Gikiewicz nie dogadał się z Unionem

Choć Rafał Gikiewicz i Union Berlin rozmawiali od wielu tygodni, porozumienia nie znaleźli. Stołeczny klub straci cenną postać, która przez dwa sezony odcisnęła wielkie piętno na zespole.

– Po kilku rundach negocjacji nie udało nam się osiągnąć finansowego porozumienia, więc zdecydowaliśmy się zmienić obsadę na pozycji bramkarza – powiedział dyrektor sportowy beniaminka Bundesligi, Oliver Ruhnert, rzucając nieco oficjalnego światła na sprawę z polskim bramkarzem.

Najlepszy z berlińczyków

Gikiewicz przyszedł do Unionu w lipcu 2018 roku za śmieszne pieniądze po tym, jak nie udało mu się wygryźć z bramki bundesligowego Freiburga bardzo pewnego punktu – Alexandra Schwolowa.

Urodzony w Olsztynie golkiper liczył na to, że Niemiec opuści klub, jak wielokrotnie zapowiadano, lecz ostatecznie został na Schwarzwald Stadion, gdzie jego pozycja jest właściwie niepodważalna. Przez dwa lata Gikiewicz zagrał tam tylko cztery mecze i zdecydował się na przeprowadzkę do stolicy, gdzie po roku wywalczył awans do Bundesligi, pierwszy w historii Unionu.

Dzięki swojej ambicji, waleczności i profesjonalizmowi zyskał ogromną sympatię kibiców, którzy doceniali także to, że „Giki” bywa zabójczo szczery. Co więcej, w drodze do ligowej promocji udało mu się nawet… zdobyć gola i zaliczyć asystę, a to dla bramkarza rewelacyjny wynik.

Swoją wysoką dyspozycję podtrzymywał również po awansie, będąc wymienianym wśród najlepszych golkiperów Bundesligi, w liczbie obronionych strzałów ustępując tylko Yannowi Sommerowi z Moenchengladbach.

Odwagą z kolei zasłynął w listopadowych, historycznych derbach Berlina z Herthą, kiedy zatrzymał grupę chuliganów Unionu, którzy wbiegli na boisko, chcąc dostać się do sektora gości. Nie bez powodu Gikiewicz został wybrany najlepszym piłkarzem drużyny w 2019 roku.

Poszło o kasę

Nie wszystko jednak było w jego przypadku takie „różowe”. O jego wygasającym kontrakcie było wiadomo już od dawna, tak jak od dawna trwały rozmowy między nim a szefostwem. Już 2 stycznia wspomniany Ruhnert powiedział: – Jesteśmy całkowicie spokojni. Nie sądzę, żeby ściągnięcie nowego bramkarza było dużym problemem. Umowę albo przedłużymy, albo nie.

– Podejście dyrektora sportowego mogło zastanawiać zważywszy na to, jak wielką rolę odgrywał w Unionie Polak i jak wielką sympatią darzyli go kibice. Tygodnie jednak mijały, a nowego kontraktu wciąż nie było. W czwartek klub poinformował, że już go nie będzie, a Rafał Gikiewicz po sezonie opuści zespół.


Czytaj jeszcze: Bundesliga w stronę limitów


– Po dwóch wspaniałych latach i wielu wspaniałych momentach przyszedł czas powiedzieć „cześć”. Jest to ciężkie, ale takie jest życie zawodowego sportowca. Piłkarz gra tam, gdzie go chcą i gdzie dostanie kolejną szansę – napisał 32-latek, między wierszami przekazując swoje stanowisko w całej tej sprawie.

Nie jest tajemnicą, że Gikiewicz po dwóch świetnych sezonach (choć ten bieżący jeszcze się nie zakończył) liczył na podwyżkę, pewnie swoją ostatnią w karierze, na co nie chciał się zgodzić klub dysponujący ograniczonymi możliwościami finansowymi – pytanie brzmi, jak bardzo ograniczonymi?

Ruhnert miał także preferować postawienie na jakiegoś młodszego bramkarza. Dziennikarz wydawanej w Berlinie gazety „Tagesspiegel”, David Joram, napisał w swoim komentarzu:

– Można założyć, że Ruhnert zbadał wszystkie możliwości. Gdy w końcu chodziło o pieniądze, Union zakręcił kurek. Berlińczycy nie chcieli zagłębiać się w kieszenie tak, jak chciał Gikiewicz. Bez względu na to, jak niepopularna to była decyzja, Ruhnert pokazał swoją siłę i wysłał sygnał: żaden zawodnik nie jest większy od klubu, nawet Rafał Gikiewicz.

Na razie nie wiadomo, gdzie trafi 32-latek. Zainteresowanie wykazał turecki Besiktas, a niektórzy sugerowali także Schalke, które po odejściu Alexandra Nuebela do Bayernu może szukać odpowiedniej alternatywy.


Na zdjęciu: Kibice Unionu Berlin nie kryli smutku w związku z nadchodzącym odejściem Rafała Gikiewicza.

Fot. PressFocus