i gościom należą się słowa uznania. Na potwierdzenie tych słów było gol Filipa Komorskiego zaledwie sekundę (!) po zakończeniu kary Patryka Wajdy. To jednak gospodarze panowali na tafli i ciągle szukali kolejnego trafienia. Riposta była solidna. Najpierw Pasiut, jak przystało na kapitana, zdobył gola w przewadze, ale impet nie zwalniał.

Kiedy Lehtonen zmienił kierunek krążka po uderzeniu Marcina Kolusza, wszystko zostało rozstrzygnięte. Goście, nie mając nic do stracenia, w 56:29 min wycofali bramkarza. Styl z NHL zawitał na krajowe lodowiska… Katowiczanie byli lepsi, a przede wszystkim skuteczniejsi.
W czwartek rewanż i być może będzie koronacja mistrza.

GKS KATOWICE – GKS TYCHY 5:2 (0:0, 3:1, 2:1)

Stan rywalizacji 3-0

0:1 – Boivin – Mroczkowski – Younan (21:06), 1:1 – Lehtonen – Monto – Simek (24:37), 2:1 – Olsson – Simek – Varttinen (29:58, w przewadze), 3:1 – Pulkkinen – Olsson (36:23), 3:2 – Komorski – Dupuy – Pociecha (41:30). Pasiut – Kolusz – Fraszko (50:18, w przewadze), 5:2 – Lehtonena – Kolusz – Simek (53:59).

Sędziowali: Michał Baca i Pawel Kosidło – Artur Hyliński i Andrzej Nenko. Widzów 1420.

KATOWICE: Murray; Kruczek – Rompkowski, Kolusz – Wajda (2), Varttinen (2) – Wanacki. Musioł – Mrugała; Bepierszcz – Pasiut – Fraszko, Magee (2) – Monto – Simek, Simek, Olsson – Pulkkinen – Lehtonen, Hitosato – Smal – Krężołek. Trener Jacek PŁACHTA.

TYCHY: Fuczik (2) (49:33: Lewartowski, 50:19. Fuczik); Pociecha – Kaskinen, Younan – Nilsson (2), Bizacki – Ciura, Jaśkiewicz; Szturc (2) – Komorski – Sedivy, Dupuy – Boivin – Mroczkowski, Jeziorski (2) – Galant – Juhola, Marzec – Starzyński – Gościński. Trener Andrej SIDORENKO.

Kary: Katowice – 6 min, Tychy – 8 min.


Fot. Tomasz Kudala / PressFocus